...A teraz - obiecana kontynuacja z dnia poprzedniejszego...
Na czym skończyłam..? Ta, ta, ta... Gessler, ta, ta, ta... ogórek, ta, ta... A! Że pójdę odwiedzić Makłowicza!
No to poszłam. Otworzyłam wielkie drewniane drzwi, które wydały z siebie dźwięk, który to ja powinnam wtedy z siebie wydać, bo doprawdy nie było łatwo zmienić ich ustawienie względem ściany. W zasadzie była to pierwsza okazja, kiedy szyld mi się naprawdę przydał, bo to właśnie zamachnięcie się nim spowodowało odpowiednie ustawienie strzydeł wejścia.
W środku panowała ciemność.
Ciemność.