niedziela, 5 maja 2013

Fire Slayer, relacje superbohaterki


Płomienie zajęły nie tylko śpiwór, ale i całe ubranie. Wgramoliłam się z niego zaraz za Mythem i szybko wytarzałam w trawie. Na szczęście moja skóra i włosy są odporne na spalenie, gorzej z ulubioną bluzką. Wstałam z ziemi i otrzepałam popioły z resztek ubrań. Pięknie, w czym ja teraz będę chodzić do pracy? Myth pomógł mi wstać.

- Nic ci nie jest? – zapytał podając dłoń – chyba musimy znaleźć dla ciebie jakieś ubranie.

Obejrzałam się dokładnie. Cholera. Miałam wypalony ogromny dekolt w bluzce i staniku, tak że cycki prawe mi z niego wyskakiwały.

- Chodź - złapał mnie za rękę – znajdziemy ci coś.

Zasłoniłam dłonią piersi, które usilnie chciały wyjść na zewnątrz i pooddychać wieczornym powietrzem. Ciągnął mnie za sobą przez polanę, wybrał drogę na około zamiast prosto do chaty. Co on u licha kombinuje? Nagle przystanął. Spojrzałam na niego pytająco. Nic nie odpowiedział. Tylko stanął w skupieniu i jakby nasłuchiwał. Spojrzał na mnie. Otworzył szeroko usta. Coś zaszeleściło w koronach drzew. Coś się poruszyło. Naglę coś huknęło o ziemię z głuchym plaskiem. Spojrzałam za siebie. Dwójka mężczyzn w kombinezonach. Tyle, że te kombinezony były mi dziwnie znane.