poniedziałek, 22 kwietnia 2013

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 22 kwietnia 2013



Akcja zaczęła się rozwijać.

Najpierw bardziej przyciśnięto do roboty pana Kubricka, który czytał przyszłość z treści nagranej przez Makłowicza reklamy Tesco, ostatnich wydarzeń, strzępkowych wiadomości dostarczanych nieregularnie przez informatorów, zachowania obserwowanych przez nas z daleka analogowograficznych cudactw, aktualnego rozstawienia planet, fusów i kursu złotówki na giełdzie. Potem rządzący zatrudnili dodatkowego naukowca, żeby przetłumaczył na polszczyznę poetyckie farmazony tego pierwszego. Potem ja im jeszcze przypomniałam, że (wtedy był chyba dopiero czwartek) lada chwila znowu wyłączą gdzieś nadajniki analogowe i w związku z tym warto by się ogarnąć i coś przedsięwziąć. No to przedsięwzięli coś takiego, że jak tamci dwaj się dogadają i wydedukują coś ciekawego, to oni się z tym zgodzą i też coś zrobią. Spojrzałam na ów rządzących tj. jednego szefa, jednego dyrektora i dwóch zarządców - po co agent 666 Heniek ich wszystkich w ogóle przywiózł? Teraz wyglądali tak, jakby mieli pewność, że Kubrick i Angus (ten nowy) nigdy w życiu sie nie dogadają, a dokładniej: że Angusa prędzej coś trafi niż coś zrozumie z tych poetyzmów. Tymczasem... oni naprawdę się dogadali.
Na widok ich min w rzeczonym momencie, kiedy to rozradowany Angus wkroczył w towarzystwie uśmiechniętego Kubricka do gabinetu zarządu (tak, też się zastanawiam, skąd wytrzasnęli taki w bazie kosmicznej) i opowiedział, że już rozumie wskazówki i mogą spróbować tam wleźć, przyszła mi do głowy myśl, czy ich (znaczy: ci szefowie, nie naukowcy) nam czasem sama Gesslerowa nie podrzuciła. Z takim współczynnikiem lenia we krwi nie nadawaliby się nawet na polskich polityków. Patrząc na sytuację pod tym kątem nie było wcale dziwne, dlaczego do takiej tyleż nietypowej co odpowiedzialnej pracy wybrano właśnie młodego studenta Angusa - ponieważ miał on wszelkie kwalifikacje do tego, żeby go do podobnego zadania nie wybierać. Teoretycznie nie powinni myśleć o nikim innym niż wprawny filolog (taki jak on właśnie), to fakt, ale w praktyce jednak pasowałoby, żeby nie był to półobłąkany Romeo piszący tuziny sonetów o wschodach słońca i szumach morza. Przez całe dwa lata studiów nie napisał niczego, co nie zawierałoby słów w stylu zawżdy, łopot serca i ciała niebieskie, pomimo że niektóre projektu zaliczeniowe na jego uczelni wymagały przykładowego tekstu do książki kucharkiej oraz instrukcji obsługi do sprzętu RTV. Skąd oni go w ogóle wzięli? Jak tu przyleciał, to pierwsze, co zrobił, to stworzenie trzech limeryków o globie naszej Ziemi i dwóch moskalików o tutejszych kraterach, oraz stwierdzenie (niezrealizowane niestety), że umrze ze szczęścia. Potem przedstawiono mu pana Kubricka, co podsumował napisaniem haiku o jego fryzurze(?), po czym obaj panowie zaczęli ze sobą radośnie gaworzyć.
A tu nagle... Proszę.
- Ja i Hieronim - zaczął student wskazując na towarzyszącego mu staruszka - dojść zdołaliśmy, że szanowny kuchmistrz zaszyfrował nam w owej reklamie trasę całą prowadzącą najbezpieczniej do siedziby swej porywaczki. A gdy się już do niej dotrze, zawżdy gesty, które tam nam pokazywał są znakami, które ochronią nas przed urokami i knowaniami niecnej damy!
Nie rymowało się, ale poza tym brzmiało całkiem nieźle (poza tą damą na końcu oczywiście). Po nieobecności ciał niebieskich i łopotu serca poznałam, że to jeszcze nie koniec:
- Wiemy też - perorował dalej Angus - że w istocie całe ciało niebieskie przez nią jest kontrolowane za pomocą maszynerii wszelakich i że dużo wojaków trzeba, by przeciwstawić się jej woli i potędzę, my jednak z pełnym nadziei łomotem serca wiemy, że to jest naprawdę możliwe.
No, skubany, naprawdę mu się udało. Znaczy: nie miałam na myśli, że tyle się dowiedział (no dobra, to też), ale że powciskał wszystkie swoje ulubione zwroty do wypowiedzi.
Ostatecznie więc, pomimo wszelakich dziwactw, gościa polubiłam. Zwłaszcza dlatego, że jednak faktycznie ma łeb, żeby dogadać się z Kubrickiem, a co za tym idzie: że dzięki niemu tamci od rządzenia przez małe ż z kropką wreszcie ruszyli tyłki. A także dlatego (ale to zupełnie szczegół!), że koleś napisał z rozpędu i o mnie parę rymowanek :p Na przykład taki:
Zawżdy gdy ją widzę
Łomot serca wywołuje
Leci czy też idzie
Co pięć minut świat ratuje
Albo:
Jej urok nieziemski
I niezmierna siła
By ciało niebieskie
Zawżdy przysłoniła
Choć nie ukrywałam przed nim, że bardziej interesowałaby mnie treść tej instrukcji RTV.

Ale nie, nie to jest ważne. Ważne jest, że lada chwila Jędruś i agent 666 Heniek zostali oddelegowani do zaprojektowania podług jego wytycznych plan natarcia na fortecę, w której krył się nasz wróg (wrogini?). Co prawda wciąż nie wiedzieliśmy wszystkiego (trudno powiedzieć, czy z winy odczytującego reklamę Angusa czy tworzącego ją Roberta) i Jędruś zastraszającą rzecz musiał dodedukowywać na zasadzie Gdzie bym umieścił to czy tamto, gdybym był obłąkanym obrazem analogowomagnetycznym ukrywającym się pod postacią słynnej restauratorki, jednakże efekt był całkiem zadowalający. Zdecydowaliśmy się na klasyczne oblężenie złożone z dwóch podwójnych podków oraz nacierającego i spychającego tłoka na środku:


Oni na szaro, my na sraczkowato khaki.

Jak już zostało wcześniej powiedziane, walka nie będzie prosta, ale może być wygrana, jeśli się zaweźmiemy. A do zaweźmięcia się posłużyć żołnierzom miały wspomniane już przy innej okazji tarty morelowe, a także (szczególnie groźne) truskawkowe i czereśniowe. Co prawda moja myśl była taka, że niepotrzebnie wyjmowali te owoce z puszek, ale i w takiej formie ich moc rażenia może być imponująca. Poza tym jakieś suszonki, pierogi ruskie, kabanosy i te pe... Aż szkoda mi było, że z nimi nie idę. Bo nie idę - moim zadaniem jest skorzystanie z odwróconej uwagi wroga i zobaczenie, cóż to ciekawego wyczynia się u analogowej czarownicy podczas tych pięciu godzin między pierwszą w nocy a piątą rano, kiedy na kolejnych obszarach naszego cudacznego kraju wszystko przełącza się na nadawanie cyfrowe...
Życzcie mi powodzenia.




9 komentarzy:

  1. Życzę Ci więc powodzenia, choć nie za bardzo ogarniam, o co biega :) Odnośnie tych rymowanek, to jedna z piosenek mojego idola zawierała taką mądrość życiową: "Jak się nie ma co się lubi, to nie lubi się i tego, co się ma" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za życzenie powodzenia - nie przejmuj się, tutaj naprawdę mało kto to ogarnia :D (Z tego co widzę, także kolega w komentarzu poniżej.)

      Usuń
  2. Powodzenia!
    Cyfrowa wersja Potwora z Krainy Pomidorów Będących Ogórkami będzie mówiła w 16 wersjach językowych jednocześnie i będzie rzucała idealnie ostrymi ogórkami. Ale za to będzie mogła powiedzieć z góry, jakie bzdury będzie mówiła w ciągu najbliższych kilku godzin i jaki jest postęp w mówieniu aktualnej bzdury.

    OdpowiedzUsuń
  3. EPICKO WYGLĄDA TO OBLĘŻENIE! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Najpierw przyciśnięto do roboty pana Kubricka, który z tego i tego, i jeszcze tamtego - ale co zrobił? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wszystko było w poprzednim odcinku :)
      http://dzienniksuperbohaterow.blogspot.com/2013/03/astrogirl-dzienniki-superbohaterki-19.html

      Usuń
    2. Oj, chodziło mi po prostu, że zdanie jest niedokończone :P

      Usuń
    3. Oj, true. Czasami mi się to zdarza, ale... no czytałam je pobieżnie raz po raz i nie zauważałam :p
      Dzięki - nie każdy potrafi wyłapać farmazon niewiele większy od innych farmazonów :D

      Usuń
  5. Też życzę powodzenia, chociaż nie do końca opowieść ogarniam, ale któregoś dnia znajdę jej początek i wtedy wszystko stanie się jasne (albo i nie, ale to będzie zależało od stanu umysłu w tym momencie).

    Ale kocham piosenkę która przyczepiła się do mnie niczym rzep do psiego ogona, i w chwili obecnej mój umysł usilnie pracuje nad dopasowaniem do niej odpowiedniego paringu, bo przecież taka piosenka nie może być "samotna".

    OdpowiedzUsuń