Z dzisiejszych czynów superbohaterskich... napisałabym po prostu, że było łyso, ale jako że pamiętam, że spece od psychologii i kontaktów z klientami/słuchaczami/czytelnikami odradzają taką formę perswazji (że nikt nie będzie czytał dalej), to napiszę, że fantastycznie. Bo zamiast ganiać po ulicach i ścianach za jakimiś złoczyńcami (w dodatku jak zwykle w marcu mam problemy z doborem stroju i ciągle ganiam w zaciepłym :q), to odpowiadałam telefonicznie na pytania potrzebujących.
Atrakcji było od groma. Począwszy od pytań o podpowiedzi, co zrobić na obiad przez dzwonienie w uchu i skutki zainteresowania wczorajszym postem paranoi typu Dlaczego moja łyżka na mnie patrzy aż po prośby o wskazówki na temat poruszania się w namiocie. Taka gęstość barwnych osobliwości uniemożliwia uwzględnienie wszystkich popisów z powodu ograniczonego czasu antenowego (cały tydzień mam pisać?), za najstosowniejsze uznałam więc sporządzenie rankingu trzech największych betonów.
No więc - miejsce trzecie...
#3
- Witam - zaczął jakiś bardzo męski bas. - Mam na imię Julia.
- O... Ja nie - dukałam starając się powiedzieć coś celnego. - A w czym mogę służyć?
- Czy zna pani jakąś dietę cud?
Mniejsza z dietą, ale cud to by się faktycznie tu przydał skomentowałam w myślach opierając opis na jej głosie. Czy takimi rzeczami zajmują się superbohaterowie?
- Bo wie pani, chciałabym stracić na wadze - kontynuowała.
- Jedyne co mogę pani w tej materii podpowiedzieć, to kupienie wagi za 100 złotych, a sprzedanie za 50 - zażartowałam.
Nie zaśmiała się, ale i oburzenie było ograniczone.
- Ale wie pani - dodała, żeby nie było, że nie skojarzyła. - Ja bym chciała NAPRAWDĘ stracić...
- No to może wziąć te wagę na raty?
#2
- Dzień dobry - usłyszałam jakiegoś pana w średnim wieku i nawet nie czekał, aż się przedstawię. - Wie pani, ja wziąłem kredyt. Taki prosty, na 40 lat.
- A co pan kupił?
- Lokówkę do włosów.
- Aaa...
- Wszystko szło dobrze, niestety po 15 latach spłacania niespodziewanie zrobiła się deflacja. Złotówka podrożała i nagle okazało się, że płacę kilka razy więcej niż powiniem!
- I zgłosił Pan to gdzieś?
- Tak, oczywiście w innym banku, żeby mi dali kredyt, na pokrycie tamtego kredytu.
- Mądre - powiedziałam z popisowo sztucznym podziwem.
- Wie pani, chyba nie aż tak... - Przyznał nagle zasmucony. - Bo wie pani: przez te dwa kredyty tak mi się wszystko zaplątało, że musiałem brać kolejne, żeby je spłacić. A potem zgarnąłem je wszystkie do banku, które wszystkie opłaty zamienia na jedną ratę i jeszcze ją obniża, ale okazało się, że i tak ta rata jest przeszło kilkanaście razy większa niż ta, którą płaciłem na początku. Znowu nie miałem pieniędzy opłacać tego co miesiąc, więc wziąłem kolejny kredyt, żeby pokryć tamten i... - Gość był coraz bardziej oburzony tym, bo mu się przytrafiło. - Proszę powiedzieć, jak to możliwe! Cały czas spłacam jedną rzecz, nawet sobie obniżyłem ratę, a tu się opłaty tylko mnożą i mnożą...
- A co się pan dziwi? - Uśmiechnęłam się na myśl o końcówce. - Ciągle bierze pan kolejne kredyty, żeby pokrywać poprzednie. Skoro sam pan doprowadza do sytuacji, gdy jeden kredyt kryje drugi, to co się pan dziwi, że się panu one mnożą?
#1
Z ucha słuchawki przemówił do mnie bardzo dystyngowany (cokolwiek dosłownie to znaczy) głos:
- Mam problem z krokodylem - wypalił natychmiastowo. Nie powiem, dodawało mu to wiarygodności, więc podjęłam dialog:
- Eee..?
- Moja narzeczona życzyła sobie krokodyla - zaczął sylabizować powoli, jakby bolały go zęby.
- Ale jak to - zupełnie jak Klara od Papkina w Zemście? - Uśmiechnęłam się ucieszona
- Co? Nie! Znaczy: tak. Znaczy... To ja jestem Papkin!
Uśmiechnęłam się jeszcze bar... A właściwie to ja parsknęłam śmiechem na całego, tylko miałam nadzieję, że sam zainteresowany pomyślał, że jest inaczej, bo próbowałam zatrać słuchawkę dłonią.
- Czyli... - Uspokoiłam się powoli. - Pana dziewczyna czy... narzeczona... ekhm. Zażyczyła sobie krokodyla, żeby był on dowodem pańskiej miłości i Pan teraz stara się przywrócić jej szacunek do siebie..?
- Na szacunek to już chyba za późno - westchnął facet.
- Ależ! Musi pan tylko użyć odpowiedniej perswazji! Jak to fajnie powiedział znajomy mojego znajomego: kobiety w obsłudze proste są! Wystarczy parę czułych słówek, jakiś prezent...
- Ale ja zdobyłem dla niej tego krokodyla.
- CO???
- No właśnie... I to z nim jest problem.
Jejciu... Skrobałam się po głowie z wybałuszonymi oczami. To ja się wcale nie dziwię tej Klarze. Ja na jej miejscu, żeby spławić tego cudaka, kazałabym mu przyprowadzić od razu Potwora z Loch Ness...
- Aaaaha. Że on teraz chce pana zjeść? - Spytałam takim tonem, jakbym nie miała nic przeciwko. - I mam przylecieć i...
- Nie chce mnie zjeść - wysilił wyobraźnię i dodał ostrożnie. - Prędzej już Klarę.
- To jak? Ratujemy?
- Hmm... Ale ja jeszcze nie powiedziałem pani, jaki to krokodyl?
- No ja stawiam, że zielony - palnęłam zniecierpliwiona. - Ale powiem panu, że kolorystyka akurat nie ma wielkiego znaczenia. Chyba że ten krokodyl jest różowy. Bo wtedy może się okazać, że jest słoniem, a wtedy...
- Nie jest zielony - wciął mi się wreszcie z trudem w słowo. - Wręcz przeciwnie: bardzo zna się na rzeczy. To Krokodyl Dundee.
Miałam go jeszcze zapytać, czy ma na czole przycisk To lubię!, ale jak wiadomo - pytanie grozi odpowiedzią. Zresztą, kiedy przyszło mi to na myśl, leżałam już na podłodze, przez co jakoś tak daleko zrobiło mi się do słuchawki.

stąd
Proszę Państwa - jak ogłosiła jedna z moich znajomych superbohaterek tutaj podążając za wpisem koleżanki tutaj (niestety nie wiem, czy ona jest superbohaterką czy nie jest) do listy kobiet, które były kobietą, obok Kopernik (Seksmisja) i Bałtroczyk (tu*, z prawej), doszła nam jeszcze Watson.
Że też wcześniej nawet nie przyszło mi to do głowy. To pewnie przez wąsy.
Wyjaśniła się też sprawa z nazwami kont w komputerach superbohaterów - jak w przypadku większości moich problemów, przyczyną była moja głupota

____________________
* Tak, ta niebieska budka telefoniczna półtora ekranu niżej to był mój pomysł.