Po tym jak bohatersko uśmierciłem Klobstera dając rzucić sobą o ścianę budynku i po tym jak zachowałem heroiczny spokój po ujrzeniu zrujnowanego Mythmobila i po tym jak opatrzyłem i dokuśtykałem się z obolałą Amelią do mojego domu. Kazałem jej usiąść, poszedłem do kuchni, czekając aż zagotuje się woda, patrzyłem przez okno, coś białego mi mignęło, myślałem że to gołąb (
ostatnio pomyliłem gołębia z adidasem więc podejrzewałem że to mogło być coś o wiele bardziej nikczemnego).
Zrobiłem Amelii jej ulubioną malinową herbatę (nie rozumiem jak można lubić malinową herbatę ... przecież ona smakuje jak herbata ... z malinami). Podałem jej herbatę i zadzwoniłem do starego znajomego, mówią na niego Brudny Harry - w sumie nie wiem czemu, prawdopodobnie przez to że ma cośtam na czole i ludzie myślą ze jest brudny. W ogóle Brudny Harry to taki jakby czarodziej ale pracuje w policji bo mu jakiś mafioza zabił rodziców i teraz się mści. Zna się też na magicznych ziółkach na złamania bo nie dość że chudy to się do reprezentacji w brutalnym futbólu zapisał i się łamał chłopak co mecz. No i zamówiłem u niego kurację kościozrastającą.
Siedzieliśmy i czekaliśmy aż przyleci paczka, w międzyczasie zastanawiałem się nad tym co się wydarzyło i gdzie wczoraj zostawiłem brudne skarpetki i czy czasem Amelia na nich nie siedzi i czy czasem aby nie śmierdziały. Chwilę milczenia przerwała Amelia, po mamrotała coś myślałem że chodzi jej o moje śmierdzące skarpetki, więc w razie czego się broniłem ...