wtorek, 23 grudnia 2014

Myth, Dziennik Superbohatera 23.12.14r. Wtorek

Cześć czytelniku, jestem Myth. Byłem najlepszym superbohaterem jakiego znałeś, starałem się ponieść Cię na duchu opowiadając o tym jak raz za razem wpadałem w życiowe tarapaty. Opowiedziałem Ci ważny fragment mojego życia. Każda dobra historia wymaga zakończenia, albo chociaż wytłumaczenia.

No wypadałoby powiedzieć dlaczego nie odzywałem się przez 320 dni, prawdę mówiąc chciałem się odezwać kilka razy ale było mi to zrobić, bo od jakiegoś czasu przestałem czuć się superbohaterem. Albo inaczej, ja przestałem być superbohaterem. Jedni by powiedzieli że stoczyłem się, inni że sprzedałem, że zostałem upadłym aniołem czy coś w tym stylu. Ale to nie prawda, prawda jest taka że zrozumiałem że cały czas byłem upadłym demonem (rozumiecie, w sensie że jak anioł upada to jest czasem zły, a demon jak upadnie to jest czasem dobry). No i ja jestem czymś jak upadły demon.

Zanim opowiem Ci co robiłem przez ostatni rok, opowiem dlaczego wróciłem do Tajnej Siedziby, do Wysoce Technologicznie Zaawansowanego Osobistego Plecaka Odrzutowego Wysokiej Mocy.

Otóż, stałem sobie pewnego deszczowego wieczoru (wczoraj), stałem niczym mroczne ostrze rozcinające rzeczywistość mając na sobie swój seksowny czarny płaszcz i myślałem o tym jak wielu rzeczy nienawidzę. No i szła w tym deszczu jakaś kobieta, no i nagle worek z cebulą jej pękł. Cebule poturlały się we wszystkie strony jakby wiedziały że tylko rozproszone mają szanse na ucieczkę przed nieuniknionym pokrojeniem i dodaniem do mielonych. No ale co się stało? Nie zdążywszy pomyśleć wyrwałem się ze swojej mrocznej i złowrogiej postawy i poszedłem pomóc jej zbierać te cebule.
Podziękowała i wróciłem być zimnym draniem w miejsce gdzie ówcześnie stałem. No i to tyle, no prawie. Bo gdy wsiadałem do autobusu, ta kobieta mnie zaczepiła i dała mi papier do pakowania prezentów mówiąc że jest magiczny.

Nie wiedziałem za bardzo co powiedzieć, ale go wziąłem i trzymałem go jak prawdziwy skarb, i pomyślałem, może nie jestem aż tak zły? Ale potem mi przeszło i wróciłem do ranienia ludzkich dusz i napawania się goryczą ich porażek.

No ale kim teraz jestem? Czego dokonałem przez cały rok?

Byłem miesiąc ochroniarzem w Sephorze (paskudna robota dla superbohatera, niby klepiesz złych ale trzeba cały czas chodzić i pilnować rzeczy. Zwykle bierzesz rzecz i ją rozwalasz o wroga, a gdy jesteś ochroniarzem chronisz nie tylko ludzkie życia ale i jakiś gówniany towar). No i prawdę mówiąc praca mnie wycieńczała, więc trochę przypadkiem głównym projektantem w bardzo znanej i szanowanej firmie. Chociaż doświadczam cudu jakim jest projetkowanie i chwilę później widzenie efektów swojej ciężkiej pracy, jest ciężko i wymagająco.Nie mam nawet czasu się porządnie wyspać. Myślę czy by nie rzucić tej pracy i nie otworzyć własnego pubu. Byłoby super.
Walkę z przestępcami zamieniłem na walkę na miecze, spore ilości walk na miecze. Ale poznałem tam wspaniałych ludzi. Sporo grałem w sesje rpg, budowałem całą masę strojów, kradłem serca i rozbijałem całe falangi wrogów.
Chciałbym Ci opowiedzieć tak wiele drogi czytelniku, lecz nie po to jest życie. Życie jest po to by żyć a nie żeby zajmować się historiami byłych superbohaterów. Pamiętaj tylko by wspierać innych i dawać im nadzieję, bo ludzie sobie poradzą jeśli pokażesz im kierunek i kopniesz w dupę.

Czytelniku dziękuję że byłeś, że jesteś i baw się dobrze.

Piosenka dnia:


Żegnaj.
Twój Myth. 

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Art[ŚCIŚLE TAJNE]r
Dziennik Superbohatera (lub Superbochatera)
_.06.2__4 (data nieczytelna)

UWAGA: Dokument jest własnością Pentagonu++, zwanego dalej Heksagonem. Można go oglądać tylko na maszynach umieszczonych w tajnej bazie Brzoza-81. Na wszystkich innych spowoduje zniszczenie maszyny i prewencyjną akcję Daleko Ukrytych Państwowych Agentów. Aby zapobiec kradzieży danych należy go odczytywać w uruchomionej pralce Frani.

Pochodzenie: /dev/null/jeszsczeBardziejZapadłaDziura/Goleniów,
Typ dokumentu: zapiski agenta superbohatera (lub superagenta bohatera) Artoooooora.
Stopień wierności kopii: 98% (brak dat spowodowany suto zakrapianą imprezą genialnym szyfrowaniem).
Treść:

Dzisiejszy dzień zaczął się całkiem niewinnie. Ot miła konwersacja z panią Budziką Drryń:

-<chrrrr> <fiuuuuu> <chrrrrrr>
while(1){
 puts(”<miłym, kobiecym głosem> wstawaj, piękny dzień przed tobą!”);
 puts(”<naciskając przycisk drzemki> jeszcze 10 minut ”);
}

[break; po którymś razie...]
-piękny dzień przed tobą! Zaspałeś!
-[Motyla noga Tomka Mazura]! 1 – powiedziałem kwiecisto-rynsztokowym językiem zrywając się z łóżka.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Artoooooor, Dziennik Superbohatera 8.04.2014, wpis specjalny ściśle (t|f)ajny

Szedłem sobie jak zwykle nieszyfrowanym kanałem - rano zawsze zapominam o SSL. A właściwie to kiedyś zaszyfrowałem się kluczem publicznym i zapomniałem klucza prywatnego! Wiecie, jak to jest przyjść do pracy w postaci wielkiego sejfu? Nie? To dobrze. Nigdy nie szyfrujcie się przed poranną kawą.

Ale to nieważne. Szedłem sobie tym, no...jak Ziemianie nazywają ten nieszyfrowany kanał? Aaaaa, chodnik, tak! Zauważyłem stojącego przy drodze malarza. Zamierzałem rzucić mu drobniaka, niech sobie chłopina dorobi. Swoją drogą - co on robił przy Wałach Chrobrego o tej porze? Poza tym zdziwiło mnie, że...nie miał płótna. Zamiast tego malował po przechodniach i zmieniał im dane. Podszedłem bliżej... jednemu przechodniowi domalował wąsy, drugiemu zmienił neseser na klatkę z kotem, trzeciego - o zgrozo - przemalował na drzewko cytrynowe! Oczywiście każdy tak spieszył się do pracy/szkoły/na drugą planetę, że nawet nie zauważył. Zresztą wszyscy mieli słuchawki na uszach, a większość pisała sms-y, więc dlaczego mieliby zwrócić uwagę na cokolwiek poza niskim stanem naładowania akumulatora?

Ponieważ właśnie wyczerpała mi się bateria w odtwarzaczu, musiałem zainterweniować. Tak! Czym prędzej pobiegłem do kiosku po baterie (Bzduracela) i wróciłem do dziwnego malarza. Tym razem namalował na chodniku skórkę od banana. Dlaczego musiałem pójść <auć> tamtędy? Tego było już za wiele - chwyciłem Debugger Gun i krzyknąłem:
- Rzuć pędzel, jesteś otoczony!
- Quoi? - zapytał zdziwiony - ja tylką maluję les peintures!

piątek, 7 marca 2014

Artoooooor, Dziennik Superbohatera 23.04.2014

Witam ponownie :)

W ciągu ostatniego roku nie miałem zbyt wielu okazji do superbohaterowania (bo po co pisać o takich drobiazgach, jak uratowanie jednej planety przed uznaniem przez UE za niezgodną z normami?), dlatego wpisów było tak mało. Ale ostatnio dostałem dziwną wiadomość w nieznanym mi jężyku (jężyk to język kosmicznych jeży). Po przetłumaczeniu za pomocą odwrócenia kartki do góry nogami otrzymałem:

Witaj, SuperInformatyku!
Wiesz, co przypadkiem znalazłam? Coś, co cię zainteresuje - siedlisko emulatorów pradawnych systemów operacyjnych w silnikach przeglądarek internetowych! Ktoś zauważył, że to, co kiedyś zarządzało całym komputerem, w praktyce nie waży więcej niż bardziej wypasione animacje GIF i (za jednym wyjątkiem) udało mu się je wyhodować kompletnego, pełnofunkcyjnego MS-DOSa, MacOSa 7, Amigę... I Windowsa! Windowsa 1.0! Zresztą sam zobaczysz, bo podrzuciłam ci właśnie namiary na to wszystko. Całe miasteczka programów, sieci ulic, poleceń... Chciałabym, żebyś sprawdził, jak to dokładnie wygląda - moja superbohaterska bateria wciąż się superbohatersko rozładowuje i naprawdę nie wiem, czy by udzwignęła takie przedsięwzięcie. Potestowałbyś je dla mnie i przy okazji dowiedział się, czy jest wystarczająco bezpiecznie, żeby zapraszać zwykłych nie-super-użytkowników.

<przytul>
Astroni

P.S. A tu masz wstęp do sprawozdania z wyników tego eksperymentu, które w marcowym numerze zrobił PC Format:
Załącznik:

piątek, 7 lutego 2014

Myth, Dziennik Superbohatera 07.02.14r. Piątek

Przyznaje szczerze że ostatnio nie mam czasu na pisanie, no bo wiecie, jak człowiek studiuje, walczy z potworami i podrywa 1000 kobiet a w dodatku przez przypadek sprowadził na świat swojego anioła stróża to jednak ani czasu, ani ochoty, ani sił na pisanie.

Ale powiem wam że całkiem nieźle mi idzie życie, wchodzę dumnie jak orzeł po schodach, tzn bo orłom ciężko się wchodzi po schodach, ale chodziło mi o to że jestem dumny jak orzeł, a wchodzenie po schodach to takie parcie życiowe naprzód, jak lodołamacz. Znowu źle, teraz jestem dumnym jak orzeł lodołamaczem wchodzącym po schodach życia. A prawda jest taka że jestem wielbłądem dumnym jak orzeł który przy pomocy swych wielbłądzich kopytek wspina się lodołamaczem pomalowanym w ognie po schodach przeznaczenia stawiając mu dzielnie opór, albo nie, nie stawia, on nagina go do własnej woli. Tak właśnie ze mną jest.

Dziś wpis będzie typowo blogowy, nie będzie ratowania świata, nie będzie wybuchów, nie będzie oprychów. Dlaczego? Bo dziś jest bardzo ważny dzień, 7 Luty, piątek. Powiedzieć wam dlaczego dzisiejszy dzień jest taki ważny? W sumie wasze zdanie i tak się nie liczy bo i tak wam powiem.

piątek, 10 stycznia 2014

Myth, Dziennik Superbohatera, Piątek 9.01.2014r

Po sporym mordobiciu trafiłem do domu Pani Aldony i Pana Waleńroda, otrzymałem z ich strony leczenie, wparcie duchowe oraz całe mnóstwo cytatów które odnoszą się do życia. A na odchodne otrzymałem przedziwny worek, dosyć ciężki, myślałem że to ziemniaki.

Gdy wraz z Luną wróciliśmy do Tajnej Siedziby kompletnie zapomniałem o worku.

Gdy spędzałem czas siedząc i gapiąc się w ekran monitora, zakamarkiem oka zauważyłem że worek się poruszył, zaciekawiony skupiłem na nim całą swoją uwagę. Worek znów się poruszył

- Luna! Przynieś patelnie bo w worku od Waleńroda jest szczur!- Z zaciekawieniem zbliżyłem się do worka, poczułem silną pokusę otwarcia worka... Nie mogłem się jej oprzeć, pociągnąłem za złoty sznurek, wiązanie puściło i ścianki worka rozchyliły się. Pierwsze co zauważyłem to niezwykle jasne światło, jakbym patrzył w słońce, gdy moje oczy przyzwyczaiły się do blasku, to ujrzałem zawartość...

- O KURWA! To ludzkie ciało! Kompletnie gładkie, łyse, zwykłe ludzkie ciało! W worku! A gdzie szczur?!- Nagle poczułem jak w moje ciało wbija się miliard nieistniejących igieł. Zacząłem się świecić i wszystkie otworki które zrobiły niewidzialne igły zaczęły sączyć światło do ciała leżącego w worku. Dostrzegłem że ciało z worka zaczyna się zmieniać, na głowie wyrastają włosy, uwydatniają się kości policzkowe, piersi, miednica się poszerza... 
-Myth-san! Co się dzieje?!-krzyknęła przerażona Luna trzymając w ręku patelnię. 
Po chwili, albo po godzinie, albo może po całym milenium... Moje świetliste rany przestały krwawić i opadłem z wycieńczenia na ziemię. Miałem jednak siłę jeszcze patrzeć na owe ciało z worka. Ciało wstało i ukazało pełnie swojego oblicza. Nadal biło od niego, a raczej niej, taki czysty blask. 

sobota, 4 stycznia 2014

Myth, Dziennik Superbohatera. Sobota 4.01.2014r

Zauważyliście że G to taka dziwna litera? Jakby kręciła się w kółko...

Ale gdzie ja jestem? Leżę, zimno, mokro, boli... 

Normalnie bym się nie martwił tym co się stało...

Ale cóż, w obecnej sytuacji trochę się wszystko skomplikowało.

Dawno nie byłem tak poobijany, nie czuję nogi. Tzn jak się macam to czuję ale mam wrażenie jakbym nie miał czucia...

W ogóle to gdzie ja jestem? - Zapytałem ale odpowiedziała mi tylko cisza.

Po chwili gdy mój mózg wydostał się z "celi otępienia" poczułem swąd palonego ciała, ciepło i światło ognia z mojej prawej strony. Gdy całkiem doszedłem do siebie zauważyłem że leżę na brzegu rzeki, moja zbroja jest w druzgocącym stanie, jestem w wielu miejscach poparzony, szczególnie na plecach.

Ale co się stało? Pamiętam jedynie jego głos "Zbliżasz się do rozdroża, będę miał Cię na oku".

Potem były wybuchy i dużo ostrzy, pamiętam jak mnie ranili... BOŻE! PRZECIEŻ ONI MI PODCINALI RĘCE!

Ale ciekawszą kwestią jest to że one nadal są, tzn je mam i mogę normalnie sobie nimi machać. Poobijany człowiek który macha sobie dłońmi leżąc w błocie musi być niesamowicie interesujący dla tego wieloryba który siedzi w tej rzece i gapi się na mnie.

środa, 1 stycznia 2014

Sektencja, Dziennik Superdetektywa, 1 I 2014

Szczęśliwego Nowego Roku 2014! :)

Śnieg, śnieg, zima, święta... No i wszystko zniknęło!
-Meh. Meh, meh mehhhhhhh - wzdychał Nomen. - I gdzie ta zima?
- Przecież rano był przymrozek - zauważyłam.
- Tjaaa... Mam gdzieś taką zimę! Chcę ulepić bałwana! <3
- Mamy jednego, jest obok mnie. W każdym razie - dzisiaj ostatni dzień roku. Zawołam Bartosza do nas, co ty na to?
- Nom. Idę coś zjeść.
- To weź, zrób jakieś przekąski.
- Okej, coś wymyślę.
- Ale ich nie zjedz! - wrzasnęłam po chwili za oddalającym się Nomenem.