Namierzyłem mój telefon z Mythmobila, natychmiast wziąłem najlepszy sprzęt i Wielofunkcyjny Zaawansowany Pancerz Defensywny Do Walki W Każdych Warunkach. Wziąłem miecz, pistolety, granaty, kawałek placka z galaretką, noże do rzucania, karabin maszynowy, zapasowe magazynki. Wybiegłem z domu i ... wsiadłem do autobusu. Stoję sobie, względna cisza, w tle leci jakaś spokojna muzyczka, zastanawiam się co z moim samochodem, zastanawiam się kiedy zagoją się rany na tyłku po kolcach z kaktusa Pani Haliny, zastanawiam się czy wyłączyłem żelazko (w sumie nie wiem czemu się nad tym zastanawiam jak żelazka nigdy nie używałem), zastanawiam się czy Amelia jest bezpieczna ...
DUUUM !!! Trach ! Trzask Bang ! Amelia wpada przez okno ! Potężnie uderzając o mnie i o fotel obok !
- Amelia ! co ty tu robisz ? - zapytałem zdziwiony.
- Myth..? - wyglądała na jeszcze bardziej zdziwioną.
- No Myth ! Gdzie mój samochód ?!
- Nie ma... zniszczony... - ta wiedźma zniszczyła mój cud techniki !
- Jak zniszczony ? Coś ty mu zrobiła ? Czemu krwawisz ? - po chwili głębszego namysłu i po krótkiej analizie sytuacji - A tak, wpadłaś przez okno.- w sumie wyglądała jakby wpadła.
- Moja noga ... - zajęczała ze łzami w oczach.
- Co noga ? O nie ! Twoja noga !
- On mnie zabije...- powiedziała z takim przerażeniem w oczach.
- Kto ? kt.. - nie zdążyłem dokończyć bo w momencie gdy miałem kończyć wymawiać słowo "kto" przez dziurę w autobusie coś wleciało z przeogromną siłą, uderzyło mnie w szczękę (aż hełm zaczął drżeć jak dzwon Zygmunta). Impet tego czegoś spowodował że przebiliśmy metalową ścianę autobusu i wylądowaliśmy na jezdni ...
czwartek, 26 lipca 2012
Death Bride, Cyrograf Zemsty 26 VII 2012
Jechałam, wciąż naprzód i naprzód. Miałam jeden cel. Świecił mi jasno przed oczyma, prowadził mnie, nęcił i kusił.
Przystanęłam na parkingu obok spożywczego sklepu, stojącego tuż przy jednorodzinnym domku w którym mieszkali rodzice mojego niedoszłego małżonka. Wyszłam z samochodu. Wiatr owiewał moją skórę, noc otaczała mnie zewsząd - cudny zapach północy drgał w późnym podmuchu.
Przeszłam koło sklepu. Powoli, oddychając głęboko. Serce we mnie drżało, palce mi się trzęsły, na plecach tańczyły ciarki, aż mną skręcało. Zaciskałam palce na rękojeści sztyletu tak mocno że czułam, jak odpływa mi z nich krew. Szłam, mrugając szybko. Moje spojrzenie biegało po parkingu i żółtej ścianie sklepu, teraz jednak ponurej i siwej, gdyż jedynym światłem okalającym budynek był księżycowy blask.
Przystanęłam raptownie. Ominęłam wiszące na ścianie sklepu ogłoszenie zwyczajnie idąc naprzód, teraz jednak coś zaczęło mi się kojarzyć, układać... Cofnęłam się dwa kroki i przyjrzałam podniszczonej, brudnej kartce. Coś we mnie drgnęło.
Przystanęłam na parkingu obok spożywczego sklepu, stojącego tuż przy jednorodzinnym domku w którym mieszkali rodzice mojego niedoszłego małżonka. Wyszłam z samochodu. Wiatr owiewał moją skórę, noc otaczała mnie zewsząd - cudny zapach północy drgał w późnym podmuchu.
Przeszłam koło sklepu. Powoli, oddychając głęboko. Serce we mnie drżało, palce mi się trzęsły, na plecach tańczyły ciarki, aż mną skręcało. Zaciskałam palce na rękojeści sztyletu tak mocno że czułam, jak odpływa mi z nich krew. Szłam, mrugając szybko. Moje spojrzenie biegało po parkingu i żółtej ścianie sklepu, teraz jednak ponurej i siwej, gdyż jedynym światłem okalającym budynek był księżycowy blask.
Przystanęłam raptownie. Ominęłam wiszące na ścianie sklepu ogłoszenie zwyczajnie idąc naprzód, teraz jednak coś zaczęło mi się kojarzyć, układać... Cofnęłam się dwa kroki i przyjrzałam podniszczonej, brudnej kartce. Coś we mnie drgnęło.
AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 25 lipca 2012
Po pierwsze: przepraszam, że nam się tutaj zrobiła taka zbiorowo gigantyczna i nieestetyczna szczelina czasowa. Szczeliny czasowe są paskudne, a ta była tym paskudniejsza, że miałam świadomość jej rychłego wystąpienia.
stąd
Miałam więc dylemat czy zająć się ostatecznym dopracowywaniem pytań na konkurs konwentowy, czy próbować skanować stare szkice instrukcji dla blondynek i krótkiego cyklu fiadomości, żeby ją zapchać. I może nawet ta druga wersja wydarzeń miałaby jakieś szanse dojścia do skutku, gdyby przypadkowo nie była akurat piąta rano i około godziny do odjazdu autobusu.
No a potem...
Ło jejciu. Ten tydzień był... Nie żeby mi się nie podobało, ale było trochę za... za duży jak dla mnie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)