Nie mogłem zasnąć do 4:00 w nocy tzn nad ranem, obudziłem się o 8:00 i byłem wyspany ... aha no i dzień dziadka ! Więc chciałbym pozdrowić mojego kochanego najlepsieszego dziadka na świecie i tego dziadka którego niestety nie miałem okazji poznać i pozdrawiam też dziadków którzy nie są moimi dziadkami :) Od samego rana zajmowałem się "Analizą Sytuacji" (czyt. nic ciekawego nie robiłem) potem oglądałem jakieś filmy o tak mi dzień zleciał . Ale przejdźmy do tego co wydarzyło się wczoraj i nie miałem sił opisać tego co się wydarzyło :
"Siedmiu mechanicznych Krasnali, Księżniczka i Macocha"
Zacznę od drobnego wprowadzenia, każdy zna tą historię ... Jest sobie królestwo, królowa umiera przychodzi wredna macocha i próbuje zabić piękną księżniczkę , wysyła myśliwego żeby ją zabił ale ten tego nie robi, potem księżniczka spotyka 7 krasnoludków którzy jej pomagają . Macocha dwa razy próbuje zabić księżniczkę i jej się nie udaje . Za trzecim razem krasnoludki znajdują księżniczkę gdy leży prawie martwa po zjedzeniu jabłka, krasnoludki pakują ją do szklanej trumny i nagle przychodzi książę, całuję księżniczkę, macosze pęka serce i wszyscy żyją długo i szczęśliwie ...
Ale czy to prawda ? otóż nie ! to tylko bajka !
<- Tak zostali przedstawieni w bajce 7 Krasnoludków i Królewna Śnieżka
Rzeczywistość jest zupełnie inna - jest brutalna, dziwna, deszczowa i zagmatwana. Za dwoma górami, za dwoma lasami i za wytwórnią sera w tubce jest kraina tzn. miasto a w nim panuje dobry Król tzn. Prezydent ale niech będzie Król, jakiś czas temu zmarła mu żona i pozostała mu tylko 17 letnia córka, interesowało ją środowisko emo dlatego przefarbowała włosy na czarno, jakiś czas temu królem zainteresowała się pewna 22 letnia kobieta, król od razu wziął ją za żonę ... przez jakiś czas wszyscy żyli szczęśliwie aż księżniczka osiągnęła 18 rok życia i uciekła ze starym motocyklistą o imieniu Rokokosz.
Rodzina królewska wysłała swojego najlepszego śledczego który miał na imię Leszek (dlatego koledzy nazywali go "Leśniczy"). Podczas postoju na stacji benzynowej Księżniczka pokłóciła się z Rokokoszem o to który batonik sojowy jest smaczniejszy i poszła w stronę lasu. A Rokokosz z rozpaczy wjechał motorem w 500 letni dąb została po nim wielka miazga z częściami od motoru . Gdy Leśniczy przybył na miejsce wypadku w całym tym krwawym miszmaszu znalazł młode serce które mogło należeć tylko do młodej osoby (nie wiedział że Rokokosz miał 26 zawałów serca i 3 przeszczepy serca z czego ostatni od 18 letniego łyżwiarza). Leśniczy wziął serce i zawiózł je Królowi i jego żonie, Królewna została uznana za martwą .
Tymczasem Księżniczka zabłądziła w lesie, ale nie martwiła się bo zabrała portfel Rokokoszowi . Błądziła przez kilka godzin aż natrafiła na ukrytą w lesie plantację marihuany. Plantacja należała do Siedmiu Mechanicznych Krasnoludków sp. z o.o. . Nad głównymi drzwiami widniała tabliczka z napisem "Kopalnia", odchyliła drzwi zrobiła krok naprzód , potknęła się o coś i upadła. Okazało się że potknęła się o śpiącego mechanicznego krasnoludka . 3 sekundy później w jej stronę zostały skierowane silne reflektory i została otoczona przez 5 mechanicznych krasnoludków uzbrojonych w AK-47, związali ją i zaprowadzili do gabinetu szefa mechanicznych krasnoludków. Księżniczka opowiedziała swoją historię i mechaniczne krasnoludki zaproponowały że Księżniczka zamieszka u nich w zamian za to że będzie prała ich brudne, cuchnące skarpety i robiła im ich ulubioną zupę z karaluchów aby po powrocie z plantacji mogli się najeść.
<- tak w rzeczywistości wygląda Królewna Śnieżka
W zamku Macocha zebrała najtęższe umysły miasta i rozkazała zbudować uniwersalny lokalizator księżniczek. Pan Czesiu i jego pies Burek zaproponowali wystrzelenie satelity w kosmos ale niestety budowa trwała by zbyt długo, Pan Mirek zaproponował wielgachne urządzenie jak te z najnowszego Batmana które na podstawie sygnałów z telefonu podsłuchiwał wszystkich ludzi, niestety to też był za drogi pomysł. Nagle pojawił się łysawy facet w okularkach, mówił o sobie Steve J. zaproponował niezwykle ciekawy gadżet : lustro podłączane do ipada , Macosze spodobał się ten pomysł i od razu wprowadziła go w życie. I-lustro natychmiast zlokalizowało Księżniczkę.
Macocha kilkukrotnie próbowała spotkać się z Księżniczką lecz niestety siedmiu mechanicznych krasnoludków tak bardzo pokochało Księżniczkę i jej zupę z karaluszków że nie pozwalali Macosze spotkać się z Księżniczką. Pewnego dnia listonosz przyniósł paczkę dla siedmiu mechanicznych krasnoludków, nie zdążyli jej rozpakować bo dziś śpieszyli się na plantację z powodu zaczynających się zbiorów. A Księżniczka jako że była bardzo ciekawska i lubiła pchać palce tam gdzie nie wolno to otworzyła przesyłkę. W pudełku było 7 podpisanych jabłek dla każdego z siedmiu mechanicznych krasnoludków. A że Księżniczka była niegrzeczną dziewczynką zjadła jedno jabłuszko , poczuła zawroty głowy, mdłości i umarła ...
Gdy siedmiu mechanicznych krasnoludków wróciło do domu znaleźli martwą Księżniczkę , włożyli ciało do jednego ze szklanych, hermetycznie zamykanych pojemników do przenoszenia marihuany. I zwrócili się do mnie z prośbą o pomoc.
Siedzę sobie spokojnie w Centrum Dowodzenia i nagle pod mój blok podjeżdżają 2 czarne BMW z przyciemnionymi szybami. Z jednej z nich wychodzi niska postać i wchodzi do klatki, słyszę jak biegnie po schodach więc zakładam mój wielofunkcyjny płaszcz i sięgam po hełm . Słyszę nerwowe pukanie do drzwi, otwieram a tam jeden z siedmiu mechanicznych krasnoludków, mówi że księżniczka nie żyje i że potrzebują mojej pomocy bo na świecie już nie ma prawdziwych królewiczów tylko sami zniewieściali i tacy co słuchają justina b. Założyłem buty i zbiegliśmy po schodach, wsiadłem do jednego z samochodów i odjechaliśmy. Podejrzewam że wszyscy byli nieźle naćpani, a jednemu z siedmiu mechanicznych krasnoludków który siedział obok mnie tak trzęsły się mechaniczne ręce że zgubił 3 śrubki. Po 40 minutach dojechaliśmy do lasu i domu siedmiu mechanicznych krasnoludków . Wszedłem do środka i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to 500 kg marihuany w paczkach oraz fotele i poduszki wypchane marihuaną.
Podszedłem do pojemnika w którym była zamknięta Księżniczka, była naprawdę niesamowicie piękna, jej cudowne rysy twarzy były niczym gwiazdy w rozgwieżdżoną noc, jej cera była gładka jak cera kobiety z idealnie gładką cerą a jej ciało miało idealne wymiary ... rozmarzyłem się ... Jeden z siedmiu mechanicznych krasnoludków powiedział że mam ją pocałować to ożyje, że tylko tak mogę ją uratować i tylko ja mam na tyle krystalicznie dobre serce że tylko mój pocałunek ją wskrzesi. No to pomyślałem "czemu nie ?", otwarłem pojemnik i ręka jej się zsunęła i zauważyłem że nie goliła się pod pachami , trochę mi to obrzydziło piękno tej sytuacji ale pomyślałem że muszę się przełamać. Zbliżam twarz do jej twarzy, no i czuję że jej z ust śmierdzi ! i to tak okropnie ! pytam jednego z siedmiu mechanicznych krasnoludków dlaczego jej tak śmierdzi z ust a on odpowiada że przez ostatnie dwa miesiące jadła tylko zupę z karaluszków, to już mi całkiem obrzydziło tą akcję ratowania Księżniczki ...
Ale tak dziwnie się na mnie gapili więc cmoknąłem ją w policzek i oznajmiłem że nie da się nic zrobić, że jest całkowicie martwa, wszystkich siedmiu mechanicznych krasnoludków zaczęło płakać, któryś otworzył wódkę i kazał mi pić. Odłożyłem butelkę na podłogę, ale się przewróciła lecz tego nie zauważyłem. Podszedłem do opakowania z księżniczką i razem z 3 mechanicznymi krasnoludkami chwyciliśmy za nie i chcieliśmy wynieść ją na zewnątrz, niestety poślizgnąłem się na mojej butelce i opakowanie z Księżniczką uderzyło o ziemię i spowodowało u niej odruch wymiotny, zwymiotowała zjedzone zatrute jabłko i ożyła ! Na początku nie widziała gdzie jest a potem chyba wszystko zrozumiała, bo się tak szczerze uśmiechnęła i biegła w moją stronę żeby chyba mnie pocałować ale w momencie skoku w moje ramiona zauważyłem że w zębach miała nóżkę karalucha, zrobiłem unik i wleciała do domu (na szczęście zapomniałem zamknąć drzwi) . Przed upadkiem uratowało ją siedmiu mechanicznych krasnoludków łapiąc w ostatniej chwili, wszyscy zaczęli skakać i się cieszyć. Nagle ...
Pojawiła się Macocha, przyleciała na motolotni na której było napisane "Miotła", wyskoczyła i rzuciła się na Królewnę i zaczęły się ściskać i całować ... i to tak bardzo obscenicznie (zdjęcie obok). Siedmiu mechanicznych krasnoludków zastygło niczym kamień a ja się gapiłem i cieszyłem. Wtedy stało się jasne że Królewna uciekła z domu bo Król nie pochwalał jej homoseksualizmu, a Macocha (też homoseksualistka) wyszła za mąż za Króla tylko po to by być blisko swojej ukochanej czyli Księżniczki. A Macocha myślała że siedmiu mechanicznych krasnoludków przetrzymuje Księżniczkę dlatego próbowała ich zabić a przez to że Królewna zjadła jabłko to umarła, ale tylko do momentu aż ja ją uratowałem :)
Macocha wraz z Księżniczką wskoczyły do motolotni i odleciały do Holandii. A ja zostałem sam z siedmioma mechanicznymi krasnoludkami które "lekko" się zdenerwowały tzn. totalnie ześwirowały zaczęły krzyczeć, warczeć i walić we wszystko co się da. W ciągu 10 minut dom był zrównany z ziemią, połowa lasu była wycięta a plantacja spalona .
Gdy już zrównały z ziemią cały las zaatakowały mnie, na szczęście nie zniszczyli magazynu z marihuaną, a ja na szczęście miałem zapalniczkę więc zrobiłem sobie zasłonę dymną. Zasłona dymna była tak skuteczna że siedmiu mechanicznych krasnoludków nie było w stanie walczyć ... więc zapakowałem ich do BMW i zawiozłem do więzienia . No i dzięki mnie kolejny Happy End :) Księżniczka żyje i znalazła swoją wielką miłość, handlarze narkotyków trafili do więzienia, w miejscu wykarczowanego lasu zostanie postawione nowe osiedle i centrum handlowe, a chmura marihuany trafiła do atmosfery więc spodziewajcie się tęczowego deszczu . Czyli podsumowując sprawa rozwiązana .
Piosenka dnia :
Dobranoc :)
niedziela, 22 stycznia 2012
AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 22 stycznia 2012
Pomimo że już nie jest sobota, obiecałam sobie napisać coś o filmie Szósty zmysł. Reklamowali toto jako utwór obsypany Oskarami i innymi rzeczami, więc wspólnie z mamą postanowiłam sprawdzić na czym ten fenomen polega. Niezraziłyśmy się nawet kiedy przed połową filmu przyszło nam walczyć z bezwzględną sennością (podziwiam moją mamę - ona nie dysponowała telefonem surfującym po internecie). Wreszcie - jest! Końcówka! Utalentowany psycholog, który przez dobre półtorej godziny filmu prawił dziecku morały o radzeniu sobie z wewnętrznymi lękami i zewnętrznymi duchami (miał dar widzenia, jak biegają mu po domu), nagle uświadamia sobie, że... sam już nie żyje! Dziwił się, że własna żona go nie zauważa, a tu taki myk! Aż się z mamą podniosłyśmy i przysunęłyśmy do telewizora. Podejrzewam wręcz, że gdyby nie brak reklam na 1TVP, to byśmy pewnie były gotowe pomyśleć, że to już się inny film zaczął, bo nam jakoś sentymentalna opowieść o nieszczęśliwej parze niekoniecznie pasowała do widoku faceta wijącego się z bólu na ścianie (dla ducha nie ma różnicy, czy to ściana, podłoga czy drzwi lodówki).
Aż wyobraziłam sobie tych zaskoczonych w kinie ludzi, którzy nagle budzą się, przecierają oczy, z ekscytacją budzą swoich sąsiadów mówiąc Ej, Zenek, chyba się rozkręca!, jak nagle salę kinową ogarnia fala zaciekawienia fabułą, jak zdenerwowane szepty przemykają pośród ciągnących się wciąż pochrapywań...
A potem zachwycone Oskary, Złote Globy, Palmy, Kaczki i Gołębie. No ba! W takiej euforii, to ja bym była w stanie i Nobla wręczyć! Niech się lepiej teraz reżyserzy, scenarzyści i cała reszta zastanowią, czy naprawdę jest sens obmyślania i dopieszczania całości filmu. Może do szczęścia wystarczy tylko pięć minut z zaskoczenia?
Podobnie było z filmem Prestiż, ale tam przynajmniej był Tesla :)
A teraz wyimek z kabaretu, który był jakoś po pięciu minutach po tamtych udanych pięciu minutach filmu:
Jesteś piękna jak wejście perkusji w Stairway to Heaven.
Artur Andrus cytujący pierwsze zdania, jakie wymieniły ze sobą przyszłe małżeństwa.
I to się nazywa komplement pod wpływem impulsu! Żeby nie było - oto wspomniana piosenka:
Jak będę miała normalny internet pozwalający korzystać z multimediów więcej niż raz dziennie to sobie kiedyś też posłucham :)
No dobrze, teraz sprawy bieżące - wczoraj był Dzień Babcia, a już dzisiaj jest Dzień Dziadka! Podobnie jak wczoraj zrobić miałam a niepomyślałam (pewno przez tę moją zakręconą babcię, która i tak nie jest superbohaterką), a jak Myth nie zapomniał, składam wszystkim świętującym jak najlepsze życzenia i żeby doczekali nie tylko wnuków, ale też i prawnuków i innych prapra... będąc zawsze docenianymi i szanowanymi :)
Dzisiaj otrzymałam ciekawą wiadomość. Co prawda nie od jakiegoś przysto... znaczy: groźnego geniusza zła, ale on zaznajomionej Hiper Babci:
Przyjeć STOP Potrzebuję pomocy superbohatera (czy tam superbohaterki) STOP W domu spokojnej starości znowu pojawili się kosmici STOP No wiesz STOP Dziadek właśnie odlatuje STOP Całuję Was Babcia STOP
Owszem, wiem, o co chodzi - ciekawym zbiegiem okoliczności leciał dzisiaj film Kokon (czyżby rocznica jakaś?), w którym w basenie sąsiadującym z pewnym domem spokojnej starości zalęgli się kosmici. Pensjonariuszom ów domu zdarzyło się w nim wykąpać i w ten sposób odkryli niesamowitą moc wody zasilanej kosmiczną energią. Potem, po różnych kolejach losu udaje im się zaprzyjaźnić z kosmitami i ostatecznie tamci postanawiają zabrać ich ze sobą w kosmos gdzie będą uczyć i nauczać.
Tak więc film oficjalnie był sci-fi, ale tylko oficjalnie, bo jak wiadome jest każdemu superbohaterowi rzecz jest raczej na faktach. W 1907 ufolutki naprawdę zadomowiły się w niektórych ziemskich basenach (oraz sufitach supermarketów, ale mniejsza z tym) i naprawdę niektórzy zaczęli sobie za ich pomocą obniżać swój odczuwalny wiek. No a potem kosmici naprawdę uznawali Ziemian za ciekawy materiał do obserwacji i proponowali wspólną podróż do miejsca wiecznej szczęśliwości.
Nie, nie wiem, czy faktycznie było tam tak szczęśliwie - mnie nie chcieli zabrać, nawet kiedy próbowałam dorabiać sobie brodę. Nadmiarów psychologicznej persfazji co do ofia (?) również nie udało się stwierdzić.
No w każdym razie historia co jakiś czas wyraziście się powtarza, bo pojawiają się niekiedy doniesienia o dziwnych zniknięciach pań i panów po 50-tce i tak też było tym razem. Przynajmniej częściowo.
Kiedy przyleciałam na miejsce szybko pojęłam, że najwyraźniej jestem jedyną osobą, która wydarzeń z 1907 nie widziała na własne oczy. Był to w sumie dobry pomysł - jak widać po moich powyższych opisach wspomnieni kosmici nie są zbytnio orginalni i zawsze posługują się tym samym schematem, czyli przylecieć, zasiedlić, odlecieć z pełnymi kieszeniami. Najlepiej więc sprawdzali się weterani, którym dzięki ich doświadczeniu i wieloletnym samodzielnym obserwacjom nie trzeba było niczego tłumaczyć, tylko po prostu na widok UFO robili, co trzeba. Zobaczyłam na miejscu (Połwysep Helski, szerokości []) parunastu unoszących się nad powierzchnią morza specjalnie wyszkolonych starszych superbohaterów i superbohaterek, z których każdy był wyposażony w specjalnie specjalistyczną super broń (robiącą coś superspecjalistycznego, co by kosmitom bardzo źle wpłynęło na niestrawność) i każdy działał według specjalnie wyspecjalizowanego planu, nie mówiąc o kilku towarzyszących im specjalnych helikopterach, okrętach, latających czołgach i takich tam. Wszyscy czekali w specjalnym miejscu i wypatrywali paru specjalnych rzeczy, bez których nie obejdą się kosmici, tj. pojawienie się pojazdu matki, który przejmie teleportacyjnie nadpływający statek właśnie od brzegu statek.
Stałam przez chwilę zmieszana w powietrzu jak kołek nieporadnie czekając na instrukcje. Jedyną specjalistyczną rzeczą, jaką posiadałam, był chyba mój dowód tożsamości, który w dodatku został sam w domu (stroje superbohaterów nie mają kieszeni, wiecie?), więc czułam się trochę nie na miejscu.
- Łap Józka! - Usłyszałam nagle przygłuszony odległością krzyk i niespodziewanie od Hiper Babci. Miała na myśli oczywiście swojego 88-letniego męża, ale nie wskazywała na jacht będącą głównym obiektem zainteresowania tamtych herosów, tylko kawałeczek dalej...
Kawałek dalej kręciła się łódeczka z wymachującym rękami i wykrzykującym coś w stylu Ej! Zabierzcie mnie! starszym mężczyzną. Jak teraz zaobserwowałam - próbował on zepchnąć z trasy czy nawet przewrócić pojazd oficjalnych pasażerów chcąc zająć ich miejsce w strumieniu teleportacyjny obcych!
Zaraz, zaraz, ale czy nie lepiej byłoby, gdyby on jeden zamiast...
- Szybko! - Babcia zauważyła, że nadal latam w kółko. - Nie chcą go zabrać po dobroci, to sam się wciska.
- Eee? - Zapytałam po głębokim namyśle przekrzykując nagły wybuch odgłosów karabinów i bomb miniatomowych. Na mgnienie spojrzałam w górę, gdzie właśnie ogromne niebieskoszare coś wyrzuciło z siebie biały słup światła.
- W 1908 roku wywalili go z powrotem - wyjaśniła podlatując bliżej - bo ograł w kasynie wszystkich zielonych.
- Ograł ich z zielonych..? - Nie dosłyszałam.
- Ograł ZIELONYCH! - Wrzasnęła mi prosto w ucho, aż zastanowiłam się, czy ma naprawdę aż tyle lat, na ile wygląda. - Banknoty mają różowe.
- Ooo...
- Ale nadal próbuje się tam dostać!
- Dlaczego?
Tu chwila zastanowienia.
- Mówił coś kiedyś, że źle gotuję.
- Aaaa...
Pozostało mi grzecznie kiwnąć i polecieć po Józka. Chwyciłam jego łódkę jedną ręką niczym kelner tacę i odstawiłam na bezpieczny suchy ląd gdzieś na wydmach w okolicach Sopotu. Po drodze zdążyłam się domyślić, że nie będzie on zbyt zachwycony zdecydowanymi planami swojej żony, więc po bezpiecznym ułożeniu drewnianego pojazdu na piasku odleciałam jeszcze szybciej niż po niego poleciałam...
Po dobrym kilometrze przesuwania się wzdłuż lądu zatrzymałam się i zaczęłam z zaciekawieniem wpatrywać w błękitne duże coś nad morzem zastanawiając się, czy wreszcie, tym razem, udało im się powstrzymać nieziemskie plany i zatrzymać starszych na Ziemi. Moja nadzieja nieco skurczyła się, kiedy zobazyłam jak śmiesznym łukiem leci z lednego miejsca w inne jakaś rakietka i wybucha nieporadnie w powietrzu, a potem nieśpiesznie niebieski statek podnosi się i błyskiem oddala. No tak - pomyślałam - w końcu Hiper Babcia wspominała coś o zaawansowanej katarakcie kilku z walecznych superbohaterów. Tyle że skleroza dowódcy nie pozwoliła im ogarnąć, którzy to...
Chciałam, żeby na tą okazję było coś od Pet Shop Boys... I nie mogłam się zdecydować, ale ostatecznie padło na:
Subskrybuj:
Posty (Atom)