czwartek, 11 lipca 2013

Sektencja, Dziennik Superdetektywa, 11 VII 2013

   Towarzyszyła nam grobowa cisza. Trwała jednak tylko kilka sekund, ponieważ burczenie w brzuchu Nomena ją przerwało. Spojrzeliśmy na niego. On popatrzył na nas, potem na odłożony przez siebie talerz...
- Omnomnom... A'e 'ak 'o, 'ie 'uch? - Zapytał, nie przerywając konsumpcji.
- No normalnie, nie duch, tylko człowiek! Zostawił ślady! Teraz zrobimy - czyli ty zrobisz - odlew tego buta i poszukamy sprawcy.
- 'Ylko 'ajpierw 'jem.
- Tak, tak, a ja przesłucham wszystkich. Czy jest tu jakiś porządny gabinet, gdzie nikt nie da rady podsłuchiwać? - Zwróciłam się do Kunegundy.
- Tak. Jest na pierwszym piętrze, przy schodach.

- Dobrze, niech więc wszyscy zbiorą się w korytarzu. Przesłucham was po kolei, a Nomen w tym czasie zrobi odlew buta i... - spojrzałam na niego - zje.


   Na pierwszy ogień poszła Kunegunda.
- Co robiłaś, gdy wczoraj zobaczono ducha?
- Byłam w sadzie. Patrzyłam, jak dojrzewają jabłka.
- Jak dowiedziałaś się, że zobaczono ducha?
- Usłyszałam wrzask mojej kuzynki, która to go zobaczyła. Gdy podążałam w jej stronę, dosłownie wpadłam na nią, przestraszoną. I, jak mówiłam, nikt się tam od wczoraj nie zbliżał.
- Rozumiem, że całe zajście było wieczorem?
- Tak, ok 21.00.

   Druga była kuzynka Kunegundy, która, jak się dowiedziałam, nazywała się Amanda.
- Opisz mi, proszę, całe zajście.
- No więc, podlewałam róże - nie zaczyna się zdania od 'no więc' pomyślałam. - I wtedy zobaczyłam, że obok jednego z krzaków przebiega biała postać. Nie widziałam go dobrze, bo było ciemno, a ogród, jak widziałaś, jest duży, ale to był duch!
- A jak wyglądał?
- Jak..? No, jak duch!
- Jak duch, czyli jak?
- Miał duże, czarne oczy... właściwie to trochę jakby był z prześcieradła...
- Nie mam więcej pytań.

   Następnie przesłuchałam gospodynię Kunegundy.
- No, więc co Pani robiła tego dnia ok. 21.00? - Jak wyżej.
- Zmywałam po kolacji, o ile się nie mylę. A! Nie, o 21.00 oglądałam serial Róże z miłości.
- Ah, a jak dowiedziała się Pani o duchu?
- Kunegunda i Amanda wpadły do salonu i narobiły rabanu.
- Rozumiem, dziękuję.

   Ostatni był narzeczony Kunegundy, Andrzej.
- Gdzie byłeś, gdy Amanda zobaczyła ducha?
- Na strychu. Zaniosłem tam niepotrzebną półkę. Usłyszałem tam wrzaski i zbiegłem na dół, do salonu.
- Ktoś może to potwierdzić?
- Tak, gospodyni. Widziała mnie.
- I poza tym nie działo się nic podejrzanego?
- Hmm... Gdy pół godziny wcześniej przechodziłem obok szopy usłyszałem dziwny hałas, lecz gdy zajrzałem do środka nie zobaczyłem nic podejrzanego.
- Szopa jest tym budynkiem zaraz obok klombów z różami?
- Zgadza się.
- Okej, dzięki.
   Hmm... Wszystko powoli układa się w logiczną całość, jednak chyba nie do końca tak, jak podejrzewałam... Gdy zeszłam na dół, zastałam w kuchni Nomena. Robił to, co mówiłam - jadł.
- I jak?
- Schnie. Mam nadzieję, że nikt się teraz nie dorwie do tego. Jak przesłuchanie?
- Czekaj... zostawiłeś odlew bez opieki?! Przecież ten Duch może się tu gdzieś czaić i zniszczyć dowody!
- Gdyby o nich wiedział, już by to zrobił.
- Ale... ale... ale... eh. Wygrałeś - przyznałam się do błędu.
   Kilka minut później udaliśmy po odlew podeszwy. Zabraliśmy go do domu, usiedliśmy wszyscy w salonie i... co dalej?
- Hm, teraz musimy sprawdzić, kto ma taką stopę - i sprawdzaliśmy. Nikt z nas. Moja stopa na przykład stanowiła lekko ponad połowę tej stopy. Nawet Andrzej takiej nie miał, nie mówiąc o Nomenie.
- I co teraz? - Zapytał.
- Nie wiem - i wtedy to usłyszeliśmy.
- Kunegundooooo... pięęęęknaaaa dzieewczyyynooooo..! Wyyjdź zaa mniee, zostaaaw Aaaandrzeejaa!
- Mariusz! - Wysyczała Kunegunda i wybiegła na zewnątrz, a za nią Andrzej. Spojrzeliśmy na siebie z Nomenem, nic z tego nie rozumiejąc i pobiegliśmy za nimi.
   Tam naszym oczkom ukazał się dziwny widok. Przed domem klęczał jakiś koleś - zapewne Mariusz i dzierżył w rękach gitarę, taką brązową z rysunkiem... świnki.
- Kunegundo! Kocham Cię! - Spojrzeliśmy znów na siebie z Nomenem.
- Co on tu odgrywa? - Szepnęłam.
- Nie wiem. Ale patrz na jego buty, flejtuch! - Nomen jest wielkim żarłokiem i wielkim czyściochem, o czym chyba się przekonaliśmy, kiedy posprzątał mi w pokoju.
   Hm... Zabrudzone buty... Z czymś mi się to kojarzy... Szarpnęłam Kunegundę za ramię i szybko coś wyszeptałam.
- Dobrze. Mariuszu, może wejdziesz na chwilę? - Mariusz spojrzał z nienawiścią na biednego Andrzeja i skierował się wraz z nami do budynku. Usiedliśmy my w salonie i Kunegunda zapytała: - Hej, zagrasz z nami w grę? Zrobiliśmy stopę i sprawdzamy, czy uda się komuś pasować do tego odcisku buta. Ten, komu się uda, wygrywa.
- Okej - zdarł z nogi brudny, śmierdzący but.
- Nomenie, mógłbyś..? - Biedactwo. Chcąc, nie chcąc, chwycił but koniuszkami palców i przyłożył do odcisku. Pasował idealnie. - Eee... Mariusz, to Twój but?
- Taa, mam go już od dawna - skinęłam głową na Nomena i Kunegundę. Nomen zniknął w korytarzu a Kunegunda włączyła dyktafon, lecz tak, żeby Mariusz tego nie zauważył.
- Hm, to bardzo ciekawe, że odcisk takiego buta był tutaj, w ogrodzie. W miejscu, gdzie widziano pewnego ducha. Może chcesz nam coś powiedzieć?!
- Oh, to wszystko przez tę idiotkę! - Wskazał ręką na Kunegundę. - Nie chciała być ze mną, więc musiałem jakoś inaczej dorwać się do skarbu! Co wy sobie wyobrażacie, że okradanie jest takie łat... chwila, co ty robisz?! - I tak zdążyłam już go skuć, jego wrzaski jakoś mało mnie obchodziły. Tymczasem wrócił Nomen wraz z funkcjonariuszem policji, po którego zadzwonił. Odtworzyliśmy mu nagranie, na którym Mariusz przyznaje się do wszystkiego i na tym nasza praca została zakończona. No proszę! Następnego dnia wróciliśmy do domu. 
- Wiesz, praca detektywa nie jest taka zła - powiedział Nomen w przedziale, przerywając jedzenia ciasta, które upiekła nam gospodyni Kunegundy na drogę.
- Czy ja wiem? Przecież ma się też wrogów...
- No tak, Oktawian.
- Ucichł ostatnio, no nie? To coś podejrzane...
- Masz rację - przytaknął Nomen. - Chyba wkrótce znów zrobi się głośno...
   Reszta podróży minęła nam na jedzeniu.



   Miłego dnia!

7 komentarzy:

  1. Bycie Watsonem może być fajne, tylko że nie mogłem doszorować rąk przez dwa dni po tym śmierdzącym bucie XP [co nie przeszkodziło mi jeść ,) ] Nie radzę nikomu tego przeżyć, teraz będzie mi się to śniło po nocach. ble...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zabrakło mi zdjęcia gitary :(

    OdpowiedzUsuń