poniedziałek, 9 lipca 2012

Myth, Dziennik Superbohatera 09.07.2012r poniedziałek

 Kontynuując poprzedni wpis :
Zaczęliśmy spadać do wulkanu, to przyjąłem pozycję wyrafinowanego skoczka samobójcy i podleciałem do niej, zacząłem ją szturchać aż w końcu się obudziła ... Spadaliśmy, spadaliśmy, spadaliśmy a ona była taka nieobecna i taka jakaś dziwnie pogodna (jak malutkie słoniątko które dostało górę fistaszków), objąłem ją i wystrzeliłem harpun lecz nie doleciał i spadaliśmy dalej. Nagle zobaczyłem wielgachnego pterodaktyla który nas capnął w swoje niesamowicie ostre szpony (panna młoda chyba została krzywo złapana i szpon zadrasnął jej plecy. Pterodaktyl zabrał nas z wulkanu, spojrzałem na pannę młodą zwisała ze szpona z załzawionymi oczyma nadal nieobecna ja na lekcjach programowania). Nagle słyszę :

- Stary ! Małżeństwo to nie koniec, ja rozumiem że to wielki krok ale dlaczego od razu po ślubie chcieliście popełnić samobójstwo i dlaczego oboje ? Może to małżeństwo polityczne ? albo kochacie zupełnie inne osoby ? Albo lubicie sadomaso w wulkanie ? Ochh uwielbiam się paprać w cudzych związkach - rozejrzałem się, okazało się że pterodaktyl umie mówić i na dodatek jest specjalistą od skomplikowanych związków
-Tak właściwie to dziękuje za uratowanie życia, kim pan jest i dlaczego pan mówi ? - grzecznie zapytałem (w końcu trzymał nas w swoich ostrych jak przecinaczka do jajek szponach).
-A no bo wy pewnie miastowe są, ja to jestem Stanisław Daktyl dla przyjaciół Stasiu albo Stasiek.

Death Bride, Cyrograf Zemsty 9 VII 2012



Odzyskałam przytomność, gdy zrobiło mi się niewiarygodnie gorąco. Myth szarpał mnie za ramię i coś do mnie wrzeszczał, nie słyszałam jednak, co mówi - świst powietrza zagłuszał wszystko. Spadaliśmy. Spojrzałam w dół, pode mną żarzyła się lawa. Suknia trzepotała wokół much nóg, krople potu spływały mi z czoła do oczu. Śmierć zbliżała się do mnie, właściwie już się z nią godziłam - w jej ramionach znalazłabym ukojenie, na wieki złączyłabym się z ukochanym.

Poczułam szarpnięcie, coś złapało mnie za plecy - coś ostrego. Wbijało mi się w skórę, powodując niemiłosierny ból. Oczy wyszły mi na wierzch, krzyk wypełnił gardło. Poczułam, jak Myth wierzga, uczepiony mojego boku.

Coś, co nas złapało, wyniosło nas z wulkanu. Przez chwilę lecieliśmy po szmaragdowym, czystym niebie, mijając puchate obłoki… Pod nami roztaczał się widok na olbrzymi wulkan pokryty czarną skorupą, wokół niego zaś dominowały wielkie, brunatne bagna. Na pojedynczych wysepkach rosły niskie krzewy w kolorze brudnej zieleni. Wszystko to wyglądało nieprzyjemnie i przygnębiająco.

To, co nas trzymało, zatoczyło okrąg nad wulkanem. Zaskrzeczało parę razy, Myth odpowiedział - nie rozumiałam jednak, co mówią. Stworzenie wypuściło nas - spadliśmy z niemałej wysokości. Trzasnęliśmy z zbocze wulkanu i stoczyliśmy się w dół. Wpadliśmy z donośnym pluskiem w bagno. Zakrztusiłam się. Poczułam, jak Myth łapie mnie za ramię i wyciąga z wody.

Pamiętnik Geniusza Zła, 9 lipca 2012

Całym problemem pisania bloga jest to, że trzeba byłoby robić to w miarę regularnie, a w moim świecie coś takiego jak regularność nie istnieje. W moim świecie nie istnieje zresztą bardzo wiele rzeczy takich jak: nadzieja, bezinteresowność, pomidory, i tym podobne. Jak to mówią, problemy trzeba likwidować, więc oto ja, cudna Marvel, zlikwidowałam regularność. O. To ma sens.

Czasem zastanawiam się, czy światu potrzebny jest Geniusz Zła. W końcu świat sam z siebie jest zły. Entropia w układzie zamkniętym powiększa się samoistnie, no nie? 
Jednakże mi nie chodzi wcale o chaos, a o demoniczny porządek. No wiecie. Porządek z demonami. 
A tak mówiąc o porządku i demonach, i o wymyślaniu głupot, pomyślałam sobie ostatnio, że w mojej siatce płatnych morderców   skrytobójców (tajnej siatce skrytobójców, więc zapomnijcie o niej jak tylko to przeczytacie) czegoś brakuje. Sami ludzie nie są w stanie przejąć świata. Więc zastanowiłam się przez chwilę. Co jest w stanie przejąć świat? Demony. Widać, że oglądanie Supernatural zaczyna mi włazić na mózg.
Spróbuje je sobie podporządkować, o rezultatach napiszę kiedy indziej.

Tak w ogóle, to na zewnątrz panuje teraz słońce i gorąco, czyli jakaś masakra, zwłaszcza jak doda się do tego burzę i wilgotne powietrze. W taką pogodę nic się robić nie da, tylko umierać. A do tego zwykle mi się nie śpieszy, szczególnie, gdy jestem w środku knucia demonicznego planu przejęcia tego niczego, zwanego światem. Tak dobrej zabawy nie można przerywać.

Widziałam ostatnio Spider-mana w kinie. Tego nowego. No i oczywiście mi się spodobał, bo jak coś co jest o Spidermanie może się komukolwiek nie spodobać. Jest to najlepsza postać ever i moja miłość od zawsze. 
Nawet przestałam obrażać się na Marvel'a, że napisał historię Pete'a od początku.

Więc, napiszę jeszcze kiedyś, może niedługo.
Pozdrawiam,
Marvel Princess