Szliśmy powoli, stale
oglądając się za siebie.
- Pająk idzie w naszą
stronę - wyszeptał Myth, złapał mnie za ramię i zaciągnął do niedużej jaskini,
wydrążonej w jednym z głazów.
Weszliśmy do środka. Była
ona urządzona jak przytulne mieszkanko - niewielka sofa okryta pledem w róże,
na skalnej podłodze rozłożony był czerwony dywan wykończony frędzlami, zaś na
nim stał niziutki, drewniany stolik. Na ścianach wisiały obrazy,
przedstawiające przedziwne ptaki. Po drugiej stronie wnęki znajdowały się niskie,
drewniane drzwi z ogromną mosiężną klamką - właśnie one uchyliły się chwilę po
tym, jak wpadliśmy do jaskini.
Wyjrzało zza nich
niewielkie stworzenie - wyrskością sięgało metra. Miało zieloną, pomarszczoną
skórę, siwe, rzadkie sterczały mu we wszystkie strony. Miało długie, spiczaste
uszy, było ubrane w szarą pelerynę z czegoś, co przypominało wełnę. W małej
rączce dzierżyło niewielką, drewnianą laskę. Uśmiechało się lekko, jednak, coś
przykuło jego uwagę - coś, co stało za mną i Mythem. Spoważniało.
Obejrzałam się. W
odległości jakichś 100 metrów od nas był pająk. Myth ciągnął mnie za ramię,
kazał mi biec. Wybiegliśmy z jaskini, za nami powoli dreptało zielone
stworzenie. Staraliśmy się oddalić najbardziej jak to możliwe, Myth krzyczał,
bym przyspieszyła - nie umiałam. Wciąż oglądałam się za siebie, patrzyłam na
zielonego ludzika który stał pająkowi na drodze… Nagle stworzenie wyciągnęło
przed siebie pomarszczoną dłoń i krzyknęło:
- You shall not pass!