wtorek, 7 sierpnia 2012

Ksena Wojowniczka, Dziennik superbohaterki 07.08.2012 Wtorek

Po ostatniej akcji z Ogrem należą wam się wyjaśnienia. Otóż pisałam, że go znam i tak było. Odkąd tylko nauczyłam się chodzić, coś było ze mną nie tak, ponieważ zawsze chciałam kogoś bronić, mimo iż wtedy sama zazwyczaj obrywałam i wracałam do domu cała posiniaczona i we krwi. Pewnego dnia na placu zabaw, kiedy znowu biłam się z chłopakami starszymi od siebie, bo zabrali dziecku zabawki i nie chcieli oddać, zobaczył mnie pewien mężczyzna.

- Chłopcy, nie ładnie tak bić osobę mniejszą od siebie - powiedział tajemniczy przybysz. - Może zmierzycie się ze mną?
- Mamy bić się z jakimś staruchem? - Odpowiedział szef bandy. - Będzie totalna masakra! Możemy nawet pana zabić.
- Więc zaczynajcie, nie będę miał wam za złe.
I zaatakowali go, miałam odruch, by go obronić, lecz coś w jego wzroku powiedziało mi, że da sobie radę. I tak było. Tajemniczy mężczyzna wykonał tylko parę ruchów i to bandziory leżały na ziemi, płakali i wołali do mamy.

Death Bride, Cyrograf Zemsty 7 VIII 2012

- Jak mogłeś?! - Byłam oburzona. Aż drżałam z wściekłości.

- No przecież był Paryż, czemu się rzucasz... - jęknął, pilotując swoją cholerną maszynkę.

- Zostawiłeś mnie w byle której kawiarence, kupiłeś kawę, rogala i SOBIE PO PROSTU POSZEDŁEŚ! - wrzeszczałam. - Samą mnie zostawiłeś! Oni nie umieją słowa po angielsku! Nikt! Nawet nie miałam jak zapytać gdzie jest toaleta!

- Och, przestań, miałem świat do uratowania...

- Nic nie mówiłeś! - przerwałam.

- Przepraszam, okej? - spytał, wzdychając. I ja westchnęłam. Dalej się trzęsłam, ale już mniej.

- W porządku - parsknęłam i odwróciłam głowę, by na niego nie patrzeć.

Wracaliśmy do jego mieszkania. Było popołudnie, słońce przyświecało coraz lżej. Wylądowaliśmy... Wszystko było takie leniwe, spokojne... Wyszłam na spotkanie lekkiemu, oplatającemu włosy wiatrowi. Złość uszła ze mnie nagle.

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 6 sierpnia 2012



Kalkulator pojawił się w życiu Gently'ego pewnego pięknego dnia, kiedy wybrał się do jakiegoś sklepu pokroju 1001 drobiazgów w celu zakupienia... lupy. Tak, Sektencjo, Dirk po pewnym niby nie aż tak ważnym incydencie zarzucił sobie, że pomimo powszechnej tendencji wśród prywatnych detektywów, on wciąż nie posiada lupy, więc postanowił nabyć.
Taki był cel jego wyprawy do sklepu, ale że był podręcznikowo nieodporny na najbanalniejsze chłyty marketingowe i ostatecznie wyszedł z niego nie z lupą, a z malutkim niezwyczajnie uzdolnionym kalkulatorkiem I Ching, to już inna sprawa.