Obejrzałam wreszcie The Visitation z Piątym! :)
Jak to: czy było warto? JASNE, że było warto, choćby dla samego popatrzenia sobie na ciemnookiego pana z selerem. Zresztą chyba podświadomie tak do sprawy podchodził mój móżdżek, bo kiedy film zaczął się od tajemniczej akcji w starodawnym dworku, zapaliła się we mnie pełna aprobaty lampka pt. WoW, będzie fabuła! Cóż, widocznie obejrzenie 3/5 odcinków z nowej serii nie wpłynęło dobrze na moje oczekiwania wobec BBC i zdążyłam się już w międzyczasie przestroić, że w utworach po 2011 rdzeniem scenariuszy nie jest ciąg połączonych ze sobą skutkowo zdarzeń, tylko miłość, na szczęście... na szczęście wciąż mam te swoje kochane stare serie :)
Tak więc: był Piąty, było (co ciekawe) wściekanie się na towarzystwo (Earthlings! XD), było pertraktowanie z kosmitami, były trudy ogarniania pozaziemskiej technologii (w tym swojej własnej ) i były siekiery:
Our friendly neighbourhood axeman.
Samo zacytowanie nie oddaje wdzięcznej ironii powiedzenia z łupaniem o drzwi w tle. Że o minie Doctora wtedy nie wspomnę :D
A, i pistolet! Co to za bzdura, że niby to Doctor nie używa broni? Davisowy Doctor używa. I to jak! Jak on fajnie strzela! Widzieliście to? Tak z kładzeniem lufy na przedramieniu. Widzieliście? Widzieliście?
Kaaaażdy lubi Piątego. Od Jednego Z Najlepszych Adminów przez... mnie (przypadkowo to akurat wcielenie okazało się pierwszym, do którego odwołałam się WPROST, na tym blogu!) niektóre zakręcone koty:
Ale jemu się należy. A taki, dajmy na to Adamczyk - jemu się nie należy :r
Pomarudzę sobie teraz z okazji tego, że wczoraj w telewizji leciało Oh, Karol: 20 lat później. Jak to: że inny tytuł? Jak dla mnie pasuje. No sorry, ja
Znaczy: ja nie mówię, że facet w wieku zbliżonym do czterdziestki nie może rzucać na kolana (patrz: początek wpisu albo najlepiej środek poprzedniego, albo w ogóle cokolwiek o McGannie albo N.Tennancie). Ale..?
Po prostu podczas oglądania miałam wrażenie, że oni wszyscy mają tam siebie serdecznie dość. Że te panie, które już Karola "zdobyły", ledwo z nim wytrzymują (jak ta w samochodzie...). Do tego sam zainteresowany, który żali się psychologowi, że one go do wszystkiego zmuszają (dla celów badawczych załóżmy, że tamta kelnerka sama zaprosiła się na kolację), pomimo że oryginał twierdził uczciwie, że on kocha je wszystkie i nie może się im oprzeć... W takim razie dla mnie sprawa wygląda tak, że oni po prostu powinni trzymać się od siebie z daleka i koniec filmu!
No tak, miałam Wam opowiedzieć o akcji kryptonim Tesco, ale... generalnie sprawa stanęła w miejscu. Podobnie jak większość rzeczy, za które się zabieram, a które do powodzenia wymagają dużego naporu własnej inicjatywy złożonej do tego z dość wielu niezależnych i niekoniecznie skutecznych czynności. Gdyby taki analogowy upiór gadający o kulinariach zaatakowałby tak otwarcie całe miasto albo mnie, to z pewnością akcja poszłaby szybko, sprawnie i w sposób uporządkowany (a gdyby jeszcze stałoby się to podczas trwania programu Jeden z dziesięciu, to nawet jeszcze bardziej!). A tak? Jak ja mam pójść do tego sklepu w poszukiwaniu jakichś zagadek, związków tajemniczych jakichś..? Ja? I to jeszcze dzierżąc jakiś przekombinowany miecz od agenta D, który śmierdział pasztetem (znaczy: miecz, a nie agent -
Właśnie - w drodze do tego sklepu, wtedy, zdecydowałam, że trzeba temu mieczowi nadać jakąś nazwę. Excalibur naturalnie odpada, chociażby dlatego, że nigdy nie wiem, jak to się pisze. Ponieważ na tym kończyła się obszerna lista nazw mieczy, jakie znałam, pomyślałam, że fajny będzie skrót. Postanowiłam w nim zawrzeć cały wdzięk wszystkiego, co usłyszałam od agenta D (czyt. to co udało mi się zapamiętać i wyszło mi takie wibbly-wobbly:
Beza i Sycylijskie Pomarańcze of PasztetCzyli BISPOP. Nie wyszło tak fajnie jak TARDIS, ale się starałam. Do tego trochę trudno się wymawia i brzmi trochę tak, jakbym prosiła prawosławnego kapłana, żeby zagrał jeszcze raz. Ale OK, nie jestem czarodziejką z Księżyca, że będę musiała wykrzykiwać tę nazwę przy ludziach.
Podczas gdy mi się robiło tęskno za normalnymi nazwami dla mieczy oraz za Dirkiem Gently, że on by na pewno z fantastyczną chęcią omówił każdego ziemniaka po kolei i jego efekto-motylowy wpływ na częstotliwość przycinania wąsów w białym domu, to Maniek niestrudzenie bawił się swoją małą katapultką. Mniej więcej, kiedy siedmioro ludzi dostało w oko gałką muszkatołową, dotarliśmy na miejsce.
Faktycznie! Były te skrzynki z ziemniakami! No, i to by było na tyle, jeśli chodzi o bardziej logiczne wrażenia. Dalej widziałam już tylko, jak nasz dyżurny szalony naukowiec Zbigniew się na nie rzuca i zachwyca, że naprawdę smakują jak ziemniaki. Wtedy na to samo stoisko wpadł trójoki Jędruś, że on nie zezwala, żeby je od razu zajadać, bo najpierw chce je przesłuchać (jak mówił później z ziemniakami, zwłaszcza typu Irga, ma już doświadczenie, tylko jakim sposobem w takim razie nie słyszał o YouTube?). Oczywiście zaraz przyleciała ochrona sklepu, ale zamiast coś zrobić zaczęła machać rękami z okrzykiem, że nie ma tu nic do oglądania, jakby faktycznie nie było. Maniek trafił paru z nich kminkiem w oko (do dzisiaj nie mogę się doprosić odpowiedzi, czy to było celowo, czy po prostu chciał popełnić harakiri). Jędruś kiedy już odpuścił sobie szlifowanie swoich talentów śledczych zapakował paru panów do magicznego pudełeczka 3x10x10 Zbigniewa.
Szczerze mówiąc, też miałam ochotę do niego wejść.
Podsumowując: ani Makłowicza, ani też jego kolegi, pana Sowy, nie udało się znaleźć. Co bynajmniej nie znaczy, że udało się zacząć szukać.
Ale ale - już wkrótce wrócimy tam (najlepiej w porze dnia, w której nie da się nic zdemolować, tj. w nocy) i spróbujemy znowu. I to najlepiej jak najszybciej, bo jak nam niedługo powyłączają w Szczecinie odbiorniki analogowe...
Nie no, to po prostu musi być to!
Do posłuchania teraz. To może... coś takiego zasłyszanego przypadkiem w radiu. Pierwsze linijki z dedykacją dla Piątego/Petera (bo aż mnie na nich przeszły ciarki), a reszta dla Adamczyka (od strony treści):
____________________
*Cytując za Andrusem jest to tekst statystycznie najczęściej wypowiadany przez panów po pięćdziesiątce.
**Może spece od efektów specjalnych odkadrowywują z tych sekwencji pukanie się w czoło zaraz po oglądnięciu się..?
***Czerwcowie to oczywiście jedna z najbardziej znanych antycznych cywilizacji, której kalendarz rozpocznie się po 22 grudnia tego roku, kiedy skończy się kalendarz Majów. Do ich najlepiej znanych wynalazków zaliczamy pastę do zębów, dziurki w serze i Księżyc.
Przecież Doktor używa broni! A Jedenasty? :)
OdpowiedzUsuńAle ile razy mu to było wytykane w opisach zapowiadających piątą serię! Jak jakaś sensacja!
UsuńA Piąty tak ładnie strzela. Tak fajnie ustawia... "I never miss" - heh...
To super, że strzela! Pistolety są cool. ;) Okej, już milknę.
UsuńTo nie pistolety są cool. To Doctor z pistoletem jest cool! :]
UsuńO, o! Wiedziałam, że czegoś brakuje. A raczej kogoś. :)
Usuń