czwartek, 13 września 2012

Cnotliwa Rozalinda, świadectwa ciąg dalszy.




Nagle usłyszałam wesołą melodyjkę: "piriri riri ralalaa" - dzwonek, tylko o tym mogłam teraz marzyć, dzwonek na długą przerwę, przed szkołę zaczęły wypływać tabuny uczniów, którzy wychodzili ze względu na przerwę na papierosa. To była moja szansa, grzecznie przeprosiłam pana dyrektora, zmieniłam aparycję na bardziej ludzką i wyszłam na dziedziniec szkolny. Na środku stał mały podest, na który się wgramoliłam. Jedyne co mogłam zrobić to przemówić do uczniów:

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 12 września 2012



Mam wrażenie, że niekiedy pojawiały się głosy przemawiająca za sympatią niektórych czytelników do moich relacji z dnia codziennego, tak więc przez pewien czas zastanawiałam się, czy nie zrobić chwilowego powrotu do takowych, przykładowo podając przepis na placki z jabłkami (mieszasz kawałki jabłek w cieście naleśnikowym i voila!) czy też refleksji na temat zmywania naczyń w zimnej wodzie (i grzaniu niezbędnych ilości w czajniku). Niestety, jak zaoserwowałam przy owych zastanowieniach, niezbędne do takich banalnych wynurzeń są dowolnego kalibru cukierki i/lub chipsy i/lub w ostateczności zupki chińskie (taaak, o zupkach chińskich nie wolno zapominać), a wszystkie, dosłownie wszystkie do cna (bo z nawału zajęć poszukiwawczych nie miałam prostej okazji wstąpić do monopolowego ) zostały wyjedzone. Przeze mnie, tudzież z drobną pomocą Vashta Nerada - tak to jest, jak się nie lubi ogarniać kurzu na w pokoju. Co prawda od lipca pojawiają się orzechy laskowe, a od paru dni dosłownie - włoskie, ale w liczbie tak banalnej, że nie są w stanie wypełnić luki po żelkach. Zrobiłabym zdjęcie, ale na zdjęcie też zabrakło. Może następnym razem sfotografuję jakiegoś orzecha, jak się akurat wynurza z tej zielonej skorupki. Sfotografowałabym jabłko, ale przyjęłam założenie, że przeciętnemu czytelnikowi co najmniej raz w życiu dane było zobaczyć jabłko na oczy, więc...


Wracam do tego, co się wydarzyło ostatnio i co dzieje się nadal.