"Dzień sześćdziesiąty trzeci, świt. Pani Generał Sektencja została ciężko ranna. Morale żołnierzy zaczyna podupadać. Straciliśmy wielu naszych. Rządy nad załogą przejął Myth. Wszyscy są wycieńczeni, ale powoli liżą się z ran. Z moim kolanem też nie jest najlepiej, ale poradzę sobie skoro przeżyłam pierwszy dzień okresu w białych spodniach, to i z tym dam radę.”
„Dzień sześćdziesiąty trzeci, ranek. Szykujemy się na szturm zamku. Przemowa Mytha pobudziła wszystkich do walki. Nadchodzi chwila słodkiej zemsty, mój ogień zniszczy ich, zmiażdży i przetrawi to co z nich zostanie. Czekam na chwilę, aż wszystko stanie w płomieniach. Jestem naszprycowana lekami przeciwbólowymi w razie gdyby kolano miało się odzywać. Reszta raportu później.”
- Czy wszyscy wiedzą co mają robić?! – zawołał Myth stojąc zwrócony do armii złożonej z wszelakiej maści istot.
- Tak! – huknęli jak jeden mąż.
Myth założył WTZOPOWM (Wysoce Technologicznie Zaawansowany Osobisty Plecak Odrzutowy Wysokiej Mocy) na ramiona. Był czarno czerwony jak cały jego kombinezon i wystawały z niego dwa husarskie skrzydła, które dodawały mu jakiejś dziwnej dostojności i pewności siebie.
- To co? Rozwalmy te tlenioną bździągwę!
Naraz podniósł się rumor. Zaczęli tupać, krzyczeć i trzaskać stalą o stal. Wyglądali jak mała spartańska armia złożona z centaurów, elfów ludzi i innych mistycznych stworzeń. Myth widocznie podniecony zawołał: