czwartek, 28 czerwca 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 28 czerwca 2012



- Dzwonię do pani w bardzo... nietypowej sprawie - zadzwonił do mnie dzisiaj rano pewien nietypowy nieznajomy.
- Znaczy, że co? - Palnęłam podnosząc głowę z poduszki. - Weiss?
Głos mi się jednak nie zgadzał. Taki jakby znajomy, a jednak średnio. W dodatku zamiast odpowiedzi usłyszałam krótkie i niepojętne Eee, ich weiß nicht, a potem na chwilę zapanowało milczenie, które poszło sobie dopiero, kiedy gość znów przystąpił do ofensywy.
- Superbohaterko AstroGirl - powiedział tak, jakby próbował mnie zahipnotyzować. - Mam dla ciebie kolejne zadanie...
Pomrugałam do słuchawki. Zaraz, ja skądś znam ten głos...
- Charlie?
- Eee... Tak?
Tak! To ten pseudo-hippiso-łyso-czarnoskóry Charlie z ręcznikiem, którego jakiś czas temu spotkałam! Pewniej łatwiej bym go poznała, gdyby tak jak ostatnio trzymał się za nos, kiedy mówi, co powodowało u niego wyrafinowane efekty akustyczne wybitnie niskiego głosu.
- A ty nie możesz normalnie powiedzieć, że czegoś ode mnie chcesz?
- Ale... Ten prawdziwy Charlie z Aniołków Charliego też nigdy nie mówił takich rzeczy normalnie.
Uświadomiłam sobie, że jeszcze do tej chwili niepotrzebnie zakładałam, że zbiór superidiotów kończy się na czarnych charakterach.
- Ale on też nie był normalny - podsumowałam. - A Weiss? Ten motyw z radia?
- To miał być taki nowy dizajn...
- Dobra, tak czy siak pomogę ci, jakem superbohaterka - chciałam pomachać rękami, ale ponieważ się na nich od odebrania słuchawki cały czas opierałam, pomachałam nogami rozrzucając też kołdrę. - Więc co tam? Okradli cię z żyrandola, który wisiał na podłodze? Kury wjechały ci rozpędzonym czołgiem w ścianę? A może kury okradły cię z żyrandola i uciekły czołgiem, który wjechał ci w ścianę?

Death Bride, Cyrograf Zemsty 28 VI 2012

Rzecz niezwykła się dziś stała, nie spodziewałabym się tego po sobie. 


Zabiłam. Zabiłam kogoś, kogo zabić nie planowałam. 




Moja wendeta nigdy nie dobiegnie końca, moje cierpienie i smutek, lecz dziś zabiłam przyjaciela mojej rodziny, z wściekłości i goryczy. 


 Mój mąż, mój nieżywy już, niedoszły mąż, przewraca się właśnie w grobie. Szłam przez cmentarz, czyszcząc sztylet i nucąc cicho, gdy zobaczyłam Arkadiusza nad grobem mojego kochanego, mojego utraconego. Stał, trwając w bezruchu. W momencie przed moimi oczyma ukazała się scena z mego ślubu. Ubrana w białą suknię, ze starannie upiętymi włosami i długim welonem na głowie stałam, radosna, przed mężem. Arkadiusz był świadkiem, Lena i Merida druhnami. Byłam szczęśliwsza niż ktokolwiek, on na mnie patrzył z miłością w oczach… Lecz jego rodzice nie chcieli, by za mnie wychodził. Byłam zbyt inna. 


 Jak ci dzisiejsi „superbohaterowie” - mam nieziemską umiejętność. Nie rzucam samochodami. Nie latam, nie skaczę pod niebo. Potrafię jednak się rozmywać, niemalże znikać, niby zjawa… Wcale tego nie wykorzystywałam za często…