Z bibliotecznej Angory (czyli ani nie aktualnej, ani nie przesadnie przestarzałej) dowiedziałam się niespodziewanie, że klasyczne baśnie już nie są pro. Dosłownie - nie tylko Teletubisie z ich kolorowymi torebkami i Kundel Bury, który penetruje wszystkie dziury, ale też baśnie, na których wychowało się 90% cywilizowanej części planety (+ niektórzy politycy), czyli Czerwony Kapturek (mordowanie babci), Królewna Śnieżka (zlecenie morderstwa), Kopciuszek (znęcanie się nad nastolatką), Baba Jaga (smażenie wiedźmy w piecu) oraz mniej znana w Polsce Trzy misie i Złotowłosa (tolerancja dla kradzieży). I, co najlepsze, tym razem to nie jest wymysł chorych umysłów politycznourzędniczych, którzy dziecka na oczy nie widzieli, tylko... samych rodziców. Mamy i tatusiowie orzekli, że baśnie przekazywane przez dziesiątki lat przez ich dziadków są brutalne i złe. Nie ma mowy! Ich dzieci nie będą miały styczności ze światem, gdzie niekiedy wygrywają i silniejsi są źli, gdzie sprawiedliwość bywa omylna i gdzie czasem zdarza się śmierć lub krzywda. Brrr! Jeszcze dziecko pomyśli sobie, że tak jest naprawdę i że nie wystarczy uśmiechać się do nieznajomych, żeby dostać gwiazdkę z nieba - to by była katastrofa!
Co ciekawe, w rankingu podpadł też Jaś i magiczna fasola - z powodu... niedoboru realizmu. Nie wiem, czy chodziło tu bardziej o łażenie po gigantycznej fasoli czy motyw faceta, który na początku podarował ją Jasiowi za free, jednakże powód wydaje mi się z lekka zaskakujący. W końcu chyba o nierealistyczność w bajkach chodzi, tak?
Pomimo że dla kilkulatków istnieje już stosowna lektura pozwalająca zachować ich umysł w stanie niezmienionym przez conajmniej piętnaście najbliższych lat życia, jak np. Myszka Miki i przyjaciele oraz Lippy i Messy, postanowiłam podjąć się wyzwania pacyfikacji jednej z bajek, żeby nadawała się dla dzieci od 3 do 99 lat.
