poniedziałek, 15 lipca 2013

Myth, Dziennik Superbohatera 15.07.13r Poniedziałek

Jak zapewne pamiętacie ostatni wpis pojawił się 13 dni temu, ale dlaczego aż tak długo? Czy to przez to że nie chce mi się już pisać bo nikt nie czyta bloga? A może byłem chory? Albo może zdarzyło się tak że reszta superbohaterów na których liczyłem i którzy mieli mi pomagać i współdziałać ze mną sobie odpuścili i tak oto z 13 piszę zaledwie 2? A może byłem tak strasznie zajęty ratowaniem świata że nie byłem w stanie dojść do komputera? Albo może w końcu udało mi się znaleźć klucz do serca Monici Bellucci?

Otóż prawda jest taka że gdy wraz z Fireslayer odparliśmy atak Aikonian na chwilowo przebywającą tu Cesarzową Titę okazało się że to tylko przykrywka. Tak na prawdę Aikonianie byli tymi dobrymi, a ten wielki wieloroboci robot przebrany za zapaśniczkę sumo przebraną za członka ochrony. Tak, wiem, to trochę moja wina że jej nie sprawdziłem, ale w sumie to nieważne, gdyż o mało co wieloroboci robot zwany Duża Daria, tzn konkretnie 3/4 tego robota, uprowadził Cesarzową Titę. Za to w tym czasie ja, Fireslayer i 1/4 Dużej Darii niemal doszczętnie zdewastowaliśmy fregatę klasy "Rumcajs". Na szczęście Fireslayer  wskoczyła przez dziurę w kadłubie i zadała im kilka pytań. Oczywiście robot rzucił się na mnie z wielką golarką i krzyczał że mnie ogoli... Było mi niesłychanie przykro gdy jeden z wojskowych czołgów odstrzelił mu głowę zanim zdążyłem skonfrontować z nim moje ostrze. No cóż ale najważniejsza była władczyni 26 systemów gwiezdnych.

szukaliśmy ich przez 2 dni, znaleźliśmy ich w Kambodży gdy kończyli budowę prowizorycznej rakiety na cmentarzysku słoni. Błyskawicznie ich pokonaliśmy i osobiście odeskortowałem Cesarzową Titę na planetę-stolicę jej cesarstwa, planeta ta zwana Stieczcin czy jakoś tak. No to teraz pora wytłumaczyć co robiłem przez pozostałe 10 dni otóż byłem na wczasach w Stieczcinie, no wiecie, słońce, drzewa, łóżka... Oni tam mają tego sporo i jakoś tak ciężko było się oderwać, ale już jestem! Wróciłem! I znów ratuje świat!



Mówiąc o ratowaniu świata, ostatnimi czasy udało mi się wznowić działanie hakerskiego programu kradnącego informacje z sieci nikczemnych złych czarnych charakterów. Udało mi się przejąć pewną audycję, niejakiej RedSight:



                - Szybciej Barnabo! – Krzyczałam łapiąc gorączkowo coraz większe hausty powietrza.
                Biegliśmy przez las od dobrej godziny, pogrążeni w egipskich ciemnościach. Drogę rozświetlały nam tylko uderzające w najwyższe drzewa łyskawice. Nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa, a twarz piekła mnie niesamowicie w miejscach gdzie ostre gałęzie przebiły skórę. Ulgi nie przynosił nawet lodowaty deszcz lejący się strumieniami ze wzburzonego nieba, zalewający mi oczy i pogarszający i tak już beznadziejną widoczność.
                Do wieży dobiegliśmy strasznie wycieńczeni. Zdążyłam tylko otworzyć ciężkie drzwi i upadłam moją obolałą twarzą na twardą i zimną posadzkę…

                Kiedy się obudziłam myślałam, że umarłam. Na ziemię sprowadził mnie okropny ból otulający ciasno całe moje ciało. Zacisnęłam zęby i czekałam powtarzając sobie „Myśl o czymś przyjemnym”. To myślenie nie szło mi zbyt dobrze. Nic dziwnego po tym, co stało się dnia poprzedniego…
                Nie wiem jak długo tak leżałam, jednak po jakimś czasie cierpienie stało się znośne na tyle, że pozwoliłam sobie otworzyć oczy i zorientować się gdzie tak właściwie się znajduję.
                Byłam w moim pokoju. Światło wpadające przez okno było przytłumione ciężkimi zasłonami, w powietrzu można było wyczuć delikatny zapach księżycowego kadzidełka, a w tle cicho majaczył telewizor. Akurat nadawali wiadomości:
                - Znajdujemy się w stolicy! – Próbowała przekrzyczeć wiwatujący tłum młoda reporterka. – Ludzie w całym kraju wyszli na ulice by świętować koniec tyrani RedSight! Została ona pokonana wczoraj przez naszych superbohaterów  pod wodzą Klawixa! Jej Czarna Armia została wręcz zmieciona z powierzchni ziemi! Samej RedSight niestety udało się zbiec z miejsca jatki! Nikt nie wie gdzie teraz przebywa! Chociaż udało jej się przeżyć, ludzie uznali jej wczorajszą porażkę za ostateczną! Jak długo potrwa spokój i czy nie będzie to tylko cisza przed burzą?! Dla TVM, Arleta Kołtun!
                Dalej nie chciałam słuchać. Wyłączyłam telewizor i powoli wstałam. Ból nasilał się z każdym gwałtownym ruchem. Ostrożnie przewiązałam sobie chustę na lewym oku, założyłam szlafrok i postanowiłam udać się do mojego biura.
                Znalazłam tam Barnabę. Wyglądał na przygnębionego.
                - Jak się czujesz? – Zapytał, gdy tylko przekroczyłam próg.
                - Bywało lepiej… Komuś oprócz nas udało się przeżyć?
                - Kilku wojowników powróciło z licznymi ranami.
                - Zapewnij im bezpieczeństwo.  – Poprosiłam.
                - Co teraz? Tutaj już nic nie zdziałamy. Pokonali nas…
                - Wiem.
                Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
                - Panienko! Mam wieści od Twoich szpiegów z Polski… - Powiedział cichutki głosik.
                - Wejdź proszę.
                Do biura wkroczyła malutka postać z długim szpiczastym noskiem i wielkimi oczami. Swoimi drobniutkimi dłońmi podała mi złożoną na pół kartkę z raportem i wyszła. Rozłożyłam papier i zaczęłam czytać.
                - Co piszą? – Zapytał Barnaba.
                - Pamiętasz Białą Kruczycę? Jak widać nie tylko nam się ostatnio nic nie udaje… Została pokonana…
                - Przez kogo?
                - Przez superbohaterów z Polski. Szpiedzy piszą, że po jej śmierci wybuchła bomba, która unicestwiła wielu z nich.
                - W takim razie… Jej terytorium jest teraz wolne... – Zamyślił się. - To jest to! Zaatakujemy Polskę! Tutaj i tak już nie mamy czego szukać, a tam… Większość z superbohaterów nie żyje. Zagrożenie dla nas jest minimalne. Poza tym nigdy nie słyszałem o żadnym superbohaterze z Polski. Chyba nie są zbyt dobrzy w takim razie. To może się udać!
                - W sumie masz racje… Tylko tym razem zrobimy to po cichu. Zwołaj proszę moich szpiegów.
                - Robi się Red. Ty w tym czasie odpocznij. Wyglądasz okropnie…

                Po kilku godzinach zawołano mnie do największej sali w wieży. Była ona po brzegi wypełniona przez małe puchate stworzonka. Były to gronostaje wszelakiej maści. Każdy z nich miał przewieszoną przez ramię małą torbę. Największy na głowie nosił ciemnogranatowy kapelusz z małym zielonym piórkiem. Czekał on na mnie przy mównicy ustawionej na drugim końcu sali. Żeby się tam dostać musiałam przejść przez to czekoladowo-białe morze małych łasiczek. Zwierzątka rozstępowały się przed każdym moim krokiem umożliwiając mi przejście. Kiedy stanęłam za mównicą wszystkie oczka jak błyszczące, czarne guziczki, skierowały się na mnie.
                - Dostaliśmy dziś wasz raport z Polski i zdecydowaliśmy się nasze następne działania skierować tam. Dlatego mam dla was bardzo ważne zadanie. Musicie zgromadzić jak najwięcej informacji o tamtejszych superbohaterach. Przeszukajcie ich kryjówki, śledźcie ich poczynania a wszystko wysyłajcie najszybszymi ptakami tutaj, do wieży. Zaczynacie już dzisiaj. Powodzenia!
                Po tych słowach gronostaj w kapeluszu zasalutował mi i wrzasnął na resztę stworzonek. Cały tłum małych łasiczek rozproszył się w podskokach po całej sali i zaczął stopniowo znikać w oknach i drzwiach. Po chwili w sali zostałam już tylko z Barnabą.
                - Teraz musi nam się udać. – Powiedział.
                - Taak… Szykuj się Polsko. Nadchodzimy…


Jak widzicie, szykuje się ciężki hardkor. Ale spokojnie, tanio skóry z wielbłąda niedźwiedziowi nie sprzedamy :)

Piosenka dnia:
Dobranoc

2 komentarze:

  1. O nie, tak nie będzie! Ja piszę posty, superbohaterowie dadzą radę! *^*
    I masz plus za Moonlight Sonatę! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak naprawdę to oni w Kambodży kończyli budowę prowizorycznego słonia na cmentarzysku rakiet, poza tym brzmi prawdopodobnie :)

    OdpowiedzUsuń