wtorek, 19 marca 2013

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 19 marca 2013



Siedziałam sobie w kraterycznym okopie z panem Pascalem i celowałam razem z nim z kulinarnego CKMu, na który składały się trzy wuzetki, sześć torcików węgierskich, pięć tart brzoskwiniowych i parę tuzinów malutkich bezów z włoską posypką mających zwiększyć pole rażenia. W stronę centrum Morza Spokoju, w którym sobie siedzieliśmy, i które zalewała granica światłocienia (nóżki nam wystawały), zmierzały energicznie mgliste hordy analogowych upiorów i najwyraźniej planowały zrobić nam coś, co by mi się nie spodobało. Aż boję się myśleć, czego oprócz dysponowania mikserem i manewrowania drzwiczkami piecyka uczą ludzi w tych szkołach kucharskich (dokładne dane na temat tego, gdzie pan Brodnicki zasięgał lekcji, owiane są tajemnicą), w każdym razie gość sprawiał wrażenie bardzo wprawionego w posługiwaniu się bronią ciastomiotną i w najwyższym, podziw budzącym we mnie, skupieniu mierzył z przymkniętym okiem do nadciągającej mgły. Dał mi jeszcze parę cichych wskazówek, na wypadek gdybym potem planowała przypuścić samodzielnie podobny szturm, jak na przykład Palcze tzimamy na spuście osztroźnie czy też Kremu nie miesiamy za długo, po czym...
BANG! BANG! usłyszałam, kiedy błysnął ogień, a kilka sztuk dobranych losowo wypieków wyleciało na spotkanie naszym wrogom. WoW! Widzieliście kiedyś ciasto z wiśniami rozpryskujące się na "twarzy" elektromagnetycznego upiora?

stąd stąd
Przykładowy upiór oraz okaz z gatunku tort węgierski tortus węgiersis (odpowiednio po lewej i po prawej).