piątek, 21 września 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 20 września 2012



Pozastanawiałam się jeszcze trochę (trochę bardziej niż trochę z ostatniego razu) nad motywem popularnościowo oglądalnościowym i nawet poszłam poskarżyć się z tym do tej piwnicy pośród stalagtytów, gdzie (wedle ostatnich odkryć) urzędowało troje jurorów wraz widownią i tymi dwoma, co wprowadzają chętnych. Tak jak sądziłam - byli zdumieni i wstrząśnięci, że wpis z ich udziałem mógł nie zdobyć popularności, a widownia zrobiła Uuuuuuu!, aż się zachciało zawezwać Ghost Busters. No ale oczywiście nic efektywniejszego z tego nie wynikło - Ta-Której-Imię-Rzadko-Udaje-Mi-Się-Sobie-Przypomnieć tradycyjnie się wzruszyła, a Foremniak wymusił na mnie zrobienie jeszcze parę razu Óóóóuóóuó..! przez ó z kreską. Bo jest w tym tyle słońca, witaminy C i małych puchatych kociąt. No cóż.
Jeśli wolno, nie mówcie znajomym, że jedna z superbohaterek broniąca waszego świata robi na zawołanie Óóóóuóóuó, dobrze?

Na szczęście wiem już, co zrobić, żeby mieć na zawołanie także dużą oglądalność - zacząć nawijać o zbliżającej się rychle renowacji jakiegoś kochanego przez wszechświat serialu, tak jak tu! :)
No tak, tylko że powinno mi się to zmieścić przed klikaczem w Przeczytaj resztę. No tak, muszę jeszcze nad tym popracować.

A jak już byłam przy Mam talent...
- Widziałeś tych, tam, tych tych? - Spytałam parę dni temu spotkanego wtedy niby to znajomego, niby to nieznajomego, Albina.
- Tamtych tych? - zapytał mnie z ciemności. - Tych z krzyżykami?
- No tak.
- A tak, widziałem, trudno nie zauważyć. Nie wiem, czy można za talent uznać głośmy wrzask, ale odniosłem wrażenie, że im się podobało.
- Nooo... tak - odpowiedziałam na to dyplomatycznie. - Ja zrobiłam Óóóóuuóóu..!
- Co..? - sprawił wrażenie, że pomrugał oczami.
- No Óóóóuuóóu.
- Dobre. I podobało im się?
- Bardziej niż to, jak świeciłam.
- A potrafi pani?
- Robić Óóóóuuóóu czy świecić?
Rychło zaczęłam stwierdzać, że ta wymiana zdań nie prowadzi do niczego, więc zanim zdążył mnie naprowadzić, zmieniłam temat:
- Co pan tu właściwie robi?
- Nie pamięta pani? Spaceruję sobie i doglądam zapasów win, jak wspominałem. No i wtedy w restauracji podsunęła mi pani pomysł, żeby znaleźć miejsca, które pozornie nie łączą się z tunelem i spróbować do niego przez nie trafić, prawda?
- Ale to ja miałam...
- ...ale nie wróciła pani zaraportować jak sprawa wygląda, więc pomyślałem, że przejmę dowodzenie.
Zaczęło mi się przestawać podobać to, że ciągle stoimy jak te kołki w ciemności. Postanowiłam więc wybrać losowy kierunek i pociągnąć gościa ze sobą, może nie będzie się stawiał.
I dobrze, nie stawiał się.
- A co pan taki dociekliwy? - Spytałam nagle.
- No a pani by nie była, gdyby okazało się, że do pani restauracji można przeleźć paronastoma sposobami?
Też prawda.
- Hmm - zaczął ostrożnie. - Na pewno wie pani, gdzie iść?
Na pewno NIE wiem. warknęłam do siebie potykając się o znów nadciągające stalagmity.
Chyba odgadł, bo powiedział już nieco odważniej:
- Wspominała pani coś o tym, że potrafi świecić?
Usłyszał, jak stojąca obok superbohaterka wali się otwartą dłonią w czoło, po czym zrobiło się jasno (choć nie bezpośrednio od uderzenia).
- Ale na zielono? - skrzywił się i światło znów zgasło. - No dobra, niech już będzie jakiekolwiek...
Było jakiekolwiek i nawet mogliśmy się teraz widzieć nawzajem, ale widoczność ogólna nadal była o wiele poniżej jakakolwiekości.
Pokręciliśmy się trochę w miejscu i straciwszy do reszty orientację, zaczęliśmy iść w stronę przeciwną do dotychczasowej.
- I pan tak hobbystycznie lata za upiorami? - zagadywałam dalej jeszcze bardziej nieporadnie niż przedtem, bo teraz jeszcze byłam zajęta świeceniem.
- Za upiorami, tajemnicami, żabami, jury z Mam Talent, proszkami do prania, producentami pralek automatycznych...
- Pralek..?
- Jeden ganiał tutaj przedwczoraj i zachęcał do kupna pralki - zaczął wyjaśniać. - No dobra: to on za mną ganiał, nie ja za nim. Kiedy powiedziałem mu, że to zaskakujące, że rozwija taką prędkość trzymając poniękąd pokaźnych rozmiarów urządzenie AGD, powiedział, że to postęp miniaturyzacji i on cały zestaw kilku modeli pralek nosi zawsze ze sobą w kieszeni na szczęście - machał demonstracyjnie swoją gestykulacją, która śmiesznie się odbijała w tym moim matrixowozielonym blasku. - Zaproponowałem, że lepsza byłaby królicza łapka, bo nie musiałby z nią latać do przypadkowych przechodniów proponując kupno, ale...


stąd
Pralka do prania.

- On chyba nie miał wiele wspólnego ze sprawą, nie? - Przerwałam mu w końcu.
- Ależ miał! Bo on właśnie wychodził stamtąd, gdzie ja chciałem dojść! To znaczy... Dostałem się tutaj z piwnic restauracji Le Trognon: faktycznie miały coś na kształt tajnego przejścia, uwierzy pani? I dzięki temu wariatowi z pralką wróciłem z powrotem do swojej restauracji, czyli tam gdzie zamierzałem!
- Ja tutaj trafiłam z jakiejś starej fabryki - stwierdziłam.
Zamyślił się. Bardzo się zamyślił.
- A tego nie przewidziałem - powiedział z głośnym zaciekawieniem. - Spodziewałem się, że można tu dojść tylko... - westchnął zamieszany. - O, rety... - Ale zaraz powiedział opamiętał się i twardo powiedział. - Trzeba będzie poszerzyć obszar poszukiwań.
Jakieś dziesięć metrów ode mnie coś zgrzytnęło. Tak konkretnie, potężnie, nie jak zgrzytają stare nienaoliwione drzwi, ale raczej cała stara nienaoliwiona ściana.
- Słyszał pan to zgrzytnięcie?
- Taaaak... - przeciągnął trochę, jakby pytał.
Ale dalej nic się nie działo. Te dwie minuty pozwoliły nam jako tako odzyskać spokój.
- Mówi pan: poszerzyć obszar poszukiwań? - Przypomniałam mu. - Znaczy: będzie pan ganiał też po starych fabrykach?
- Racja, to mało konkretne podejście... - Podrapał się w głowę. - Lepiej by było coś z nią najpierw zrobić...
- Z Gesslerową?
- Ciągle włazi mi w drogę!
- Mi też... Jak mało kto :/
- Chyba w jakiś sposób potrafi przewidzieć, kto próbuje jej przeszkodzić, ale... przeszkodzić w czym? Czego ona właściwie chce? Jak na razie tylko straszy kogo popadnie! Przyzna pani, że to niecodzienna sprawa: demon próbujący się upodobnić do słynnej komentatorki dań!
- Nie żeby coś... - westchnęłam. - Ale niewiele trafia mi się normalniejszych spraw do rozwiązywania. Taki na przykład kolega Myth walczy z...
Znowu coś zgrzytnęło. W denerwująco podobny sposób, tyle że tym razem, co było jeszcze bardziej denerwujące, jakoś tak... podwójnie..?
Odwróciliśmy się, odczekaliśmy chwilę, ale ponownie poprzestaliśmy jedynie na oddalaniu się, może jedynie nieco energiczniejszym.
- Ale czego ona chce? Po co cały ten bałagan?
- Makłowicz pewnie by wiedział... Gdyby wiedział pan, jak on ją elegancko namierzył takim wypasionym, konspiracyjnym... czymś! - niemalże się rozmarzyłam. - Śledzi ją już od jakiegoś czasu; wie, że nie chodzi jej o utrzymanie się przy pracy i że kostki bulionowe się jej nie imają, te rzeczy... W ogóle ja to nie jestem życiowo przygotowana na to, żeby przeróżne zjawiska, z naciskiem na te negatywne, miały jakąś logikę.
- Logika zawsze jest - stwierdził krótko. - Trzeba tylko umieć jej szukać.
Nie umiemy nawet znaleźć wyjścia na zewnątrz burknęłam pod nosem, kiedy liczba rozdeptanych przeze mnie stalagmitów zrobiła się dwucyfrowa.


stąd
Dwucyfrowa liczba stalagmitów.

- Panu się udaje? - Zapytałam (w sprawie szukania logiki, nie rozdeptywania stalagmitów rzecz jasna). - Bo moja logika jest prosta, znaczy: komplikująca się z lekka w przypadku demonów. Czyli: wal po łbie. Dlatego, rozumie pan, zdaje się iż moja postać znacząco odrywa się od tej scenerii. Ewentualnie, co zwłaszcza chętnie kontempluję na blogu: marudź, ile wlezie, na polityków. Albo: rób recenzje. Dawno już nie napisałam żadnej recenzji. Zna pan jakiś wyjątkowo beznadziejny film?
Sama zauważyłam, że nie mogłam przestać trajkotać z powodu wzbierającego we mnie zlęknienia tamtymi dziwnymi, podwójnymi lub pojedynczymi, kamiennymi dźwiękami. Jakby ktoś... ścianę przesuwał? To faktycznie jest wyczerpujące, kiedy nie można kogoś sprać, żeby rozwiązać problem. W dodatku ściany najwyraźniej nic sobie nie robiły z mojego wyczerpania, marudzenia i wielu innych obiekcji i znowu zaczęły perfidnie hałasować!
Tyle że tym razem nie chciały przestać.
- Ściany się przesuwają! - Czarnecki nazwał rzecz po imieniu.
Stanęliśmy ogłupiali.
- Jak to..? O co chodzi..?
Nie muszę dodawać, że pomimo superbohaterskiej siły taka sceneria ze średnich lotów filmów sensacyjnych nie bardzo mi się podobała i ogłuszający rumor przyprawiał mnie o panikę.
W dodatku usłyszałam wtedy szept Albina:
- Tylko nie ten dźwięk... Niech to nie będzie to...
I wtedy, zgadnijcie! Wariacki chichot gesslerycznego demona!
Jakby tego było mało dwie płyty sufitowe rozsunęły się nagle i z ciemności nieco jaśniejszej niż cała reszta wychyliła mi się już znajoma postać!
- Nigdy mnie nie złapiecie! Niech zapanują hotdogi!
To powiedziawszy została zakryta ponownie przez posłuszne płyty.
Wszystko nadal się tłukło, zastanawiałam się, czy cała betonowa konstrukcja czasem nie runie nam na głowy.
- Dobrze - odetchnął tymczasem i ku mojemu zadziwieniu Albin Czarnecki. - Myślałem, że to znowu ten od tych minipralek.


No i stało się. Ciemna strona Mocy zwyciężyła i Blogger ostatecznie pokazał swoim użytkownikom, gdzie ich miejsce. Od dziś wszyscy mają kochać Mozzarellę, mieć mocne łącze i brzydzić się uproszczeń (jaką był na przykład podgląd po kliknięciu we wpis na liście bez ładowania wszystkich bajerów).
Ślicznie. No po prostu genialnie. Nie mogliby powiedzieć po prostu Jazda stąd!?

Ale nie popadajmy w rozpacz, w końcu i tak już niedługo, bo w grudniu, tuż przed Gwiazdką, ma być koniec świata. Coraz bardziej nie mogę się doczekać.



4 komentarze:

  1. A ja jestem ślepa, ponieważ nie zauważyłam żadnych zmian :(
    Ale małe pytanie - co Gesslerowa robiła w dziwnym czymś w suficie? ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, widać masz dobre łącze i zawsze korzystałaś z tej bardziej wypasionej wersji. Od teraz jest ona przymusowa. Masz Mozillę czy Chrome?

      Co Gesslerowa tam robiła? A skąd mam u licha wiedzieć? XD Znaczy: teraz już wiem, bo to już jest czas przeszły, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam ;>

      Usuń
    2. Różnie korzystam - raz z mozilli raz z chroma :)

      Usuń
    3. O widzisz, a ja, szalona, z Opery albo, dawniej, z Explorera. Mozarella to tu zagościła przypadkowo, z konieczności testowania strony na różnych rzeczach na Technologiach Internetowych (czy jak to się tam nazywało) i cud jakiś, że jeszcze nie wyleciał.

      Usuń