poniedziałek, 29 lipca 2013

Pamiętnik Geniusza Zła, 29 lipca 2013

Czy jestem jedyną osobą, która patrząc na słowo "friends" na facebook'u myśli: "wait, what? they're not my friends, i barely even know them"?

Innymi słowy, to znowu ja.

Byłam bardzo zajęta przez ostatni tydzień. Musiałam podpisać kilka petycji, zlecić pare zadań skrytobójcom (którzy niestety wciąż boją się jechać do Rosji), uknuć kilka złowieszczych planów, zabić trochę zombie i nadrobić Doctora who (czego wciąż nie zrobiłam, ale chyba nikt nie może mnie za to winić. Obejrzałam dwa odcinki, jak dla mnie to sukces).

Więc tak, ciężki tydzień.

A jeszcze jutro muszę opuścić moją super-tajną-i-złowieszczą bazę (znaną także jako mój pokój) i lecieć na drugi koniec kraju.

I w dodatku mój pies jest mokry na mojej podłodze.

Bo tak, jest burza. I deszcz. Kiedy będę rządzić światem zakażę burzom bycia. 

Deszcz może zostać. Lubię deszcz.

Bo deszcz jest taki jak ja. Nie robi nic prawdziwie złego, a ludzie i tak go nie lubią. Więc jest skazany na wieczną samotność i życie ze swoimi pięknymi ideałami w jakiejś dziurze (albo moim pokoju).

O czym ja pisałam?

sobota, 27 lipca 2013

RedSight, Czerwona zamieć, 27.07.2013

                Obudził mnie krzyk i wybuch tak mocny, że ze stropu posypał się gruz. Zaraz po tym drzwi otworzyły się z hukiem a do środka wbiegł zdenerwowany Barnaba.
                - Chyba musimy już teraz zacząć przeprowadzkę… - powiedział tylko.
                Wtedy dotarło do mnie, co się dzieje. Znaleźli nas. Niedobrze…
                Szybko wstałam, chwyciłam tylko moją czerwoną chustę i przewiązałam w pośpiechu oko. Podeszłam do okna. Na dole jak mrówki gromadzili się żołnierze. Były ich dziesiątki. Otoczyli nas odcinając nam drogę ucieczki. Złapałam się za głowę. Nie wiedziałam, co robić.
                - Liny… - Nie słyszałam nawet, kiedy stanął obok mnie. Spojrzałam w górę, z dachu rzeczywiście zwisały dwie grube jak ręce liny. Jak mogłam o nich zapomnieć.
                Bez zastanowienia wdrapałam się na parapet i spróbowałam dosięgnąć jednej z nich. Okazało się, że to wcale nie będzie takie łatwe. Każda z nich kołysała się nieśmiało jakiś metr od krawędzi okna, a do ziemi było jakieś 10 pięter. Nie potrzebowałam jednak zachęty. Przykucnęłam lekko i skoczyłam najmocniej jak mogłam. Udało mi się złapać jednej liny. Zimne powietrze poranku smagło moją skórę aż przeszedł mnie dreszcz. Spojrzałam jeszcze raz w dół i zamarłam. Serce podeszło mi do gardła. Co teraz?
                - Red! Nie patrz w dół! Spróbuj się rozbujać i dosięgnąć najbliższego drzewa!
                Nie szło mi to najlepiej, ale w końcu udało mi się. Drzewa wcale nie były tak daleko jak myślałam.  Bez problemu przeskoczyłam na jedno z nich. Odwróciłam się żeby ponaglić Barnabę i zamarłam. W pokoju rozgorzała walka. Mój towarzysz stał sam okrążony dziesiątką żołnierzy.
                - Uciekaj Red! Nie oglądaj się!
                Zaczęłam przeskakiwać z gałęzi na gałąź zwinnie jak wiewiórka.  Kiedy zauważyłam, że w pobliżu nie ma żołnierzy postanowiłam zejść na ziemię. Gdy tylko postawiłam bose stopy na ściółce, od razu pobiegłam przed siebie. Nie minęła chwila i usłyszałam za sobą kroki. Obejrzałam się przestraszona, ale nic nie widziałam. Nagle z ciemności wybiegł Barnaba. Zrównał ze mną krok.
                - Nie oglądaj się. – Powiedział i złapał mnie za rękę.
                Ciągnął mnie przez największe krzaki w lesie. W końcu udało nam się dobiec do naszego lądowiska. Dopadliśmy do jednego z małych kukurydzianych samolocików, kiedy z lasu wysypali się żołnierze.
                - Szybko Red! Właź do środka!
                Wgramoliłam się na swoje miejsce. Barnaba był już na swoim i próbował odpalić silnik. Zaskoczył za trzecim podejściem. Skierowaliśmy się na pas. Żołnierze Biegli za nami. Byliśmy dla nich za szybcy. Już po chwili lecieliśmy. Nad lasem unosiła się czerwona łuna. Moja wieża płonęła…
                Nie wiem, kiedy zasnęłam, ale obudzić się w spadającym samolocie to nic przyjemnego. Wszystko mrugało, pikało i piszczało. Ziemia była coraz bliżej. Zamknęłam oczy, objęłam się rękoma i wbiłam paznokcie w barki. Głośniejsze od uderzenia w ziemię były tylko przekleństwa Barnaby. Udało mu się jednak tak ustawić maszynę, że tylko prześlizgnęła się po płaskich otoczakach małej rzeki i zatrzymała się uderzając w jakiś stary spróchniały pień.
                Kiedy miałam już całkowitą pewność, że jesteśmy na ziemi, szybko wybiegłam z resztek samolotu i zatrzymałam się kilka metrów dalej. Zimna woda obmywała moje stopy.
                - Gdzieś Ty nas wywiózł? – Zapytałam, gdy Barnaba stanął obok mnie.
                - Jesteśmy gdzieś w Polsce. – Powiedział i zaczął ściągać i rwać koszulę.
                Podszedł do jednego z większych kamieni i gestem kazał mi na nim usiąść. Nie protestowałam. I tak byłam mocno zmęczona. Kiedy tylko usiadłam Barnaba nachylił się i przewiązał mi podarte kawałki koszuli na stopach.
                - Na razie powinno wystarczyć. Niedaleko jest jakieś miasteczko. Musimy pójść z nurtem i dotrzemy tam za jakąś godzinę.
                Droga była koszmarna. Kamienie przerywały lekki materiał koszuli i kaleczyły bezlitośnie moje stopy. W pewnym momencie Barnaba bez słowa podszedł i wziął mnie na ręce. Myślę, że gdyby tego nie zrobił po jeszcze kilku krokach padłabym jak kawka.

                Kiedy doszliśmy do miasta słońce świeciło już nad horyzontem. Miasto nie było w cale malutkie. Szerokie drogi były zapełnione samochodami, na chodnikach ludzie przeciskali się obok siebie spiesząc się, stare kamienice górowały nad tym wszystkim patrząc z wysoka oczami wiekowych okien.
                - Zaczekaj tutaj. Znajdę nam jakieś lokum. – Powiedział sadzając mnie na pierwszej ławce.
                Nie czekałam długo. Kiedy wrócił zadzwonił mi przed nosem małym pękiem małych kluczy. Pomógł mi wstać i poprowadził wybrukowaną gładkim kamieniem ulicą.
                Mieszkanie było malutkie. Znajdowało się na piętrze jednej z kamienic. Dwa pokoje, kuchnia, łazienka. Stare, obskurne ściany, pokryte kredą i mnóstwo pajęczyn.
                - Na razie powinno wystarczyć.
                Po tych słowach rozległ się dźwięk podobny do tego, który towarzyszy rozsypaniu szklanych kuleczek. Spojrzałam za okno i zobaczyłam na zewnętrznym parapecie małą łasiczkę.
                - Jeszcze dobrze się nie zadomowiliśmy a oni już wiedzą gdzie jesteśmy. – Powiedziałam dumna z moich małych szpiegów.
                Mechanizm okna jęknął cicho, kiedy je otwierałam. Gronostaj wyprostował się szybko i zasalutował mi. Był to ów osobnik z kapeluszem z piórkiem. Szef całej reszty. Pogrzebał chwile w małej torbie przewieszonej przez ramię i podał mi złożoną kartkę. Wzięłam ją w pośpiechu i uścisnęłam mu łapkę na znak wdzięczności. Zwierzątko zasalutowało raz jeszcze i zeskoczyło z wysokiego parapetu by zniknąć w pobliskich chaszczach.
                Otworzyłam kartkę i przeczytałam pierwszy raport. Były tam rysopisy i dokładne adresy siedzib kilku superbohaterów. Położyłam raport na stole i rzuciłam się na pobliskie łóżko.
                - Co teraz? – Zapytał Barnaba.
                -Teraz czas odpocząć. Resztą zajmiemy się jutro…




Chciałam się wam podlizać muzyką ale nie wiem co lubicie. Dlatego wklejam to co lubię ja. :)
 

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 26 lipca 2013



Kto pamiętał o dniu legendarnego wyłączenia nadajników analogowych 23 lipca 2013? Ja nie pamiętałam. Mimochodem zobaczyłam tylko jak jakoś pod wieczór coś na powierzchni Księżyca eksploduje. Zaowocowało to komunikatem wewnętrznym pt. O, księżyc wybuchł i tyle, dalej sobie kleiłam selera z gazety.


sobota, 20 lipca 2013

Pamiętnik Geniusza Zła, 20 lipca 2013

Hej, zgadnijcie kto wrócił.

Tak, ja.

Cudna Marvel.

Wasza ulubiona geniusz zła.

Właściwie to Geniusz Zła.

Szczęśliwi?

Hope so.

Długo nie pisałam, ale to nie dlatego, że kompletnie nie przejmuję się żadnymi obowiązkami i powinnościami.

Mogę być Geniuszem Zła, ale nie jestem zła.

Przeżywałam przez ostatni rok coś co można nazwać kryzysem emocjonalnym.

I szczęśliwie z niego wyszłam.

Prawie.

Ale skoro czuję się już dobrze mogę wrócić do nauczania drogich czytelników i bohaterów teorii zła.

Ej, to brzmi całkiem ciekawie.

Rozdział Pierwszy - "Czym jest zło?"

Może was to dziwić, ale zło jest jednym z najgorzej interpretowanych pojęć dzisiejszych czasów. Każdy ma swoją definicję zła. By to udowodnić popytałam paru osób. Oto niektóre z definicji, które otrzymałam:

"Diabeł jest złem. I ludzie, którzy nie wierzą w Boga. I młodzież. Młodzież też jest zła." - pani spod kościoła

"Kobiety i homoseksualiści." - jakiś przypadkowo spotkany polityk

"Komuniści." - mój ojciec

"Cholera, źle się czuję, a ty karzesz mi myśleć. Użyj wikipedii." - chory superbohater

"Zło to jedna z dwóch podstawowych wartości moralnych; przeciwieństwo dobra." - Wikipedia

Stwierdziwszy, że wszystko co usłyszałam jest bzdurą utworzyłam własną definicję zła:

"Zło jest współczesnym pojęciem na coś, co nam się nie podoba. Złymi nazywamy ludzi, którzy nie myślą tak jak my, rzeczy, które nie pasują do naszego widzenia dobra i zachowania nam nie pasujące. "

Każdy ma inne pojęcie zła. I każde z tych pojęć jest błędnę. Bo czy można złym nazywać pragnienie zmiany? Czy chęć wymordowania wszystkich ludzi o idiotycznych poglądach raniących innych jest zła? Jeśli tak, to ja nie chcę być dobra, dziękuję bardzo.


Więc tak, to jest fragment mojej książki, którą kiedyś napiszę. Albo i nie, ponieważ jestem leniwa.

Zobaczycie, kiedyś będzie to szkolny podręcznik. Albo chociaż lektura.

Na dziś was żegnam, napiszę wkrótce.
Marvel Princess





poniedziałek, 15 lipca 2013

Myth, Dziennik Superbohatera 15.07.13r Poniedziałek

Jak zapewne pamiętacie ostatni wpis pojawił się 13 dni temu, ale dlaczego aż tak długo? Czy to przez to że nie chce mi się już pisać bo nikt nie czyta bloga? A może byłem chory? Albo może zdarzyło się tak że reszta superbohaterów na których liczyłem i którzy mieli mi pomagać i współdziałać ze mną sobie odpuścili i tak oto z 13 piszę zaledwie 2? A może byłem tak strasznie zajęty ratowaniem świata że nie byłem w stanie dojść do komputera? Albo może w końcu udało mi się znaleźć klucz do serca Monici Bellucci?

Otóż prawda jest taka że gdy wraz z Fireslayer odparliśmy atak Aikonian na chwilowo przebywającą tu Cesarzową Titę okazało się że to tylko przykrywka. Tak na prawdę Aikonianie byli tymi dobrymi, a ten wielki wieloroboci robot przebrany za zapaśniczkę sumo przebraną za członka ochrony. Tak, wiem, to trochę moja wina że jej nie sprawdziłem, ale w sumie to nieważne, gdyż o mało co wieloroboci robot zwany Duża Daria, tzn konkretnie 3/4 tego robota, uprowadził Cesarzową Titę. Za to w tym czasie ja, Fireslayer i 1/4 Dużej Darii niemal doszczętnie zdewastowaliśmy fregatę klasy "Rumcajs". Na szczęście Fireslayer  wskoczyła przez dziurę w kadłubie i zadała im kilka pytań. Oczywiście robot rzucił się na mnie z wielką golarką i krzyczał że mnie ogoli... Było mi niesłychanie przykro gdy jeden z wojskowych czołgów odstrzelił mu głowę zanim zdążyłem skonfrontować z nim moje ostrze. No cóż ale najważniejsza była władczyni 26 systemów gwiezdnych.

szukaliśmy ich przez 2 dni, znaleźliśmy ich w Kambodży gdy kończyli budowę prowizorycznej rakiety na cmentarzysku słoni. Błyskawicznie ich pokonaliśmy i osobiście odeskortowałem Cesarzową Titę na planetę-stolicę jej cesarstwa, planeta ta zwana Stieczcin czy jakoś tak. No to teraz pora wytłumaczyć co robiłem przez pozostałe 10 dni otóż byłem na wczasach w Stieczcinie, no wiecie, słońce, drzewa, łóżka... Oni tam mają tego sporo i jakoś tak ciężko było się oderwać, ale już jestem! Wróciłem! I znów ratuje świat!


czwartek, 11 lipca 2013

Sektencja, Dziennik Superdetektywa, 11 VII 2013

   Towarzyszyła nam grobowa cisza. Trwała jednak tylko kilka sekund, ponieważ burczenie w brzuchu Nomena ją przerwało. Spojrzeliśmy na niego. On popatrzył na nas, potem na odłożony przez siebie talerz...
- Omnomnom... A'e 'ak 'o, 'ie 'uch? - Zapytał, nie przerywając konsumpcji.
- No normalnie, nie duch, tylko człowiek! Zostawił ślady! Teraz zrobimy - czyli ty zrobisz - odlew tego buta i poszukamy sprawcy.
- 'Ylko 'ajpierw 'jem.
- Tak, tak, a ja przesłucham wszystkich. Czy jest tu jakiś porządny gabinet, gdzie nikt nie da rady podsłuchiwać? - Zwróciłam się do Kunegundy.
- Tak. Jest na pierwszym piętrze, przy schodach.

- Dobrze, niech więc wszyscy zbiorą się w korytarzu. Przesłucham was po kolei, a Nomen w tym czasie zrobi odlew buta i... - spojrzałam na niego - zje.

poniedziałek, 8 lipca 2013

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 7 lipca 2013



Na czym skończyłam? Na ataku na tamtą bazę, na podsłuchach zza szyby, na tym jak zaatakowałam Ciasteczkowego Potwora... Czy może to on mnie zaatakował? To było tak dawno... A zresztą nieważne - moim znajomym tajnym agentom przestała się w końcu podobać "pomoc" superbohaterki, która nie robi nic oprócz kombinowania, jak tu wyrwać się do komputera, żeby coś obejrzeć, poleniuchować i w ogóle która ciągle nie wie, na czym skończyła. Stwierdzili, że gdybym poświęciła część z przeznaczanej do tego energii na próbę rozwiązania problemu głodu i wojny na świecie, dawno już wrócilibyśmy do Edenu. Jimmy Float próbował rozpisać to matematycznie, a Angus napisał wiersz (ale biały, czyli dramat czy jakoś tak). Przyznam, że wyglądało to trochę jak przypadki wykopania kogoś z zespołu, który sam założył, ale miało też swoje zalety (trochę spokoju?), więc spokojnie zdałam sprawozdanie ze swoich ostatnich podchodów (ze szczególnym uwzględnieniem ostrzeżenia dla Zbigniewa, nowego prawie-główno-dowodzącego, żeby strzegł się swojego dawnego kolegi, bo on tam jest), po czym spakowałam rzeczy, komputer i BISPOPa, i ruszyłam z wolna krokiem, którym zwykle kieruję się na stację.

sobota, 6 lipca 2013

Sektencja, Dziennik Superdetektywa, 06 VII 2013

'Podczas produkcji nie ucierpiało żadne zwierzę.'
Witajcie!
   Nareszcie detektywistyczna szkoła przerwana przez wakacje! Teraz siedzę i sprzątam zamiast brać się za śledztwa.
   Cóż, jak widzicie, moja rekonwalescencja troszkę trwała. Nie jest to jednak dziwne, nawet teraz moja ręka nie jest w pełni sprawna. Muszę nauczyć się posługiwać maczetą i skutecznie przed nią chronić. No i udało mi się pozbyć Nomena - potrafię już sama jeść! Bez przesady! Tymczasem Mistrz urósł i w ogóle... Wszystkie smoki podrosły.
   Od wypadku, gdy tylko obrosłam w siły, znów zaczęłam biegać. Czasem nawet towarzyszy mi Nomen, ale jest raczej irytujący - w końcu biegam po to, aby rozmyślać jak rozwiązać daną sprawę, a nie po to, aby wysłuchiwać jego opowieści.

wtorek, 2 lipca 2013

Myth, Dziennik Superbohaterów 2.07.13r Wtorek

Pięć obiektów zawisło nad miastem, szósty wylądował na największym placu w mieście. Oczywiście zebrała się drobna grupka gapiów, jakieś 5000 sztuk ludzi. Kilkuset reporterów, 14 helikopterów telewizyjnych i jedna motorówka, nie wiem jakim cudem i po co umieścili ją w fontannie ale pomińmy to.
po przeciwnej stronie placu ktoś na szybko postawił wielki podest z czerwonym dywanem aż do statku kosmicznego Cesarzowej Tity. Na tym podeście stoją dwie osoby. Ja i Fireslayer.

Jestem gotowy, porządnie ogolony i w odświętnej zbroi. Mam na sobie też szczęśliwe bokserki w reniferki, mam nadzieję że chociaż trochę mi pomogą. Strasznie się stresuje, Cesarzowa Tita to nie byle kto, władczyni 26 systemów gwiezdnych-wszystkie podbiła siłą. Tylko po co przyleciała na Ziemię? Prześladuje mnie to gdyż nie wiem czego ona tak właściwie chce. Spojrzałem na Fireslayer, chyba była przerażona bo cały czas miała lekkie drgawki, albo to po prostu wirujący w niej ogień bo odzyskała moce i teraz ją nosi by coś spalić. Skinąłem głową, odpowiedziała tym samym gestem. Dodała szeptem:


- Pamiętaj że muszę Ci coś powiedzieć...

Nagle ze statku wyleciała biała mgiełka pary, wielka stalowa rampa przyozdobiona niebieskimi pasami i światełkami wysunęła się z pojazdu. grube drzwi miały się zaraz otworzyć, rzuciłem więc okiem na naszpikowanego po zęby bronią różnoraką niszczyciela klasy "Wściekły rekin Gustaw". Ciężko będzie to dziadostwo rozwalić, w sumie gdyby Agata roztopiła poszycie kadłuba to mógłbym wbić ostrza i narobić bałaganu. Ewentualnie mogę ściągnąć garnizon wojska, podjedzie jakiś ładny dywizjon pancerny i go podziurawią, mógłbym postąpić nieludzko i bez skrupułów- wejść na statek i zapchać toaletę... Nie! Nie wolno mi myśleć w taki sposób, to zbyt duże bestialstwo. Jednak patrząc na działa protonowe i kartaczownice magnetyczne odczuwałem pewien niepokój.

Gdy już drzwi rozsunęły się na boki i opadła mgiełka wytworzona przez statek zauważyłem Królową 26 Systemów gwiezdnych. Jak zwykle jej niebezpiecznie seksowne ciało kusiło wszystkich zgromadzonych, była niczym współczesna Kleopatra, tylko że z 29 762 397 698 razy większym królestwem. Jej wysokie szpilki powodowały że wyglądała jeszcze seksowniej. Zmierzała powolnym, arystokratycznym krokiem wzdłuż czerwonego dywanu. Jak na razie wszystko było okej, w razie czego mam rozpaloną Agatę i jajecznicę(do celów wiadomych) oraz zapas kanapek(do jedzenia). No ale jak to zwykle jest że gdy jest okej, nagle przestaje być. Tym momentem była sekunda w której mnie zauważyła. Zrobiła strasznie dziką minę i zaczęła biec w stronę podestu. Cholernie szybko się przemieszczała, po kilku sekundach była już pod podestem by sekundę potem wyskoczyła z niebywałą szybkością i ...