wtorek, 13 grudnia 2011

Myth, Dziennik Superbohatera 12.12.11 poniedziałek

„Wstawaj ! szybko ! wstawaj bo zaspaliśmy !” – potworne słowa wydarły mnie ze snu ! okazało się że zaspaliśmy, nie wiem jakim cudem, ale ogarnąłem się w 10 minut i byłem gotowy do wyjścia. Nie zdążyłem zjeść śniadania, a wczoraj położyłem się o 23:00 więc nie miałem szansy na przekąskę o godzinie Bonda. Więc jechałem potwornie głodny autobusem. Potem popędziłem do piekarni. No i się najadłem :D

Dotarłem do szkoły , zmajaczyłem jakoś godzinę wychowawczą , wos i historię . Później miałem konkurs z angielskiego , nawet nieźle mi poszło, szczególnie trzeba zaznaczyć że nie wiedziałem że ten konkurs jest dzisiaj i że na ostatnie 5 pytań (z czytania ze zrozumieniem ) nie chciało mi się odpowiadać, bo sporo czytania i akurat zaczynała się kolejna lekcja, więc strzelałem. No i miałem 47% poprawnych odpowiedzi (średnia klasy to około 38%) jak pokazałem wynik nauczycielce usłyszałem „spodziewałam się że będzie coś koło 22%” i popędziłem na matematykę. Później był polski :( 2 polskie ! na szczęście mnie nie zapytała ale nagle nie wiadomo skąd zaczęła coś mówić do kolegi że ma mały zasób słownictwa , a potem zapytała „uważasz że masz mały zasób słownictwa ?” a on odpowiedział „nie” nic więcej … odpowiedział najgorzej jak się dało . No cóż . Zabrała nam przerwę i prowadziła lekcję dalej, potem kolejną lekcje nam dyktowała a pod koniec, niby nas puściła ale i tak poszła z nami do szafek i oczywiście musiała skomentować mój szalik ….. „och . Mikołaj . jak ty nowocześnie wyglądasz w tym szaliku …" (jak hipster)…. Zła kobieta !

Wracając do domu w autobusie siedziałem z kumplem młodszym o rok , jest nolifem takim jak ja. No potem jeszcze jeden kumpel wsiadł. Droga do domu zleciała jakoś szybko. W domu zacząłem się nudzić, ale na szczęście Marzen wpadła na gg to trochę pogadaliśmy, później oglądałem „voyage of dannamed”. Pogadałem z Jarkiem i potem już nie było z kim pogadać , i siedzę i się potwornie nudzę . Chyba pójdę wcześniej spać …. Znowu ….



Piosenka na dziś :








DOBRANOC.

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 12 grudnia 2011


Zastanawiałam się nad Wieżą radości, wieżą samotności. Kiedyś robiłam koledze taką niby recenzję tego i doszłam wtedy do wniosku, że piosenkę można zinterpretować jako przyznanie się do błędów swojej młodości, naiwności, niecierpliwości, zrozumienie, że to, co jeszcze niedawno wydawało się mądre i celowe, w rzeczywistości nie ma znaczenia. Ba! Nawet to, co jest teraz nie ma znaczenia, wkońcu nadal jesteśmy mali i niedojrzali, ale właśnie dlatego, że wreszcie to zrozumieliśmy i pogodziliśmy się z tym, zdecydowaliśmy się na odpowiedzialny spokój i cierpliwość, dlatego właśnie kiedyś będziemy "duzi".

Teraz bardziej jednak niż motywy stawiania piedestałów, palenia na stosie ideałów i niewalczenia o nic, zaintrygowała mnie pierwsza część, sam początek:

Mieszkam w wysokiej wieży otoczonej fosą

Mam parasol, który chroni mnie przed nocą...

O co właśnie chodzi z tą wieżą? Otoczoną fosą, która daje nam zarówno radość i samotność? Tytuł wydaje się być skierowany w zupełnie innym kierunku niż cała piosenka i zastanawiałam się, w jaki dokładnie sposób zmienia jej sens. A może to jest tak, że ktoś postawił dla niego tę wieżę, odizolował tak od świata samemu oceniając sens poczynań podmiotu lirycznego? Ktoś z góry patrzył cierpliwie oceniając i wyrozumiale podpowiadając, aż wkońcu teraz podmiot liryczny powtarza jego słowa widząc, że to, co być może kiedyś samo w sobie wywoływało bunt i wątpliwości, było jednak właściwe? Że tego, co ten ktoś na nim w pewnym sensie wymusił, nie nauczyłby się od świata, od którego był tą wieżą odizolowany?

Bardzo mi się takie coś kojarzy z relacją rodzice-dziecko. Zwłaszcza taka dziwna wyniosłość bardzo kojarzy się z dziecięcym sposobem patrzenia na świat.

Z pewnością niejeden interpretował to jako piosenkę o rodzicach, ale... Nigdy nie widziałam jeszcze tak głębokiej piosenki!



I jeszcze ta melodia z pukaniem w tle...




A, i się pochwalę - oto co dzisiaj skończyłam wyklejać:


     




Ale jak zmarzłam przy tym! Nie ma wątpliwości, że mogła to zrobić tylko prawdziwa superbohaterka :]

A teraz, co w mojej głowie nuciło się dzisiaj:



AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 11 grudnia 2011


Ten dzień był wyjątkowo podstępny, bo zdarzenie warte uwagi przydarzyła mi się dopiero późnym wieczorem, kiedy siedziałam przed laptopem. Otóż po ekranie zaczęła latać, czy raczej biegać, mucha i usiłowała wejść mi na głowę (w przenośni) przesłaniając kolejne bity. W normalnej sytuacji wystarczyłoby pacnąć łapą z dużym przyspieszeniem w ekran. Moja sytuacja od paru miesięcy nie jest jednak normalna, gdyż to, co zostało w miejscu, gdzie niegdyś umieszczone były zawiasy na styku ekran-nieekran, nie nadaje się już nawet do tego, żeby go bez palpitacji serca zamknąć (tak więc od chyba miesiąca już go nie zamykam). Tak więc operacje zniszczenia much, przemieszczających się ze średnią powierzchnią po ekranie, od pewnego czasu są u mnie przedsięwzięciami wysoce niebezpiecznymi i delikatnymi. A wykonywałam ich multum ostatniego lata, kiedy po pokoju latały nie tylko muchy przeróżnych rozmiarów, ale też komary ciągnące do światła, trafiły się też raz ćma i osa. Nie można więc pacnąć, trzeba przycisnąć palcem w odpowiednim momencie i...

Następne warte uwagi minuty zajęły mi zmazywanie tego, co pozostało po niedawnej musze.
Nie ma to jak bohaterski wyczyn nie o poranku.




A teraz to, co mi się nadało dziś dzień (także przed akcją pod kryptonimem MUCHA):