Stanęliśmy
wszyscy przed wielkim pałacem na obrzeżach miasta. Pałac
obrośnięty był ze wszystkich stron wielkimi platanami. W oknach
wisiały ciemne kotary, mury porośnięte były bluszczem. Stara
brama zaskrzypiała, gdy zbliżaliśmy się w stronę budynku. Nagle,
ujrzałam zbliżającą się postać. W cieniu drzew nie mogłam
poznać jego twarzy. Gdy ją już ujrzałam wydałam z siebie jeden,
krótki krzyk. Nigdy nie widziałam czegoś tak potwornego, człowiek,
nie, stworzenie stojące przede mną zbliżyło się do naszej grupy
i wyciągnęło przed siebie laserowy miecz.
-
Zdrastwujcie, nazywam się człowiek-korniszon i nie pozwolę wam
zbliżyć się do domu mojej pani i mentorki. Zniszczę was
wszystkich, tak że wasza powierzchnia absorbująca składniki
odżywcze będzie się ciągnęła stąd aż do Paryża, wzdłuż
linii TGV.
Gość
naprawdę wyglądał jak korniszon i dziwnie przypominał nauczyciela
robiącego sekcję na dziecku dwa odcinki temu. W sumie,
najprawdopodobniej był to ten sam mężczyzna. Na jego szyi wisiał
charakterystyczny złoty łańcuch.