sobota, 11 lutego 2012

Myth , Dziennik Superbohatera 11.02.12 Sobota

Spodziewałem się że w końcu się wyśpię w sobotę (bo w końcu zasłużyłem) ale oczywiście że tak się nie stało. Godzina 9:00 rano słyszę dzwonek do drzwi ... przetarłem oczy, podniosłem się obtentegowałem się prześcieradłem i podchodzę do drzwi, zaglądam przez dziurkę do patrzenia zwaną judaszem i moim oczom ukazuje się jakaś niesamowicie ładna dziewczyna ! Miała takie ładne oczy i takie puszyste włosy :) Miała taką czarną maskę która powodowała że nie można było jej rozpoznać i miała takie piórowate białe skrzydła, jak aniołki albo kruki albinosy. No to szybko się cofnąłem do lustra, poprawiłem szybko fryzurę, założyłem kostium i otwarłem drzwi.

Ładna dziewczyna uśmiechnęła się i powiedziała "Cześć jestem Ciasteczkowa Eva, też jestem superbohaterką . Jak mi pomożesz to dam Ci ciastko !" i pomachała pieguskiem (tzn takim ciasteczkiem z orzechami i czekoladą). To zaprosiłem ją do środka, do Centrum Dowodzenia (miałem ogromny bałagan więc na szybko odgarnąłem brudne ubrania i śmieci z fotela), ona usiadła a ja szybko pobiegłem po coś do jedzenia,

"Anioł, ciasteczka i Wielka Stopa cz. 1"
Szybko się ubrałem i wróciłem do Centrum Dowodzenia i Ciasteczkowej Evy. Po krótkiej rozmowie okazało się że Ciasteczkowa Eva musi dostać się do USA a konkretnie do Gór Skalistych. Prawdę mówiąc bardzo mi się nie chciało, miałem plany już na cały dzień ale Cisteczkowa Eva była bardzo ładna ... w sumie nawet jak na mnie to za ładna. No ale cóż, skoro już się obudziłem to może trochę się rozerwę. Zapakowałem sprzęt do wspinaczki i racje żywnościowe na pół roku (w razie jak znowu bym musiał wracać na piechotę jak to było po Las Vegas). Niestety nie mam jeszcze niczego latającego (no poza moim wysoce technologicznie zaawansowanym osobistym plecakiem odrzutowym wysokiej mocy [tak, w razie czego też go wziąłem]) wiec musieliśmy pojechać na lotnisko (a że nie zdałem egzaminu na prawo jazdy to musieliśmy jechać autobusem [tak wiem kiepski motyw na zaimponowanie dziewczynie]).

Dostaliśmy się na lotnisko i tam taka wredna Pani chciała od nas zielone wizy do stanów, skąd ja na szybko wezmę zielone wizy do stanów ? Miałem na szczęście przy sobie Paszport Polsatu to nas wpuścili, a potem cofnęli bo się skapnęli że to falsyfikat. Już miałem ich obezwładnić i ukraść Jubo Jeta (ach czego to się nie zrobi by dziewczynie zaimponować), ale Ciasteczkowa Eva wyciągnęła ciasteczka i dała ochroniarzom i pozwolili nam wejść do samolotu. Po godzinnym locie i udawaniu przez mnie fajnego gościa, całą drogę opowiadałem kawały. Niestety pamiętałem tylko te nie śmieszne Barona Zennonna, ludziom w samolocie się chyba podobało - bo chcieli mi i Ciasteczkowej Evie zafundować darmową lekcje skakania na spadochronie. Nie rozumiem dlaczego nie chcieli nam dać spadochronów. I nas trochę wypchnęli z tego samolotu, dobrze że Ciasteczkowa Eva ma skrzydła to mnie złapała i uratowała życie (w sumie to nie prawda, ona mi kazała tak napisać - osobiście uważam że przeżył bym upadek z 6000m no ale ona się spiera to to napisałem).

Gdy już znaleźliśmy nasz bagaż tzn to co z niego zostało (na szczęście mój wysoce technologicznie zaawansowanym osobisty plecak odrzutowy wysokiej mocy nie został uszkodzony), założyłem mój wysoce technologicznie zaawansowanym osobisty plecak odrzutowy wysokiej mocy i wraz z Cisteczkową Evą polecieliśmy w stronę gór skalistych (mam nadzieję że Ciasteczkowa Eva nie zauważyła jak się zagapiłem i uderzyłem w rój kaczek i jak te 3 muchy wpadły mi do ust - jednocześnie). Na miejscu rozbiliśmy namiot - niestety był on jednoosobowy, a ja jak to przystało an prawdziwego faceta zadeklarowałem się że będę czuwał całą noc gdy ona będzie spać. Gdy zauważyłem że zasnęła (zamknęła oczy) to oparłem się o drzewo i tak jakoś mnie zamroczyło i obudziłem się dopiero rankiem, byłem opatulony kocem i ktoś już był po drewno do ogniska i ugotował jajecznicę. Okazało się że to wszystko zrobiła Cisteczkowa Eva (znowu nie udało mi się zaimponować :( ).

Zebraliśmy ekwipunek i wyruszyliśmy w stronę szczytów górskich. Ciasteczkowa Eva ciągle nie chciała zdradzić dlaczego potrzebowała mojej pomocy, szliśmy tak przez dobra kilka godzin, w pewnym momencie z jednej z jaskiń które mijaliśmy wyskoczyło na mnie wielkie, śmierdzące i włochate coś ! Przyparło mnie do ziemi i wyciągnęło kły i chciało odgryźć mi głowę, ale mnie polizało ... takim obślizgłym zaślinionym jęzorem . Ciasteczkowa Eva podeszła i pogłaskała tą zabójczą bestię i dała mu paczkę ciastek a ta wielgachna nieokrzesana małpa odpowiedziała głębokim głosem "Dzięki Eva wiesz jak przepadam za twoimi ciasteczkami" i wtedy szczena mi opadła. Okazało się że to coś ma na imię Roman i studiował na Poznańskim Uniwersytecie im. Huga i Strusia Pędziwiatra, poza tym interesuje go ewolucja gąbek i elektronika na bazie syntetycznych diamentów uzyskiwanych z kupy Pegaza.

Okazało się że Roman potrzebuje pomocy w walce z nieustępliwym Profesorem Hubabą, który kiedyś był jego wspólnikiem. Razem pracowali nad płynem na porost włosów, płynem na wzrost i płynem na kwintesencję niedziwedziałotości. Przebiegły Profesor Hubaba pewnego dnia użył tych specyfików na Romanie i przemienił go w wielką włochatą bestię by zagarnąć ich wspólne odkrycie dla siebie. Jakiś czas potem Ciasteczkowa Eva znalazła Romana i mu pomogła, od tej pory Roman postanowił walczyć z Profesorem Hubabą i jego zmyślnymi genetycznymi poczwarami. Ostatnio odkrył położenie jego Sekretnej Bazy w Górach Skalistych. Gdy ma dojść do ostatecznej konfrontacji poprosił o pomoc Ciasteczkową Evę, a ona mnie ... jedyne czego nie rozumiem to tego dlaczego akurat mnie ? Gdybym był nią a ona mną to bym miał wątpliwości czy poprosić o pomoc.

To wszystko na dzisiaj, druga część jutro (tak będą obrazki ale jutro :) )


Piosenka dnia :
wersja 1 :

wersja 2:


Dobranoc :)

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 11 lutego 2012



Ale Myth daje czadu! Najpierw nawiedzona instruktorka, potem oko kota, wreszcie cały księżyc... A u mnie nic - zaszyłam się w pokoju, żeby fanfika dalej pisać.

Ekhm.

Dzień zaczął się od tostera. Włożyłam do niego dwa chlebki, ustawiłam na 3,5 minuty, toster włączył się, nagrzał nieco i... po trzydziestu sekundach wyrzucił je z powrotem. Po paru próbach na zupełnie innych gniazdkach i czasach pieczenia trzeba było postawić diagnozę - mój kochany tosterek zepsuł się :( Po dwunastu latach szczęśliwego pożycia. Uczcijmy to minutą ciszy.

Trwa analiza moich możliwości, jeśli chodzi o przeniesienie posiadanych na komputerze piosenek zespołu Pet Shop Boys na taśmy magnetyczne (o których zaczęłam pisać tutaj). Super Informatyk zrobił mi minireferat na ten temat (pomimo braku czasu, bardzo to więc doceniam ). Dowiedziałam się, że mam mianowicie trzy możliwości wprowadzenia kabla:

laptop (wyjście słuchawkowe) ---> [przejściówka Mini Jack-Chinch] ---> [kabel chinch]-->[przejściówka Mini Jack--Chinch] ---> dyktafon/magnetofon/supermegafon (wejście liniowe)

laptop (wyjście słuchawkowe) ---> [kabel Mini Jack-Chinch] ---> [przejściówka Chinch-Chinch] ---> [kabel Mini Jack-Chinch] ---> dyktafon/magnetofon/supermegafon (wejście liniowe)

laptop (wyjście słuchawkowe) ---> [kabel Mini Jack-Mini Jack] ---> dyktafon/magnetofon/supermegafon (wejście liniowe)


A potem spojrzałam na mój dyktafon:



Przy czym pierwsze z lewej opisane było symbolem DC3V kojarzącym się wujkowi Google z zasilaniem, a drugie to klasyczny mini-jacek z tajemnicznym podpisem PHONES.
Niedobrze. Jeśli nawet pałęta się u mnie jakiś kabelek do wejścia liniowego (a z przeprowadzanych ostatnio zwiadów wynika, że nie bardzo), to i tak nie będę miała gdzie go wepchnąć. W takim razie mam teraz jasność, że pozostaje mi kabelek podwójnie mini-jackowy. Pytanie tylko, czy go kupię, czy... Super Informatyk mówi, że na Elektrodzie odradzają, bo [ciężko lutować]. Mnie jednak bez różnicy, bo dwie pary zepsutych słuchawek posiadam tak czy tak, więc - jak na superbohaterkę przystało - musiałam się przekonać sama. Obstrugałam ostrożnie i... Ależ byłam zdziwiona, kiedy moim oczom ukazało się TO :D



Taaaa, niewiele widać... No dobrze - jest pięć cieniutkich niteczek miedzianych, które, jak po namyśle stwierdziłam, mogłabym po skręcać; szósty, nieco grubszy, który zdaje się być izolowany, bo jest czerwony, a nie brązowy oraz biała kita bliżej nieznanego mi włosia. A obraz dwoi się Państwu w oczach, bo jest już po 20:00 i żarówka powoduje ostry cień.
Piękna rzecz, szkoda, że zdjęcie takie niewyraźne, ale mój telefon ma ograniczone możliwości.

Trudno zlutować, nie trudno... Poszłam do taty, zapytałam... powiedział, że małe nawet łatwiej, bo się szybko roztapiają. Co prawda jeszcze nie widział tej dżungli, ale jutro przystępuję do rzeczy XD

No a teraz chciałabym Wam dać do posłuchania disco polowe Kamikadze, którym zaskoczyła mnie radiowa Jedynka. Tylko że nie mogę go znaleźć na Wrzucie
<20 minut później>
No cóż, trzeba się będzie pogodzić z tą niesprawiedliwością - tymczasem wrzucę innych ich hit, który - trzeba to przyznać - chwyta mnie za serce mocą wspomnień: