W tamtym roku, jakoś około lata czy jesieni, trafiło mi się odwiedzać wydział, w którym udawali, że uczą mnie informatyki, i swoim zwyczajem musiałam dopaść się przy tej rzadkiej okazji do książek o matematyce. Bo wiecie. Książki to jedno. Matematyka to drugie. Ale książki o matematyce, takie w stylu 102 rzeczy, których nie wiedziałeś o czworościanach, ale bałeś się zapytać, to coś, co stoi u mnie na szczególnej półce, nawet, jak ostatnio zaobserwowałam, powyżej książek sci-fi.
No i w jednej z nich (której tytułu oczywiście nie zapamiętałam) była taka historyjka:
Dawno, dawno temu na wyspie Atlantydzie istniało sobie nieduże, acz rozwinięte naukowo miasto, którym rządziła królowa Henrietta. Pewnego razu zwołała ona wszystkie swoje zamężne poddane i ogłosiła, że z powodu podejrzenia dużej liczby przypadków łamania przysięgi małżeńskiej, każda ze zdradzanych żon ma obowiązek zastrzelić swojego męża w noc, której numer będzie o 1 mniejszy niż liczba wszystkich niewiernych mężów na wyspie, licząc od następnej.