piątek, 14 września 2012

Cnotliwa Rozalinda, wciąż świadectwo.


Stanęliśmy wszyscy przed wielkim pałacem na obrzeżach miasta. Pałac obrośnięty był ze wszystkich stron wielkimi platanami. W oknach wisiały ciemne kotary, mury porośnięte były bluszczem. Stara brama zaskrzypiała, gdy zbliżaliśmy się w stronę budynku. Nagle, ujrzałam zbliżającą się postać. W cieniu drzew nie mogłam poznać jego twarzy. Gdy ją już ujrzałam wydałam z siebie jeden, krótki krzyk. Nigdy nie widziałam czegoś tak potwornego, człowiek, nie, stworzenie stojące przede mną zbliżyło się do naszej grupy i wyciągnęło przed siebie laserowy miecz.
- Zdrastwujcie, nazywam się człowiek-korniszon i nie pozwolę wam zbliżyć się do domu mojej pani i mentorki. Zniszczę was wszystkich, tak że wasza powierzchnia absorbująca składniki odżywcze będzie się ciągnęła stąd aż do Paryża, wzdłuż linii TGV.

Gość naprawdę wyglądał jak korniszon i dziwnie przypominał nauczyciela robiącego sekcję na dziecku dwa odcinki temu. W sumie, najprawdopodobniej był to ten sam mężczyzna. Na jego szyi wisiał charakterystyczny złoty łańcuch.