Kontynuując poprzedni wpis :
Zaczęliśmy spadać do wulkanu, to przyjąłem pozycję wyrafinowanego
skoczka samobójcy i podleciałem do niej, zacząłem ją szturchać aż w
końcu się obudziła ... Spadaliśmy, spadaliśmy, spadaliśmy a ona była taka nieobecna i taka jakaś dziwnie pogodna (jak malutkie słoniątko które dostało górę fistaszków), objąłem ją i wystrzeliłem harpun lecz nie doleciał i spadaliśmy dalej. Nagle zobaczyłem wielgachnego pterodaktyla który nas capnął w swoje niesamowicie ostre szpony (panna młoda chyba została krzywo złapana i szpon zadrasnął jej plecy. Pterodaktyl zabrał nas z wulkanu, spojrzałem na pannę młodą zwisała ze szpona z załzawionymi oczyma nadal nieobecna ja na lekcjach programowania). Nagle słyszę :
- Stary ! Małżeństwo to nie koniec, ja rozumiem że to wielki krok ale dlaczego od razu po ślubie chcieliście popełnić samobójstwo i dlaczego oboje ? Może to małżeństwo polityczne ? albo kochacie zupełnie inne osoby ? Albo lubicie sadomaso w wulkanie ? Ochh uwielbiam się paprać w cudzych związkach - rozejrzałem się, okazało się że pterodaktyl umie mówić i na dodatek jest specjalistą od skomplikowanych związków
-Tak właściwie to dziękuje za uratowanie życia, kim pan jest i dlaczego pan mówi ? - grzecznie zapytałem (w końcu trzymał nas w swoich ostrych jak przecinaczka do jajek szponach).
-A no bo wy pewnie miastowe są, ja to jestem Stanisław Daktyl dla przyjaciół Stasiu albo Stasiek.
poniedziałek, 9 lipca 2012
Death Bride, Cyrograf Zemsty 9 VII 2012
Odzyskałam
przytomność, gdy zrobiło mi się niewiarygodnie gorąco. Myth szarpał mnie za
ramię i coś do mnie wrzeszczał, nie słyszałam jednak, co mówi - świst powietrza
zagłuszał wszystko. Spadaliśmy. Spojrzałam w dół, pode mną żarzyła się lawa.
Suknia trzepotała wokół much nóg, krople potu spływały mi z czoła do oczu.
Śmierć zbliżała się do mnie, właściwie już się z nią godziłam - w jej ramionach
znalazłabym ukojenie, na wieki złączyłabym się z ukochanym.
Poczułam
szarpnięcie, coś złapało mnie za plecy - coś ostrego. Wbijało mi się w skórę,
powodując niemiłosierny ból. Oczy wyszły mi na wierzch, krzyk wypełnił gardło.
Poczułam, jak Myth wierzga, uczepiony mojego boku.
Coś, co nas
złapało, wyniosło nas z wulkanu. Przez chwilę lecieliśmy po szmaragdowym,
czystym niebie, mijając puchate obłoki… Pod nami roztaczał się widok na
olbrzymi wulkan pokryty czarną skorupą, wokół niego zaś dominowały wielkie,
brunatne bagna. Na pojedynczych wysepkach rosły niskie krzewy w kolorze brudnej
zieleni. Wszystko to wyglądało nieprzyjemnie i przygnębiająco.
To, co nas
trzymało, zatoczyło okrąg nad wulkanem. Zaskrzeczało parę razy, Myth
odpowiedział - nie rozumiałam jednak, co mówią. Stworzenie wypuściło nas -
spadliśmy z niemałej wysokości. Trzasnęliśmy z zbocze wulkanu i stoczyliśmy się
w dół. Wpadliśmy z donośnym pluskiem w bagno. Zakrztusiłam się. Poczułam, jak
Myth łapie mnie za ramię i wyciąga z wody.
Pamiętnik Geniusza Zła, 9 lipca 2012
Całym problemem pisania bloga jest to, że trzeba byłoby robić to w miarę regularnie, a w moim świecie coś takiego jak regularność nie istnieje. W moim świecie nie istnieje zresztą bardzo wiele rzeczy takich jak: nadzieja, bezinteresowność, pomidory, i tym podobne. Jak to mówią, problemy trzeba likwidować, więc oto ja, cudna Marvel, zlikwidowałam regularność. O. To ma sens.
Czasem zastanawiam się, czy światu potrzebny jest Geniusz Zła. W końcu świat sam z siebie jest zły. Entropia w układzie zamkniętym powiększa się samoistnie, no nie?
Jednakże mi nie chodzi wcale o chaos, a o demoniczny porządek. No wiecie. Porządek z demonami.
A tak mówiąc o porządku i demonach, i o wymyślaniu głupot, pomyślałam sobie ostatnio, że w mojej siatce płatnych morderców skrytobójców (tajnej siatce skrytobójców, więc zapomnijcie o niej jak tylko to przeczytacie) czegoś brakuje. Sami ludzie nie są w stanie przejąć świata. Więc zastanowiłam się przez chwilę. Co jest w stanie przejąć świat? Demony. Widać, że oglądanie Supernatural zaczyna mi włazić na mózg.
Spróbuje je sobie podporządkować, o rezultatach napiszę kiedy indziej.
Tak w ogóle, to na zewnątrz panuje teraz słońce i gorąco, czyli jakaś masakra, zwłaszcza jak doda się do tego burzę i wilgotne powietrze. W taką pogodę nic się robić nie da, tylko umierać. A do tego zwykle mi się nie śpieszy, szczególnie, gdy jestem w środku knucia demonicznego planu przejęcia tego niczego, zwanego światem. Tak dobrej zabawy nie można przerywać.
Widziałam ostatnio Spider-mana w kinie. Tego nowego. No i oczywiście mi się spodobał, bo jak coś co jest o Spidermanie może się komukolwiek nie spodobać. Jest to najlepsza postać ever i moja miłość od zawsze.
Nawet przestałam obrażać się na Marvel'a, że napisał historię Pete'a od początku.
Więc, napiszę jeszcze kiedyś, może niedługo.
Pozdrawiam,
Marvel Princess
Subskrybuj:
Posty (Atom)