poniedziałek, 27 sierpnia 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 27 sierpnia 2012



Wybiegłam od Jędrka w niemniejszym pośpiechu niż Dirk dwa miesiące temu - w końcu był to jeden z tych weekendów, które miałam spędzić nie w domu (tudzież na misji ratowania świata u zaznajomionego cyklopa), tylko w Koszalinie na szkoleniu. Weekend zaczyna się u nich już w piątek (hehe, że też takie rzeczy nie zdarzają się częściej :D ), tak więc niestety już było pewne, że nie będę mogła uczestniczyć w całokształcie zajęć przewidzianych na te dni.
W każdym razie wybiegłam czym prędzej i poleciałam, żeby załapać się przynajmniej na niedzielę - lubię się uczyć, no a poza tym zajęcia z panią psycholog Gosią to zawsze jest atrakcja (takie rzeczy, jak kalambury w zgadywanie emocji czy zadanie niewerbalnego przywitania Marsjan to codzienność; już wyłapuję co ciekawsze kwiatki na kolejny konwent doctorowy).

Ksena Wojowniczka, Dziennik superbohaterki 27.08.2012 Piniedziałek

Ostatnie dni były spokojne, dlatego nie miałam przygód do opisywania. Dzisiejszy dzień tak samo zaczął się normalnie. Rano koło 8 wstałam, wyszykowałam się na praktyki (aktualnie odbywam praktyki w firmie geodezyjnej, jest fajnie, tylko szkoda, że tak krótko tam będę). Kiedy doszłam na praktyki, była godzina 8.55 (akurat wtedy spojrzałam na zegarek), więc rozpoczęłam praktyki. Na początku, jak zwykle, było czekanie i wykonywanie papierkowej roboty (dokładniej spisywanie danych z ksiąg wieczystych, nie wiem, czy ktoś jeszcze się w tym orientuje :) ), następnie pojechaliśmy do lasu i także było spokojnie (jeździmy jeepem :D ). Później pojechaliśmy dalej i tam zaczęło się dziać.

Myth, Dziennik Superbohatera 22.08.2012r Poniedziałek

TaaaaaaamdaDAaaaaaaaaaam ! Wróciłem ! I jak to mówią spartanie "wróciłem z tarczą", lecz jak to mówią niektórzy matematycy "stary ale ty nie masz tarczy"... no ale oni nie rozumieją przenośni (i nie, w przenośni nie chodzi o to że "przynieśli mnie na tarczy" - bo nie przynieśli !). Dobra ... wszyscy pewnie ciekawi jak było, ilu zamordowałem, ilu zmiażdżyłem - powiem wam, nie było łatwo :

Sektencja, Dziennik Superdetektywa 27 sierpnia 2012

Hejo!
Stąd.
   Dwudziestego drugiego byłam w mieście. Za książkami i torbą do szkoły. I wpakowałam się z siostra i z przyjaciółką do sklepu dla dzieci - ot tak, przy okazji. I mówię wam jakie tam cuda były! Zwłaszcza kucyki Pony :D Ale aż tak bardzo to nie przypominały oryginałów [kiedyś widziałam zresztą ładniejsze wersje]. Poza tym w jednej księgarni natknęłam się na piórnik z tegoż serialu - ludzie się na mnie dziwnie patrzą a ja: Aaaaaleeee cuuuudnyyy! Z psychozą to się trzeba urodzić. Za to nic nie znalazłam z Doctora who, normalnie masakra. Wygląda na to, że trzeba jechać do Wrocławia.
   Niestety nie kupiłam też torby do szkoły, a nie jestem pewna, czy ta którą mam teraz pomieści książki szkolne. One niby są cienkie, ale wysokie na *idzie mierzyć* prawie 30 cm! Tragedia! Za to, jak już się zorientowaliście, kupiłam książki. Tylko historię i rosyjski, bo innych nie było. Ale za to pozostało mi tylko siedem podręczników do kupienia. I gdy wracałam już tylko z siostrą na dworzec zaatakował nas ogromny deszcz. Pobiegłyśmy do najbliższego sklepu [Czy tam marketu. Wiecie, to takie ogromne.]. I tam od znajomych dziewczyn się dowiadujemy, że kierowcy autobusów strajkują! [Pisałam to kilka dni temu. Od dziś autobusy jeżdżą!] Normalnie masakra. Ale uratował nas dziadek przyjaciółki, bo po nas przyjechał. I deszcze przeczekałyśmy u niego, oglądając dwa odcinki Doctora who. Ja to zawsze muszę mieć płytę przy sobie :D