niedziela, 18 marca 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 18 marca 2012



Z dzisiejszych czynów superbohaterskich... napisałabym po prostu, że było łyso, ale jako że pamiętam, że spece od psychologii i kontaktów z klientami/słuchaczami/czytelnikami odradzają taką formę perswazji (że nikt nie będzie czytał dalej), to napiszę, że fantastycznie. Bo zamiast ganiać po ulicach i ścianach za jakimiś złoczyńcami (w dodatku jak zwykle w marcu mam problemy z doborem stroju i ciągle ganiam w zaciepłym :q), to odpowiadałam telefonicznie na pytania potrzebujących.
Atrakcji było od groma. Począwszy od pytań o podpowiedzi, co zrobić na obiad przez dzwonienie w uchu i skutki zainteresowania wczorajszym postem paranoi typu Dlaczego moja łyżka na mnie patrzy aż po prośby o wskazówki na temat poruszania się w namiocie. Taka gęstość barwnych osobliwości uniemożliwia uwzględnienie wszystkich popisów z powodu ograniczonego czasu antenowego (cały tydzień mam pisać?), za najstosowniejsze uznałam więc sporządzenie rankingu trzech największych betonów.
No więc - miejsce trzecie...

#3
- Witam - zaczął jakiś bardzo męski bas. - Mam na imię Julia.
- O... Ja nie - dukałam starając się powiedzieć coś celnego. - A w czym mogę służyć?
- Czy zna pani jakąś dietę cud?
Mniejsza z dietą, ale cud to by się faktycznie tu przydał skomentowałam w myślach opierając opis na jej głosie. Czy takimi rzeczami zajmują się superbohaterowie?
- Bo wie pani, chciałabym stracić na wadze - kontynuowała.
- Jedyne co mogę pani w tej materii podpowiedzieć, to kupienie wagi za 100 złotych, a sprzedanie za 50 - zażartowałam.
Nie zaśmiała się, ale i oburzenie było ograniczone.
- Ale wie pani - dodała, żeby nie było, że nie skojarzyła. - Ja bym chciała NAPRAWDĘ stracić...
- No to może wziąć te wagę na raty?

#2
- Dzień dobry - usłyszałam jakiegoś pana w średnim wieku i nawet nie czekał, aż się przedstawię. - Wie pani, ja wziąłem kredyt. Taki prosty, na 40 lat.
- A co pan kupił?
- Lokówkę do włosów.
- Aaa...
- Wszystko szło dobrze, niestety po 15 latach spłacania niespodziewanie zrobiła się deflacja. Złotówka podrożała i nagle okazało się, że płacę kilka razy więcej niż powiniem!
- I zgłosił Pan to gdzieś?
- Tak, oczywiście w innym banku, żeby mi dali kredyt, na pokrycie tamtego kredytu.
- Mądre - powiedziałam z popisowo sztucznym podziwem.
- Wie pani, chyba nie aż tak... - Przyznał nagle zasmucony. - Bo wie pani: przez te dwa kredyty tak mi się wszystko zaplątało, że musiałem brać kolejne, żeby je spłacić. A potem zgarnąłem je wszystkie do banku, które wszystkie opłaty zamienia na jedną ratę i jeszcze ją obniża, ale okazało się, że i tak ta rata jest przeszło kilkanaście razy większa niż ta, którą płaciłem na początku. Znowu nie miałem pieniędzy opłacać tego co miesiąc, więc wziąłem kolejny kredyt, żeby pokryć tamten i... - Gość był coraz bardziej oburzony tym, bo mu się przytrafiło. - Proszę powiedzieć, jak to możliwe! Cały czas spłacam jedną rzecz, nawet sobie obniżyłem ratę, a tu się opłaty tylko mnożą i mnożą...
- A co się pan dziwi? - Uśmiechnęłam się na myśl o końcówce. - Ciągle bierze pan kolejne kredyty, żeby pokrywać poprzednie. Skoro sam pan doprowadza do sytuacji, gdy jeden kredyt kryje drugi, to co się pan dziwi, że się panu one mnożą?

#1

Z ucha słuchawki przemówił do mnie bardzo dystyngowany (cokolwiek dosłownie to znaczy) głos:
- Mam problem z krokodylem - wypalił natychmiastowo. Nie powiem, dodawało mu to wiarygodności, więc podjęłam dialog:
- Eee..?
- Moja narzeczona życzyła sobie krokodyla - zaczął sylabizować powoli, jakby bolały go zęby.
- Ale jak to - zupełnie jak Klara od Papkina w Zemście? - Uśmiechnęłam się ucieszona
- Co? Nie! Znaczy: tak. Znaczy... To ja jestem Papkin!
Uśmiechnęłam się jeszcze bar... A właściwie to ja parsknęłam śmiechem na całego, tylko miałam nadzieję, że sam zainteresowany pomyślał, że jest inaczej, bo próbowałam zatrać słuchawkę dłonią.
- Czyli... - Uspokoiłam się powoli. - Pana dziewczyna czy... narzeczona... ekhm. Zażyczyła sobie krokodyla, żeby był on dowodem pańskiej miłości i Pan teraz stara się przywrócić jej szacunek do siebie..?
- Na szacunek to już chyba za późno - westchnął facet.
- Ależ! Musi pan tylko użyć odpowiedniej perswazji! Jak to fajnie powiedział znajomy mojego znajomego: kobiety w obsłudze proste są! Wystarczy parę czułych słówek, jakiś prezent...
- Ale ja zdobyłem dla niej tego krokodyla.
- CO???
- No właśnie... I to z nim jest problem.
Jejciu... Skrobałam się po głowie z wybałuszonymi oczami. To ja się wcale nie dziwię tej Klarze. Ja na jej miejscu, żeby spławić tego cudaka, kazałabym mu przyprowadzić od razu Potwora z Loch Ness...
- Aaaaha. Że on teraz chce pana zjeść? - Spytałam takim tonem, jakbym nie miała nic przeciwko. - I mam przylecieć i...
- Nie chce mnie zjeść - wysilił wyobraźnię i dodał ostrożnie. - Prędzej już Klarę.
- To jak? Ratujemy?
- Hmm... Ale ja jeszcze nie powiedziałem pani, jaki to krokodyl?
- No ja stawiam, że zielony - palnęłam zniecierpliwiona. - Ale powiem panu, że kolorystyka akurat nie ma wielkiego znaczenia. Chyba że ten krokodyl jest różowy. Bo wtedy może się okazać, że jest słoniem, a wtedy...
- Nie jest zielony - wciął mi się wreszcie z trudem w słowo. - Wręcz przeciwnie: bardzo zna się na rzeczy. To Krokodyl Dundee.

Miałam go jeszcze zapytać, czy ma na czole przycisk To lubię!, ale jak wiadomo - pytanie grozi odpowiedzią. Zresztą, kiedy przyszło mi to na myśl, leżałam już na podłodze, przez co jakoś tak daleko zrobiło mi się do słuchawki.


stąd

Proszę Państwa - jak ogłosiła jedna z moich znajomych superbohaterek tutaj podążając za wpisem koleżanki tutaj (niestety nie wiem, czy ona jest superbohaterką czy nie jest) do listy kobiet, które były kobietą, obok Kopernik (Seksmisja) i Bałtroczyk (tu*, z prawej), doszła nam jeszcze Watson.
Że też wcześniej nawet nie przyszło mi to do głowy. To pewnie przez wąsy.

Wyjaśniła się też sprawa z nazwami kont w komputerach superbohaterów - jak w przypadku większości moich problemów, przyczyną była moja głupota No więc sprawa wyjaśniła się - w przeciwieństwie do kwestii, kim jest Desmond, o którą spytałam tu. Trzymajcie mnie za słowo, ale ja centralnie zbieram się do zadzwonięcia z tym do centrum Simplusa w Warszawie. Chociażby po to, żeby się zdziwili.



____________________
* Tak, ta niebieska budka telefoniczna półtora ekranu niżej to był mój pomysł.

Myth , Dziennik Superbohatera 17.03.12 Sobota

Jak wyglądała moja sobota ? otóż gdzieś koło godziny 10:00 postanowiłem utworzyć między wymiarowe temporalne przejście oparte na syntezie kwarcu i diamentów Hamurabiego. Przejście to miało pozwolić skontaktować się z Laurą (mieszkającą w sąsiednim układzie planetarnym). A więc zabrałem się do roboty, ukradłem Gwiezdne Wrota z SG1 (znowu), podpiąłem generatory trójfazowe pod kondensatory przepływu a potem przekierowałem strumień energii przez sprzężony układ zwrotny prądu zmiennego i przepuściłem przez soczewki skupiające tworząc wiązkę energii przechodzącą przez odtwarzacz mp3 do gwiezdnych wrót. Wszystko było ładnie pięknie i działało lecz jedynym problemem był fakt że Laura w swoim układzie nie miała Gwiezdnych Wrót ... ani nawet budki z kebabami (same lokale a budek to wcale).

Więc stwierdziliśmy że trzeba coś wymyślić, wpadłem na pomysł transferu jonowego ale burze słoneczne przeszkadzały w transmisji danych. Więc postanowiliśmy skontaktować się przy pomocy kamerki internetowej. Okazało się że mój komputer nie ma sterowników do kamerki ale pamiętałem że mam gdzieś płytę, przeszukałem wszystkie szafy z płytami i nawet szafkę u rodziców ale nic nie znalazłem więc przekopałem 3/4 internetu i znalazłem ! ale nie działało :( więc szukałem dalej i znalazłem ale też nie działało, potem w ogóle komputer w Tajnej Siedzibie przestał mi wykrywać kamerkę więc stwierdziłem że nie zastosuję do tego kamerki internetowej. Postanowiłem użyć normalnej kamery lecz niestety nie mogłem znaleźć kabla.

Wpadłem na kolejny pomysł żeby podłączyć telefon do komputera, lecz moje oba telefony z wejściem an kartę pamięci i z kablami do tych telefonów były zepsute. Więc postanowiłem użyć tego co mam obecnie ale oczywiście nie było wejścia na karty pamięci ani kabla. Wtedy przypomniało mi się że przecież mam gdzieś moduł bluetooth do komputera, pobrałem odpowiedni program do komunikacji telefonu z komputerem. A skoro nie miałem kabla ani wejścia na karty pamięci do telefonu musiałem przyuczyć telefon od będącego w pobliżu wuja, niestety po przesłaniu na jego teflon nie można było przesłać pliku gdyż po najechaniu na ten plik telefon się wyłączał. Znalazłem owy moduł (mógłbym zainstalować moduł i ztego modułu wysłać an swój teflon ten plik) ale okazało się że brakuje sterowników, więc pobrałem jakieś sterowniki które po zainstalowaniu i włączeniu interfejsu bluetooth wywalał się bluescreen i wyłączał się komputer.

Pomysł z telefonem umarł, ale udało mi się znaleźć kabel do kamery niestety bardzo bardzo krótki, tzn było widać tylko mej stopy, ale to nic bo nawet jeśli komputer wykrywał kamerę i odbierał obraz to teraz nie można się było połączyć się ze skypem .. założyłem mój wysoce technologicznie zaawansowany osobisty plecak odrzutowy wysokiej mocy i poleciałem w kosmos (w samej koszulce i krótkich spodenkach) przestawiłem satelitę i wróciłem, nie wiem jak długo internet pociągnie tak szybko ale zobaczymy. Teraz wyskakiwał błąd że nie można odszukać kamerki internetowej i że wymagana jest kamerka internetowa, pobrałem program imitujący kamerkę internetową a pobierający obraz z kamery. Zaczęło działać! Ale wciąż było widać tylko stopy więc musiałem przenieść komputer i przechylić go tak aby było okej :D i ostatecznie zaczęliśmy gadać od 21:00 aż do infinity x.

Piosenka dnia :

Dobranoc :D