piątek, 10 lutego 2012

Myth , Dziennik Superbohatera 10.02.12 Piątek

Informacja dnia : Ferie czas zacząć ! ! ! :D prawie ...

Mam nadzieje że cały świat cieszy się tak samo bardzo jak ja. Pośpię sobie dłużej :) pewnie nie, bo Ci wszyscy złoczyńcy, przestępcy i kryminaliści nie dadzą mi spać i będę musiał w tym mrozie latać po mieście i ich wszystkich ganiać. czy oni nie mogą mieć ferii ? ech to by było zbyt piękne.

Od rana chciałem jak najszybciej zakończyć pobyt w szkole, szczególnie że zapomniałem o sprawdzianie z Niezwykłego Angielskiego (tak, mam dwa rodzaje angielskiego "Zwykły" i "Niezwykły"), żeby było śmieszniej Pani Profesor na samym dole każdej kartki dała logo star treka (który ona uwielbia a ja nie cierpię - i ona o tym wie), zrobiła to celowo ... Lecz ja przerobiłem nudne i kiepskie logo star treka na oko kota i dorysowałem drugie i potem głowę całą, dorysowałem też szaty Jedi i miecz świetlny. A obok narysowałem dymek z napisem "I love STAR WARS".

Potem miałem niemiecki którego nie miałem i Przedsiębiorczość którą miałem. Oczywiście zapomniałem o poprawie z matematyki i kiepsko mi poszła. Później polski z okrutną Tą której imienia nie można wypowiadać i nie można rzucać się jej w oczy. Bo ona jest jak rekin ... wyczuwa strach i krew z daleka. Na specjalizacji było nas 3 bo wszyscy uci
ekli (w sumie to my też ale zostaliśmy cofnięci). Gdy wróciłem do domu oczekiwała na mnie nietypowa osoba. Ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem.

"Dziewczyna z tatuażem i Księżyc odległych Sfer Niebieskic
h"

Gdy przyszedłem do Centrum Dowodzenia i jak co zwykle się przebierałem (akurat byłem na momencie ściągania laserowo-tytanowych kalesonów), Gdy nagle na moim łóżku pojawiła się niesamowicie piękna dziewczyna, była lekko niebieska a policzki,usta i paznokcie miała lekko fioletowe, miała też na plecach i prawym ramieniu taki bardzo ładny motyw kwiatowy. Zapomniałem dodać że była całkowicie naga. Zdjęcie poniżej przedstawia tą oto dziewczynę w momencie gdy wyciągałem nogę z laser0w0-tytanowych kalesonów.

Za chrząknęła tak bardzo wymownie, coś w stylu "mhry hyhy". Obróciłem się i zobaczyłem ją ... uśmiechnęła się i powiedziała że ma na imię Neffretta i żebym nie rozbierał się tak szybko bo coś dla mnie ma, wstała i wręczyła mi liścik, rozwinąłem go i jego ego treść brzmiała dość nieprzyjemnie:


Myth, przybądź bo potrzebujemy pomocy, ktoś ukradł nasz księżyc ! Neffretta wprowadzi Cię w szczegóły. Król Galala

Pomyślałem że i tak nie mam nic lepszego do roboty i zgodziłem się pomóc, nagle Neffretta dotknęła mojego czoła i znalazłem się na dziwnym statku który w środku był lekko niebieski i odleciał w kierunku obcej planety. Jak się na miejscu okazało ich gwiazda wokół której krążyły planety świeciła bardzo słabo ale za to ich księżyc był cały fluorescencyjny i to on oświetlał planetę. a teraz nagle księżyc zniknął. nikt nie ma pojęcia jak. Z nagrań i z relacji naocznych świadków dowiedziałem się że był był i nagle zniknął. Neffretta zabrała mnie na miejsce w którym zniknął księżyc, znalazłem kilka ciekawych rzeczy między innymi 3 skrzynki Polskiej wódki ale bez wódki i książkę pt. "O dwóch takich co ukradli księżyc", była na niej naklejona kartka z napisem "film był lepszy". Sprawdziłem też wykaz lotów okrętów kosmicznych, w momencie zniknięcia, niedaleko księżyca znajdowały się trzy okręty KSS Qwerty, Tupolew 01 i RSS Kleopatra. Wszystkie trzy statki zostały zatrzymane do kontroli .

KSS Qwerty - Transportowiec klasy D, przewoził 100 000 000 t styropianu, załoga składała się z dwojga ludzi, Kapitana Asada który był kosmicznym wędkarzem i jego synem Asada Juniorem który z wykształcenia był konserwatorem robotów górniczych. Po przesłuchaniu pościłem ich wolno.

RSS Klepatra - Wycieczkowiec, na pokładzie znajdują się 17 432 osoby (tak, przesłuchałem je wszystkie), Ale nic poza kosmicznym haszyszem nie wzbudziło mojego zainteresowania .

Tupolew 01 - W momencie gdy podlatywaliśmy zaczął uciekać, podpięliśmy się pod ich komunikator i usłyszeliśmy "buahaha udało się uciekamy im ! dawaj czadu ! rób piruety to nas nie trafią", wtedy statek zaczął latać w kółko i zaczęło cofać go w kierunku planety, założyłem hełm tlenowy i wyskoczyłem z mojego statku. Idealnie wycelowałem tzn nie do końca bo zamiast do wejścia trafiłem do awaryjnych drzwi damskiej ubikacji. Oczywiście zostałem zwyzywany jaki to ja jestem chamski i jakim to ja jestem podglądaczem. Poszedłem na mostek, lecz tuż przed wejściem zatrzasnęły się drzwi, widziałem tylko pomarszczoną, niską postać krzyczącą na wszystkich.

Więc oczywiście musiałem wrócić do damskiej ubikacji gdzie znów usłyszałem jaki to jestem taki, siaki i owaki . Tym razem udało mi się skoczyć w odpowiednie miejsce tzn znów nie trafiłem ... uderzyłem w szybę, rozbiłem ją i upadłem. Awaryjne osłony się zamknęły i nagle w moją stronę padły strzały. Na szczęście doskoczyłem za oszkloną kolumnę z czymś małym i świecącym na niebiesko. Kolumna nie wytrzymała ostrzału. złapałem tą małą niebieską kulkę, i rzuciłem nią w zakapturzoną postać, trafiłem i upadł. Ktoś krzyknął "O nie Darth Kaczer oberwał !" wtedy zostałem otoczony przez oddział żołnierzy. Darth Kaczer już miał dać znak do rozstrzelania lecz nagle pojawiła się Neffretta i okazało się że jest perfekcyjnie wyszkoloną zabójczynią, zdążyła obezwładnić wszystkich żołnierzy zanim zdążyłem wyciągnąć hamburgera z pokładowej lodówki i podgrzać go w pokładowej mikrofali.

Neffretta poruszała się tak dziko, tak zwinnie, to było niesamowite - hamburger też był niesamowity. Nagle Darth Kaczer zaczął uciekać, zobaczyłem że Neffretta ruszyła za nim w pogoń no to odłożyłem hamburgera na talerzyk i pobiegłem za nią ale niestety poślizgnąłem się na skórce od banana i uderzyłem twarzą o tą świecącą piłkę, ku mojemu zdziwieniu moja twarz została obita w tej piłce. Podniosłem się i pobiegłem dalej. Dogoniłem ich, biegłem równo z Neffrettą i nagle Darth Kaczer wyrzucił ładunki wybuchowe i zrobił dziurę w kadłubie, Nefettce omsknęła się noga i prawie spadła (ledwo się trzymała krawędzi), krzyknęła że sobie poradzi i mam łapać Dartha Kaczera. Wiedziałem że mam do wyboru albo złapię Dartha Kaczera i Neffretta zginie albo uratuję Neffrettę i Darth Kaczer ucieknie.

Postanowiłem dorwać Dartha Kaczera, ale że wybuch uszkodził także konstrukcję góry statku to wystawały rożne pręty i elementy, podczas wyskoku do biegu uderzyłem o jeden z takich wystających elementów i się odbiłem i wpadłem do tej samej dziury co Neffrette z tą jednak różnicą że zahaczyłem pasem o jakiś wystający pręt i dzięki temu mogłem chwycić Neffrette i wyciągnąć ją z dziury. Niestety Darth Kaczer uciekł szalupą ratunkową, ale reszta załogi została pojmana. Potem Neffrette wytłumaczyła że Darth Kaczer zmniejszył Księżyc i go gdzieś ukrył ... okazało się że ta piłka z odciskiem mojej twarzy to był ten księżyc. Przyznam że po powiększeniu byli zadowoleni z odzyskania księżyca ale już nie tak bardzo z mojej podobizny na jego powierzchni trochę ich krzyczało że zdewastowałem święte światło i że trzeba mnie zabić.

Ale księżyc świecił ? świecił, jako to widać na obrazku z boku. Podejrzewam że że ten wielki stos na którym chcieli mnie spalić to była część jakiejś ceremonii dziękczynnej na moją część, chodź nie rozumiem po co mnie wiązali. Na szczęście gdy robiło się trochę zbyt gorąco znów pojawiła się Neffrette i wciągnęła na statek i uciekła. Odwiozła mnie do domu i pomachała. Ach te dziewczyny z tatuażami :)



Piosenka dnia :


Dobranoc

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 10 lutego 2012



Kolejne wieści od Super Informatyka na temat Flashmana! Mojając kolejne dni jego pobytu w szpitalu (o których pisałam jeszcze tu i tu) i już możemy być spokojni - podobno odbiera telefony, rozmawia... Co prawda sam Super Informatyk nie załapał się na audiencję, ale mama zapewnia, że jest dobrze. A więc jeden z Super Bohaterów wciąż jest z nami!

To nie koniec pozytywnych wieści! Parę dni temu Super Informatyk opowiadał mu o próbie, jaką musi przejść jako członek rodu Władców Pętli, żeby osiągnąć kolejny stopień wtajemniczenia i kolejny krok w kierunku nirwany błękitnych ekranów. Inicjacji... znaczy: inicjalizacji przewodzi lokalny Wódź plemienia, którzy czeka w świętej Jaskini Optymalizacji, gdzie kolejni śmiałkowie będą kłaść na szali swoje męstwo i obiektowość spoglądając w nieskończony wir /dev/null. Nie da się ukryć, że mój kolega był pełen obaw - z wirem (zwanym też Wirem Wielkiego Pingwina) jest trochę jak z Wirem Czasu, z którym musieli się zmierzyć młodzi Władcy Czasu. Tam było tak, że po spojrzeniu w jego otchłań niektórych ogarniało natchnienie, niektórzy uciekali, a inni popadali w szaleństwo. Tutaj sprawa była uproszczona, bo można było tylko zwariować.
Jak się zapewne już czytelnik spodziewa, ów wielka Próba Kompilatora miała miejsce dzisiaj. Super Informatyk, pomimo że na co dzień jest superbohaterem pogramiającym Exceptions Manów, Wcinaczy Średnika i tak dalej, teraz miał jawne obawy co do swojej przyszłości i patrzył niepewnie jak kolejni koledzy z roku wypadają z Jaskini Optymalizacji z drżącymi rękami i urywanymi zdaniami. Wszedł i...

UDAŁO SIĘ! Nie oszalał! Znajomy Władca Pętli został awansowany na Rycerza Pętli!
No to ?


stąd

Ale wiecie co, powiem Wam tak po cichu, że nie jestem specjalnie zdziwiona, że mu się udało. W końcu sam wcześniej mówił, że:
Część śmiałków po spojrzeniu w /dev/null popadała w obłęd. Inni już to zrobili.

No a ja przecież znam poziom jego normalności i wiem, że większe zmiany mu już nie groziły


Ostatnio, kiedy spacerowałam sobie szczecińskim Galaxy (nie mylić z warszawskim - wiem, że to dom pogrzebowy XD ) natrafiłam wzrokiem na kinowy plakat filmu będącego kolejną, choć rewolucyjnie unowocześnioną interpretacją powieści sir Arthura Conan Doyle'a:


stąd

I naszła mnie taka konnkluzja, która mogłaby zszokować tych, którzy znają mój stosunek do serialowofilmowej wizji tego wszystkiego i całego bałaganu z tym związanego przede wszystkim, mianowicie:
Holmes, przystojny jesteś.


Nie wiem, kto gra to wcielenie tego inteligentnego pana i fige mnie to obchodzi (a, pod spodem pisze, no nieważne) - moją uwagę przyciągnęło co innego. Powiem wprost nie swoim zwyczajem - wyobraża sobie ktoś może stada nastolatek piszczące na widok tego pana? Albo tego? Właśnie, a też Holmes :) Wydaje się, że nie ma o czym mówić, bo przepastna różnica tkwi w wyglądzie i nieciekawym zachowaniu. Dawny Sherlock był przecież co prawda błyskotliwym panem, ale za to "jakimś takim" ponurym, powolnym, bez przebojowości, niespodzianek i "tego czegoś". A tymczasem, fizjonomicznie i psychologicznie rzecz biorąc, to był nadal ten sam postrzelony odważny gość od fajki, boksu i grania na skrzypcach, z tym samym wiekiem, charakterem i iskrą w oczach.
Wiecie, co się zmieniło? Nie sam Holmes, tylko czasy! Miałam w tamtej chwili kolejny błysk dumy, że żyję w najlepszych możliwych czasach. Nagle modne jeszcze niedawno latanie za mięśniastymi rambami (jak słowo Rambo się śmiesznie odmienia XD) i pustogłowymi przystojniakami zmieniły się w kicz, podśmiewywanie z zarówno muzycznych, jak i filmowych justinów biberów i odnajdywanie dziur w całym w błyskotliwych parodiach jak Iniemamocni. Ludzie (filmowcy, fani, pisarze...) nagle zwrócili swoje znudzone oczy na ludzi myślących! Na tych, którzy dotychczas spotykali się z lekceważeniem, bo nie mieli pojęcia o prawdziwym życiu, o uczuciach, nawet "prawdziwej" pracy. Nikt nie widział nic ciekawego i ludzkiego w tych ich probówkach, równaniach, automatach, więc odruchowo myślało się, że to jakiś rodzaj ograniczenia. Naukowcy byli brzydcy, starzy, źle ubrani i jąkaci. Jak opowiadało się o podróży na inną planetę, to na pierwszy plan szedł dowódca załogi z wielkim torsem. Co za ironia - ludzie zachwycali się samochodami i lotami w kosmos, ale ludzi w okularach, którzy nad tym siedzieli, traktowali jak trędowatych...
I nagle, tak zwyczajnie, w ciągu mojego życia odegrała się przemiana tego stereotypu! Nagle "normalni" ludzie odkryli, że tamci wykpiwani przez nich dziwacy nie wypadli z rzeczywistości, ale sami od niej odeszli - bo mieli lepszą. Szerszy horyzon, piękniejszy punkt widzenia. Powoli, powoli, wraz ze wchodzeniem cywilizacji w nowe milenium zaczęło pojawiać się coraz więcej filmów patrzących na mózgowców pozytywnie, z tolerancją lub uśmiechem, ale jednak pozytywnie. Aż dziw, ale ciężko mi wymyślić jakiś przykład oprócz Matrixa i Liga niezwykłych dżentelmenów (odnowione spojrzenia na dr Jeckyla i kapitana Nemo), ale może Czytelnik sam coś przypadkiem dostrzeże? Pełno jest za to efektów końcowych dokonanej już rewolucji - z filmów najlepszym jest chyba ostatnia część Szklanej pułapki, który stanowi wręcz pojedynek znienawidzonych do niedawna hakerów i krakerów, a jeśli chodzi o seriale... Wszystko - Dr House, Wzór, CSI... W ogóle cała kryminalistyka, która zmieniła się nagle z ganiania z pistoletem do analizowania dedukcyjnego!
Śmieszną pozostałością z dawnych czasów jest bajka Scooby Doo i dobijająco zestereotypiona Velma - okulary, włosy na oczach i nijaki sweterek, co tym bardziej gryzie, że nie obywa się bez porównywania ze słodziutką Daphne. Ciekawe, co by było, gdyby ktoś nagle stworzył zupełnie nową interpretację tego zespołu nie odrysowując nic od linijki, jak to się robiło przy dwóch dotychczasowych ekranizacjach...

I w ten sposób oczarowani swoim podejściem ludzie filmu nagle trafiają na takiego Sherlocka Holmesa... I nagle mamy tajemniczy uśmieszek, rozwiany włos i eleganckie ciuchy. Niby robi to samo, co przez ostatnie sto lat, ale co do czego z nietypowym dla swoich początków wdziękiem, magnetyzmem. I oto efekt tych wszystkich przemian obyczajowo kinematograficznych patrzy do mnie z przyjemnego ukosa z plakatu.

Nie wiem, czy pięćdziesiąt lat wcześniej miałabym głowę dopasowaną do swoich czasów (choć niektóre rzeczy sugerują mi, że niestety tak), jednak cieszę się, że żyję w tych.
Jestem z nich dumna.

No i właśnie tak sobie nieśpiesznie dobrnęłam do przypomnienia sobie, za co tak naprawdę lubiłam Sędzię Annę Marię Wesołowską - za coś, co jeszcze trzydzieści lat temu przyjąć by się nie mogło. Bo jakże to gapić się na jakiegoś prokuratora w czarnej todze, a nie na pokazujących się czasami w sądzie policjantów? Tylko za to, że ma fajny głos, bezczelne odzywki i robi niekiedy tajemnicze miny? No a jednak na Nieoficjalnym Forum Serialu SAWM można było. I to jak! Bawiłam się tam dobre dwa lata komentując każde jego śmieszne zachowanie i przewrotny cytat. Poznałam też parę fajnych osób, a ponadto nauczyłam się, jak niezastąpioną rzeczą jest forum dyskusyjne i piszczenie ze szczęścia razem z ludźmi podobnymi do ciebie...

Dzisiaj wyjątkowo... dwie piosenki. Bo tak się składa, że dwie JEDNOCZEŚNIE kojarzą mi się z p. prokuratorem Arturem Łatą. Tak wyszło kiedyś, jakoś 21 września 2007, że zaczęłam sobie do oporu oglądać jego zdjęcia (które dnia poprzedniego musiałam przywieźć sobie na dyskietce z biblioteki miejskiej) i puszczać sobie do oporu te dwie piosenki (bo innych ciekawszych jeszcze nie miałam). Coś zauważalnie bolała mnie wtedy głowa, ale tak chciałam mu się przyjrzeć, że złamałam swoją zasadę nie używania komputera w takich przypadkach. I jak się rozkręciłam, to przeszło ;D
Tak mi to właśnie zostało w pamięci.