wtorek, 13 marca 2012

Myth , Dziennik Superbohatera12.03.12 Poniedziałek i 13.03.12 Wtorek

Dwudniowy wpis, tak wiem że nigdy tego w sumie nie robiłem, codziennie był osobny ale od wczoraj pobierałem nauki u Mistrza Yody, uczył mnie kontaktów z kobietami. żeby dostać się na planetę musiałem pożyczyć Kseny Wojowniczki jej różowy stateczek, bo niestety mój wysoce technologicznie zaawansowany osobisty plecak odrzutowy wysokiej mocy nie pomieści tyle paliwa aby dotrzeć na planetę mistrza Yody(teoretycznie wystarczyło by żebym na początku nabierał ciągu a potem [jako że jestem w próżni] leciałbym sobie z tą prędkością [dlaczego tak nie zrobię? bo ja nie umiem za dobrze pilotować i i tak bym zużył całe paliwo na korygowanie kursu]). No więc dotarłem na tą jego planetę. Wychodzę z różowego statku Kseny Wojowniczki i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to napis na ziemi :
"Fear is the path to the dark side" - Strach jest ścieżką na ciemną stronę














idąc dalej zobaczyłem jakby lepiankę wbudowaną w stary konar drzewa. Usłyszałem dziwne dźwięki, więc podbiegłem i zobaczyłem co się stało, moje oczy ujrzały małego, zielonego, starego i pomarszczonego stworka w otoczeniu 5 kobiet :
















Stworek zauważył mnie czającego się za krzakami, podszedł i powiedział :
- szukasz kogoś ty ?
- Witam, szukam wielkiego wojownika o imieniu Yoda - odpowiedziałem
- Oh, Wielkiego wojownika, hmm? Wojna nikogo nie czyni wielkim. - spojrzał takim dziwnym wzrokiem i podszedł bliżej.
- Wiesz gdzie znajdę Mistrza Yodę ?
- Yoda ja to.
- No ale przecież ty jesteś taki mały ...
- Rozmiar nie ma znaczenia. Czy mnie oceniasz po rozmiarze? - rozmiar nie ma znaczenia ? Chciałbym w to wierzyć :D
- Nie ! wybacz mi Mistrzu, przybyłem aby prosić o to abyś nauczył mnie jak postępować z kobietami. czy nauczysz mnie ? - zapytałem z nadzieją.
- Zaiste wyczuwam w tobie moc, a moim sprzymierzeńcem jest Moc i potężnym sprzymierzeńcem ona jest...

Mistrz Yoda odszedł od kobiet, kazał mi iść za nim. Poszliśmy do medytatorium (miejsce [w tym przypadku polana] służące do medytacji), usiedliśmy i Mistrz Yoda przemówił :
- Strach to ciemna strony Mocy. Strach wiedzie do gniewu, gniew do nienawiści, nienawiść prowadzi do cierpienia. Czuje w Tobie wielki strach. Boisz ty kobiet się.
- Ano troszkę ...
- Musisz poczuć otaczającą cię Moc. Kobiety w obsłudze proste są.
- Tak ale obawiam się że stracę kogoś.
- Raduj się tymi wokół ciebie, którzy przekształcają się w Moc. Nie opłakuj ich, nie tęsknij za nimi. Przywiązanie prowadzi do zazdrości. Cieniem chciwości jest ono. Pamiętaj, siła Jedi pochodzi od Mocy. Ale strzeż się. Gniew, lęk, agresja. Ciemną stroną one są. Raz zejdziesz na mroczną ścieżkę, na zawsze zawładnie ona twoim przeznaczeniem.
- Dobrze spróbuje
- Nie próbuj, rób albo nie rób, nie ma próbowania !!!!!!!!!!!!!!!!! Wykres Ci ja narysuje :















Siedzieliśmy na tych twardych kamieniach aż nie porobiły mi się odciski, Yoda wyjawił mi wszystkie tajemnice obcowania z kobietami, gdy odchodziłem zobaczył statek Kseny Wojowniczki i mnie wyśmiał i powiedział że się nie dziwi jak bujam się pedalskim autem. gdy wsiadałem powiedział :
- Pamiętaj czego się nauczyłeś. Ocalić cię to może! Aby dotrzeć do celu, prostą ścieżką nie pójdziesz.

a gdy mu pomachałem i odlatywałem mamrotał coś pod nosem:
- Mglista przyszłość jest tego chłopca.


A więc wróciłem do domu, napisałem wpis i postanowiłem codziennie wyjawiać jeden z sekretwó mistrza Yody, Będzie się to nazywało "Kącik zrozumienia kobiet według Mistrza Yody" mam nadzieję że się spodoba :)


Kącik zrozumienia kobiet według Mistrza Yody
Kobietą ufać możesz nie bo kłamią, oszukują i manipulują. Im nie wierzyć musisz.

Piosenka dnia :

Dobranoc.

Ps. Planuję w najbliższym czasie niezaplanowaną eskapadę do Szczecina o której nikt nie wie.

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 13 marca 2012



No. Wygląda na to, że tworzenie prezentacji na Pyrkon ma nawet jakieś tempo. Przede wszystkim dobrze zrobiłam, że podzieliłam to sobie na część komputerową i niekomputerową - dużo lepiej wymyśla mi się tekst, kiedy nie świeci na mnie ten ekran (tak, może to być główna przyczyna mizerii na tym blogu, choć nie wiem, jakie usprawiedliwiania ma Myth). Tak więc część papierowa jest częściowo, ale za to od razu z wizją wykonania (animacja tekstu, obrazki...) gratis. Więc, jeśli dobrze pójdzie, może nawet jutro zabiorę się za część komputerową. Nie no, co ja gadam. Pewnie jutro dodziubię do końca pisanie, ale przyjmując po mojemu, że jutro skończy się około 3:00 nad ranem i znowu nie będę pamiętać, jak się nazywam. Co jednakże w przypadku superbohaterów bywa przydatne :p

Z rzeczy bardziej wymiernych - wczoraj, jak niektórzy zauważyli, był teatr. I to, w przeciwieństwie do wielu ostatnich wybryków, nawet udany. Co prawda w stylu molierowsko-fredrowskim, a zwłaszcza podobnie do Moralności pani Dulskiej (yyy... sprawdziłam - tego nie napisał ani Molier, ani Fredro, ale jakoś tak...), czyli trochę pójście na łatwiznę, bo takie rzeczy, żeby śmiać się z cudzej hipokryzji i dwulicowości były oryginalne najpóźniej pięćdziesiąt lat temu, ale jednak... Tak moim zdaniem powinien wyglądać teatr - wszystko przejaskrawione, żeby można było się pouśmiechać, jakie to pustaki potrafią być z innych ludzi, a do tego wystylizowane na jakieś okolice środka XX wieku, żeby można było sobie popodziwiać tę zwyczają elegancję i te ah i oh wielkich domów ze służbą.
Bo tych dzisiejszych "teatrów nowoczesnych", że ludzie w byle jakich ciuchach latają (oni sobie mogą uważać, że w codziennych :/ ) i wrzeszczą z perorowaniem na przemian zamiast normalnie z komediowym wystylizowaniem mówić pięknie, to ja nie pojmuję. Że naturalność, że szczerość "do bólu, że "prawdziwe życie". Nie pojmuję i nie cierpię. Dobrze, że jak na razie Teatr Telewizji tego unika i mam nadzieję, że dłużej niż "na razie".

Czyli było zabawnie i krzywy uśmieszek ani mnie, ani mojemu tacie, który nie jest superbohaterem, z twarzy nie schodził. Jeśli jeszcze komuś mało zamocnych komedii to na Jedynce było Szklanką po łapkach :] Co prawda też jedynie na uśmiech, bo wiadomo, setki razy film powtarzany, a nowych dzieł z udziałem Leslie Nielsena i jego zazowskiej brygady już nie będzie, ale jednak rodzice wciąż i wciąż nie mogą się powstrzymać. I ja też nie :p
Jeszcze mało? No to Tabaluga znowu był

Nie mówiąc nic nikomu od czasów ocieplenia się klimatu nad moim podwórkiem prowadzę obserwacje jeziora. Nie ma co, obiekt zachowuje się dziwnie:




Szkoda, że nie ma tego kluczowego zdjęcia z lutego na marzec. Ale i tak nie ma wątpliwości. Rzecz jasna, problem jest z kamieniami - z każdym dniem zaczynają coraz bardziej wystawać.
Trzeba będzie przyjrzeć się bliżej tej sprawie.


Leciało akurat w radiu, więc pomyślałam, że wrzucę sobie pierwszą piosenkę, jaka mi się w życiu podobała :p
(Nie mylić z pierwszą polską, czyli z ladypunkowym Zawsze tam gdzie ty, o którym wynurzałam się tutaj.)



Przy okazji, wyszukując sobie piosenkę, wypatrzyłam po prawej stronie zakładkę z ogłoszeniami parafialnymi, że Wrzuta tworzy nową siebie i jeśli ktoś ma sugestie, uwagi albo inne problemy, to może się wypowiedzieć.
No to szykuje się dłuższy referat...

Ksena Wojowniczka , Dziennik Superbohaterki 13.03.12 Wtorek

Wreszcie ostatni dzień chodzenia do szkoły w tym tygodniu ( bo od jutra mam rekolekcje i tylko godzinkę w kościele posiedzimy :P ). Hmm a co do odpowiedzi udzielonej mi to i tak się zastanawiam bo mi się nigdy tak nie przydarzyło, aby klej przykleił się do butelki albo nawet tubki. Ostatnio rzadko się odzywałam ponieważ mięliśmy pełno sprawdzianów w zeszłym tygodniu , beznadzieja, kto wymyślił takie coś jak sprawdziany? No nic nie znajdziemy teraz winnego.

Co do tego co działo się dzisiaj to nic ciekawego w szkole obijałam się prawie cały czas bo nauczyciele poprawiali półrocze uczniom co mięli jedynki na śródrocze, a na informatyce geodezyjnej rozmawiałam sobie z Mythem :). Czy u was w miastach też mówią o jakimś konkursie w którym trzeba robić coś na giełdzie? U mnie takie coś mówiła nauczycielka i chcemy z koleżankami z klasy ( nie są superbohaterkami ) utworzyć grupę do tego konkursu tylko czy coś z tego wyjdzie to nie wiadomo.

Po lekcjach powłóczyłam się po mieście i połaziłam po sklepach ( kupiłam sobie taką fajną króciutką spódniczkę na szelkach :) kiedyś może pokaże :D ) po drodze spotkałam Fineasza i Ferba i pytali mnie czy nie widziałam przypadkiem Pepe ponieważ znowu im zaginął. Podpowiedziałam im, aby poczekali i dziobak sam się znajdzie jak zawsze z resztą.

Po powrocie do domu miałam już przygotowany obiadek przez moją mamę która nie jest superbohaterką ( biały barszczyk :D ), później zaczęłam robić projekt na geodezję mam go oddać za dwa tygodnie, ale wcześniej dam do sprawdzenia, aby mieć wyższą ocenę :). Dalej spotkałam moją przyjaciółkę i okazało się, że na serio się zakochała :P zawsze umiem to rozpoznać u niej po rozmowie z nią siadłam przed komputer w mojej bazie zwanej moim pokojem
I chyba tyle na dzisiaj papa :)

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 12 marca 2012



Ale ten Myth lubi fantazjować! Znowu się zdrzemnął przed informatyką siadnąwszy na wtyczkę USB. USB, jak się właśnie zainteresowałam, jest to po angielsku Universal Serial Bus, pozwolę sobie więc przetłumaczyć, że Myth usiadł na popularny serialowy autobus.

Ksena Wojowniczka pytała nas niegdyś (naszą superbohaterską dwójkę + Czytelników), jak to jest z klejem, że nie przykleja się do butelki klejąc się do wszystkiego. Tak więc odpowiadam:
Jak to się nie klei - trzeba było widzieć tubkę mojej Kropelki.

Tak się składa, że substancja zawarta w środku klei się w zasadzie wyłącznie do butelki/tubki + moich palców. Bieżąca metoda dostania się do środka zależy właśnie od tego, do którego elementu przykleiła się najbardziej.
W imieniu chwilowo przygniecionej ratowaniem świata Kseni dziękuję za nadesłane odpowiedzi. Worek kartofli i zapas skarpetek na sto lat rozlosujemy w najbliższym czasie.

Odkryłam, że na forum vampirciowym trwa casting na mężów i żony. Oczywiście, ponieważ jest to forum fanfikowo pisarskie, na mężów i żony będących postaciami z opowiadań, seriali, filmów i tak dalej. Co nie znaczyło jednak, że sprawa została uznana za błachą i nie wartą rozmysłu.
Najpoważniej sprawę potraktowała Natka, która do swatania zatrudnia postaci z własnych fanfików:
Natka: Na koniec pragnę poinformować, że już wiem, kto którą kandydaturę wysunął... A także kto jak głosował, mendy...
Heth: Tak, a co mi jeszcze zrobisz?
Natka: ...
Heth: Brak pomysłów?
Natka: Nie zniżę się do Twojego poziomu.
Heth: Musiałabyś najpierw się podnieść.
Natka: Jak widać moje postaci naprawdę mnie kochają :/

Zabawne, ale... Pomimo, że fantazjowanie na temat tego, kto mi się podoba, kto jest w moim type, a na kogo przyjemnie mi się patrzy, jest od kilku lat jednym z moich ulubionych zajęć w wolnych chwilach (przykładowo podczas zwisania ze poduszkowca przemusającego klejnoty do Abu Dhabi albo też czajenia się na szczycie wieżowca na jakiegoś Dżokera czy innego oktobusa), to jednak w kategoriach, że tak nazwę, stałego zamążpójścia nigdy nie brałam tego pod uwagę. Ba! Nawet w pewnym sensie wskazane było nie zastanawiać się, czy byłabym się tej osobie podobała, bo bym się pewnie nie podobała albo podobać przestała szybko przy dalszym poznaniu, a jak wiadomo małżeństwo, czy jakikolwiek inny związek to sprawa dwustronna. I, śmiesznie, po raz pierwszy zastanowiłam się nad tym dopiero teraz.
Przebiegłam więc myślą wszystkie książki, filmy, seriale i bajki, jakie lubię, czy przynajmniej znam i... Nie powiem, ale moja lista była bez porównania krótsza niż u forumowych koleżanek czy kolegów. Po pierwsze z przykrością odnotowałam, że chyba ponad połowę fajnych gości musiałam odrzucić za samo to, że... nie jest postaciami fikcyjnymi ;) Dalej lwia część kandydatów odpadła za inną stronę swojej natury, która już aż tak mi nie pasowała. U 90% pozostałych nie miałabym szans, ale przyjąwszy, że bym miała, to tak jakoś nie bardzo wierzyłabym, że by to na dłuższą metę przeszło. Ostatecznie spasowała mi tylko jedna jedyna osoba. O której, żeby było śmieszniej, jeszcze nigdy nie przytrafiło mi się tutaj wspominać w takim kontekście. A tymczasem lubię go, a jak - szczery, spokojny, ofiarny, zawsze pogodny i dowcipny, wygadany, a jednak nieśmiały, pewny siebie, ale nie kłótliwy, po cichu szalenie inteligentny, ale nie przemądrzały. I jeszcze do tego taki przystojny!
I ma imię, którego nie cierpi, brzmiące całkiem jak część obróconej o dziewięćdziesiąt stopni funkcji trygonometrycznej
Jak ktoś ma ochotę się dowiedzieć, to niech zajrzy na kolejną stronę tamtego tematu ;) Podpowiem, że jestem pierwszą osobą, która odezwała się w nim od 2011 roku.

Akurat dzisiaj jakoś tak rozmowa samoczynnie zeszła na temat tego pana (a właściwie na temat pana go grającego, ale to już blisko), więc powiedziałam mamie o moim pomyśle. Ale jej się podobało XD Od razu zrobiło jej się wesoło, ale później, kiedy temat już się prawie zmienił spoważniała nieco i zapytała, czemu nawet nie wspomniałam o "którymś" Doctorze. Pomijając, że on za stary byłby dla ciebie - 900 lat to już nie byłaby nawet różnica pokoleń, tylko wieków! W tym właśnie rzecz, że ja podeszłam do tej, jak to mawia Vampircia, rozkminy bardzo poważnie, więc odpowiedziałam na razie w skrócie tylko To trochę bardziej skomplikowane.
Oczywiście figę mnie i ją obchodziło, że rozmawiamy o przybyszu z innej planety - oprócz niego przez głowę przebiegł mi jeszcze Ford Prefekt i Phil Stellmice. Generalnie nie mam nic przeciwko. Nawet jest w kosmitach coś fajnego, choć bywają dziwni, jak choćby dwa powyższe przypadki ;D Z Doctorem jest trochę gorzej.

Na szczęście na tamtym forum też nie ma osób tak lekkomyślnych, żeby powiedzieć, że mogłyby z tym Władcą Czasu stworzyć sensowny związek. Parę razy padło parę dwuznacznych sugestii dotyczących (nieznoszonego przeze mnie) Jacka Harknessa z tego samego serialu, ale w zasadzie tyle. W takim razie na szczęście wszyscy rozumieją, że jak się sobie szuka kogoś do pary, to trzeba nie tylko brać sobie kogoś, z kim się będzie coś działo, będzie kolorowo i zabawnie, ale też kto będzie miał tyle zmartwień, ile zdoła się udźwignąć na swojej głowie. Doctor ma ich nieszczęśliwie wyjątkowo dużo. Doctor czasami robi wrażenie Ziemianina, który chciałby zostać na tej planecie, ba - z tymi ludźmi i w tym czasie, ale... nie wychodzi mu to, wymyka się przemijaniu jak na złość. Patrzy tylko jak kolejni ludzie odchodzą zmieniając się we wspomnienia, niekiedy próbuje do niech wracać, ale przecież i tak zawsze tylko na chwilę. Do tego nadbiegają nowe zdarzenia, które czasami uda się pozytywnie odkręcić, a czasem nie, nowi ludzie, którzy również odejdą i z miejsca wiadomo, że niczego nie można zatrzymać. Śmiesznie - zatrzymać zarówno w sensie spowolnić, jak i zachować dla siebie.
Można pomyśleć (o tej lekkomyślności właśnie mówię), że przecież to nic takiego, można bawić się bez przejmowania się czymkolwiek. Ma się zdumiewającą wiedzę o wszystkim, maszynę czasu i tłumy nieznajomych, na których robi się wrażenie samym pojawieniem się.
No tak, może, ale przez 900 lat?

Moja mama tego właśnie o Doctorze nie wiedziała. W zasadzie widziała go najwięcej w odcinku Robot w komicznobeztroskiej wersji z szalikiem. Musiałam więc przypomnieć o tych 900 latach, o których jakimś sposobem pamiętała i dodać, że ktoś kto żyje tak długo, musi mieć już cały bagaż nazbieranych wspomnień, siłą rzeczy nie tylko miłych. On oczywiście rzadko o tym wspomina - najłatwiej jest nie mówić o sobie, tylko uśmiechać do wszystkiego, ale kiedy już czasami przypadkiem zdarzy mu się spojrzeć do własnego wnętrza, to potrafi kilka minut stać załamany, jakby miał się już nigdy więcej nie uśmiechnąć.
Nawet jak na superbohaterkę spotkało mnie wyjątkowo mało złych rzeczy. Zbyt mało, żebym z kimś takim jak Doctor potrafiła rozmawiać.
I pewnie gdyby NAPRAWDĘ trafiła mi się kiedyś okazja spotkania go, to raczej nie miałabym odwagi nawet do niego podejść, o odzywaniu się nie wspominając.

Zastanawiałam się chwilę nad piosenką i to było pierwsza sensowniejsza rzecz, co mi przyszło do głowy w związku z powyższym tematem.
No, może nie sensowniejsza, ale jednak ciekawa i jedna z moich ulubionych.
Tylko że niestety muszę ostrzec - ten teledysk nie jest normalny. Serio. Aczkolwiek piosenka jest super, więc jeśli ktoś jest słabo uodporniony na dziwactwa (a dajmy na to przypadkowo zabłądził i nigdy dotychczas nie był na tym blogu), to lepiej niech po prostu włączy i nie patrzy :D