Po sporym mordobiciu trafiłem do domu Pani Aldony i Pana Waleńroda, otrzymałem z ich strony leczenie, wparcie duchowe oraz całe mnóstwo cytatów które odnoszą się do życia. A na odchodne otrzymałem przedziwny worek, dosyć ciężki, myślałem że to ziemniaki.
Gdy wraz z Luną wróciliśmy do Tajnej Siedziby kompletnie zapomniałem o worku.
Gdy spędzałem czas siedząc i gapiąc się w ekran monitora, zakamarkiem oka zauważyłem że worek się
poruszył, zaciekawiony skupiłem na nim całą swoją uwagę. Worek znów się
poruszył
- Luna! Przynieś patelnie bo w worku od Waleńroda jest szczur!- Z
zaciekawieniem zbliżyłem się do worka, poczułem silną pokusę otwarcia
worka... Nie mogłem się jej oprzeć, pociągnąłem za złoty sznurek,
wiązanie puściło i ścianki worka rozchyliły się. Pierwsze co zauważyłem
to niezwykle jasne światło, jakbym patrzył w słońce, gdy moje oczy
przyzwyczaiły się do blasku, to ujrzałem zawartość...
- O KURWA! To ludzkie ciało! Kompletnie gładkie, łyse, zwykłe ludzkie ciało! W worku! A gdzie szczur?!- Nagle poczułem jak w moje ciało wbija się miliard nieistniejących igieł. Zacząłem się świecić i wszystkie otworki które zrobiły niewidzialne igły zaczęły sączyć światło do ciała leżącego w worku. Dostrzegłem że ciało z worka zaczyna się zmieniać, na głowie wyrastają włosy, uwydatniają się kości policzkowe, piersi, miednica się poszerza...
-Myth-san! Co się dzieje?!-krzyknęła przerażona Luna trzymając w ręku patelnię.
Po chwili, albo po godzinie, albo może po całym milenium... Moje świetliste rany przestały krwawić i opadłem z wycieńczenia na ziemię. Miałem jednak siłę jeszcze patrzeć na owe ciało z worka. Ciało wstało i ukazało pełnie swojego oblicza. Nadal biło od niego, a raczej niej, taki czysty blask.