wtorek, 20 grudnia 2011

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 20 grudnia 2011


W jakimś piątkowoweekendowym Metrze z 9-11 grudnia pojawiła się (na samej okładce!) taka obserwacja:








I się bardzo z nimi zgadzam - to w jaki sposób dzieci odbierają świat i czułe są na nieszczere robienie na pokaz, jest niesamowite. Kiedyś, może ze dwadzieścia lat temu, kiedy rodzina spotykała w markecie Św. Mikołaja, zainteresowane było nim nie tylko dziecko, ale i sami rodzice. Mikołaj był wciąż taką kolorową nowością z (przereklamowanego, jak dzisiaj już wiemy) Zachodu, który był piękną wisienką na torcie wszystkich świątecznych wizyt u dawno niewidzianych krewnych, robienia ciast i strojenia mieszkań z czego się tylko miało. I to wszystko sprawiało frajdę rodzicom, która automatycznie udzielała się dziecku. Do tego mamie i tacie jakoś naprawdę zależało, żeby utrzymywać dziecko w błogiej nieświadomości istnienia takiego czegoś jak pieniądze i przysłaniać je legendą o jakimś niesamowitym podróżniku z zimnych krain, który nie musi się nimi przejmować.



Zamiast tego mamy dzisiaj obawy przed braniem wolnego na święta (bo wszędzie zwolnienia...), bieganie za prezentami pośród ogłuszającego kiczu i strojenie domu na amerykańską modłę, czyli tak, żeby "pokazać" sąsiadowi. A później spotyka się w sklepie Mikołaja (a w każdym większym jest pewnie co najmniej jeden) i sadza na kolana swoje dziecko. Po co? Nie po to, żeby dziecko miało kiedyś piękne rozmazane wspomnienia długobrodego staruszka z roześmianymi rodzicami w tle, ale żeby zrobić zdjęcie i pochwalić się nim znajomym na Facebooku.

A dziecko to czuje, wierzcie mi. Sama nim byłam, a że jestem superbohaterką, to mam wybitnie dobrą pamięć dziecięcych odczuć.



Ale i tak większość rodzin spędzi Wigilię przy karpiu z folii i Kewinie samym w domu.



A tutaj jeszcze coś w temacie:









No a tak nawiasem to ta mina dzieciaka wymiata.


Myth, Dziennik Superbohatera 19.12.11 poniedziałek

Poniedziałkowy poranek jak zwykle przywitał mnie nienaganną porcją ciężkich przeżyć . Jak zwykle w Tajnej Siedzibie panował ogromny bałagan , gdy już dostałem się do samochodu , tata odwiózł mnie na przystanek . Chwilę później otrzymuje sms od Renatki że na gg przesłała mi poprawioną wersję mojego listu , niestety siła oprogramowania chroniącego biblioteczne komputery jak i ograniczenie czasowe nie pozwoliło na wejście na gg . Więc oddałem starą wersję , pełną błędów , pociesza mnie fakt że list oddały tylko 2 osoby .

Za to na Wosie i Historii nauczyciel postanowił radośnie sprawdzić naszą wiedzę poprzez kartkówkę , prawdę mówiąc nie miałem nic przeciwko ponieważ dysonuje wystarczająca wiedzą z tego zakresu , bo ją przyswoiłem dzień wcześniej . Niestety w życiu Superbohatera a zwłaszcza Superbohatera tragicznego którym jestem ja, jest tak że jeśli wszystko idzie dobrze to można być pewnym że zaraz coś zacznie się knocić :) i tak było i tym razem . Za bardzo przejąłem się listem i zapomniałem o sprawdzianie z j.angielskiego , marnie widzę ocenę z tego sprawdzianu . Na pocieszenie mieliśmy lekcję matematyki z Baronem Zennonnem .

Wraz z kolegami w obliczu nieuchronnie zbliżających się dwóch lekcji z Tą której imienia nie wolno wypowiadać dokonaliśmy aktu kapitulacji . Wróciłem dumnie do domu na moim wysoce technologicznie zaawansowanym rowerze ponieważ zostawiłem go w piątek tam gdzie zdarza mi się go zazwyczaj zostawiać . W domu najsampierw zjadłem obiad a później podjąłem się iście heroicznego zadania ! poprawiłem wszystkie moje posty (ewentualnie zostało ich aż kilka) ... gdyby nie moje supermoce to nie poradził bym sobie .

Powoli przymierzam się do kupna/budowy MythMobilu , jak na razie mam projekt :








jutro prześlę bardziej szczegółowy projekt :)
Pozdrawiam :)

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 19 grudnia 2011



I co? Lada chwila Wigilia i tak dalej, a tu niejaki Mistrz Zuo wymyślił sobie teraz, że się uaktywni i coś zepsuje i będzie rządził światem. No ja nie mogę, jacy oni są wszyscy monotonni...



Każdy normalny szwarc charakter pojechałby czynić zamęt i tym podobne do stolicy, ale ten leń wymyślił, że mu zimno, więc został w Szczecinie. Tak planował odpalić wielki elektryczny hipnotyzer, który miałby zmusić wszystkich obywateli Polski (w praktyce to wschodniej Polski i zachodnich Niemiec, ale weź tu rozmawiaj z takim analfabetą...) do kupowania nieświeżych bułek z Biedronki po nieobniżonej cenie i udziału w konkursach teleaudio emitowanych około szóstej rano. No a takimi ludźmi to już można tylko manipulować.

Wszystkie jego pięćdziesiąt trzy zęby śmiały się do mnie, kiedy przybyłam w ostatniej chwili by go powstrzymać. No, powiedzmy, że w ostatniej chwili - najpierw musiał wygłosić expose o tym, jak długo był niedocenianym bandytą, jak często okładali go różni superbohaterowie i jak tata nie dawał mi kieszonkowego na cyrk. Z trudem pokonując senność wywołaną płomiennym monologiem zbliżyłam się pełna obaw do maszynerii, która siać miała zagładę. Z przemówienia z trudem wyłapałam wątki o osłonie ołowianej, stuznakowym haśle i czułości systemu na nieautoryzowany dotyk. Na szczęście Mistrz Zuo nie był w rzeczywistości sprytniejszy niż stadko otaczających go muszek i zapomniał zrobić czegoś z gniazdkiem, które zasilało elektronikę.

No cóż...



Słyszałam gdzieś, że każdy superbohater powinien mieć swojego stałego arcywroga. W sumie nie mam nic przeciwko, tyle że... jaki kraj, tacy arcywrogowie :(




Cytat dnia:


Ech, teraz gra mi w głowie Hakuna Matata, na przemian z Spróóóbuj szynkę...




Sugerowałam Mythowi pojedynek z Klarkiem Kentem... znaczy, ten: z Supermenem. Ale on na to, że nie będzie konkurował z facetem, który nie umie założyć gaci, jak należy. I słusznie - wkońcu nawet Mistrz Zuo to potrafi, a to o czymś świadczy.

Tak więc niestety, moje napalone koleżanki - na opis wielkiej walki herosów trzeba będzie jeszcze poczekać. Na razie pozostanie Wam jedynie czytanie moich ogryzków.



A na dziś: