
Słońce już przebijało chmurki, ptaszki ćwierkały, ogólnie wszystko było
takie spokojne, nagle nad nami przeleciał biały kruk, sekundę później
żuraw budowlany zrzucił betonowy kloc na ziemię odcinając nam drogę,
zaczęliśmy biec w przeciwną stronę ale przed nami opadł kolejny kloc...
byliśmy uwięzieni między blokami i dwoma betonowymi klocami. Nagle z
dachów bloków wystrzelone zostały harpuny i zaczepiły o przeciwne strony
bloków. Z bloków zaczęły zeskakiwać dyniogłowi żołnierze, wszyscy dobrze uzbrojeni z dziwnym przekonaniem że zaraz nas rozstrzelają.
Spojrzałem na Amelię usiłując jej przekazać moim wzrokiem "cholera zapomnieliśmy kupić ogórków" ale ona przymrużyła oczy i skinęła głową dodatkowo ściskając mocniej trzymany w ręce rapier, zapomniałem że to chora psychicznie psychopatka, chciałaby pewnie zaatakować od razu bez przemyślenia taktycznego puntu starcia, przewaga wroga 40 do 1, użyłem wrodzonej inteligencji, krzyknąłem :
- Rozbrajamy się ! - krzyknąłem i rzuciłem miecz na ziemię, ona intuicyjnie zrobiła to samo