"Sen Konstruktora"
okazało się że zamiast przylecieć potężnym "Młotem Tora" podjechali różowiutkim garbusem z napisem "Młoteczek Torka", kazali mi usiąść na siedzeniu dla pasażera, wyciągnęli laptopa i kabel usb. Morfełusz wystawił dłonie, na jednej

Obudziłem się i okazało się że na łące przed moim blokiem ktoś zbudował więzienie.
Więzienie miało bardzo grube mury, zasieki, i bardzo wysokie wieżyczki z uzbrojonymi strażnikami którzy mieli 3 oczu . Poczułem uderzenie w głowę i trafiłem do tego więzienia. Dowiedziałem się od współwięźniów (byli to inni superbohaterowie) że to więzienie ma dziwną funkcję... potrafili utrzymywać człowieka przy życiu przez wieczność (klatka czasowa), jako że zabrano mi cały sprzęt to nie mogłem wyjść z tego więzienia, ale i tak musiałem rozwiązać zagadkę... Najtrudniejszą zagadkę, jaka kiedykolwiek istniała. I tak mijały dni, tygodnie, miesiące, lata, stulecia...

Udało mi się ! tzn prawie, bo lądowanie było trochę ostre bo upadłem na jeża. Nie wiedziałem że ma tak ostre kolce. Ale podniosłem się i ujrzałem coś czego nigdy nie chciał bym zobaczyć ...
Zobaczyłem świat... świat, który był szary smutny i ponury. Nigdzie nie było ludzi zwierząt, roślin anie KFC, lecz na tym tragicznym całym świecie była tylko jedna kolorowa rzecz -Tęcza, która była nad moim blokiem, pobiegłem do domu. Mój dom był taki jak teraz nic się nie zmienił, tylko że był taki szary i smutny, wszystko było identycznie (tzn. tak mi się wydawało) oprócz koperty, która leżała w pokoju gościnnym, to że była przywalona stertą truskawek to inna historia. Otworzyłem ją i tam był list nie wiele z niego pamiętam, ale na końcu było cosw stylu "rozwiązałeś zagadkę! Pokonałeś mnie". Ale się nie budziłem.

I nagle świat zaczął nabierać barw! Czas jakby się cofał a ja cały czas leciałem(dziwne, nawet z moim wysoce technologicznie zaawansowanym osobistym plecakiem odrzutowym wysokiej mocy latanie nie było takie fajne), w pewnym momencie poczułem, że to już ten moment i wyskoczyłem z tęczy, spadałem, ale tak powoli jak na spadochronie leciałem w stronę domu kolegi. Odepchnąłem się nogami od jego płotu i dalej szybowałem, widziałem kumpla jak stoi w ogródku z grabiami (ksywka "skoczek"[nie, nie chodzi o to że jest podobny do skoczka/linoskoczka/drewnoskoczka/dywanoskoczka/innego skaczącego czegoś]) uśmiechnąłem się do niego i pokiwałem a on mi pomachał i leciałem dalej. Wszytko było takie bardzo spokojne i nagle jebs ! upadłem i skręciłem kark! Obudziłem się z powrotem w różowym garbusie, z kablem usb w tyłku. A Morfełusz i Neło całowali się na tylnym siedzeniu. Więc wyszedłem i im nie przeszkadzałem.
Piosenka dnia :
dobranoc:)