Lecieliśmy z Amelią moim "Niezwykle Tajemniczym WysokoTechnologicznie Zaawansowanym Bojowym Pojazdem Latającym Mytha", ściemniało się coraz bardziej, niebo było bezchmurne, więc nie było szans na ukrycie się w chmurach, więc wylądowaliśmy na skraju miasta, na dachu jednego z budynków. Wysiedliśmy i zeszliśmy po awaryjnych schodach przeciwpożarowych i w blasku latarni i mroku nocy przedzieraliśmy się przez opustoszałe już o tej godzinie miasto. Nagle ktoś chwycił mnie za hełm, szarpnął, zdjął go i pocałował, obawiałem się, że to jakiś brudny zboczony bezdomny gej, więc objąłem go, by sprawdzić, czym jest i na szczęście brudny zboczony bezdomny gej okazał się być kobietą, która z resztą całkiem nieźle całuje... Lecz mógłby to być jakiś transwestyta! Więc przesunąłem ją tak, żeby światło latarni oświetlało jej twarz - to nie był transwestyta (no chyba, że jakiś bardzo dobrze wytranzwestytowany). Wyglądała jak ładna dziewczyna, więc najlepiej będzie jak przyjmiemy, że to dziewczyna, choć ja pewności nie mam...- Pobawimy się potem, przystojniaku - powiedziała do mnie, a potem skierowała się w stronę Amelii, a ja patrzyłem i zastanawiałem się, czy aby na pewno to kobieta... O czymś gadały, Amelia strasznie się rzucała, a ta dziwna kobieto-transwestytka chyba stała w miejscu i cały czas kręciła tyłkiem albo to jej tyłek stał, a cały świat się kręcił, albo jestem na karuzeli i mam halucynacje po ciasteczkach z haszyszem albo...
