niedziela, 16 września 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 15 września 2012



Liczby, poza swoimi licznymi właściwościami astrologiczno-doctorowymi, potrafią niekiedy zepsuć humor. I to nie mówię nawet o oczywistej sytuacji, że to nie dobrze, że z jednego odnalezionego detektywa zostało mi zero odnalezionych detektywów - chwilowo damy temu spokój. Dajmy na to - taka liczba gwintów na szyjce słoika. Niby nic, a jednak nie jest miło się dowiedzieć, kończąc upychanie ogórków w słoiku, że przez nasze niedopatrzenie ten akurat obywatel trafił się być zaszczytnym posiadaczem czterech gwintów, a nie sześciu, co automatycznie zmniejsza szanse znalezienia pasującej zakrętki z 1 do 2 na 1 do 44. Właściwie nie jestem w stanie sobie tego wyjaśnić - to zakrętki ciągle dokupujemy i słoiki ciągle się tłuką, nie odwrotnie, więc dlaczego wiecznie brakuje tych pierwszych?


stąd
Gwint na cztery.

Ostatnio wchodzę na statystyki, żeby zobaczyć, co miało ile wejść i widzę przy moim eleganckim, ciekawym i porywająco długim (a jak!) wpisie liczbę 6. Że niby tylko sześć wejść. I to jeszcze przy naszej ostatnioczasowej częstotliwości wstawiania wpisów, że dookoła była taka pustka i długie oczekiwanie, i zero konkurencji prawie, i nawet już świerszcze sobie poszły... I następne dni też 6 i 6, i nadal mój wpis uwagi nie przyciągał :<
Na chwilę obecną nieporadne 6 zmieniło się w nie-powiem-żeby-bardziej-poradne 13, ale jakoś tak nadal dziwnie i niejasno.

Dobra, nie ważne. Nieważne liczby, nieważne też, jak obiecałam, sprawy kryminalno podobne - teraz zajmiemy się honorowaniem wspomnianego ostatnim razem motywu orzechowego.
Motyw orzechowy! Tak proszę państwa - pierwsze i późniejsze dni września to okres stopniowego wychodzenia orzechów z zielonych łupinek, bo pod koniec miesiąca szumnie wypaść na ziemię. Właśnie niedawno zaczęły wychodzić. Proszę spojrzeć na łagodnie stopniowe, acz wyraźne pękanie łupinki:


Zawodnik ten jednak pozostaje w tyle za wieloma bardziej zdeterminowanymi okazami gatunku. Wśród nich między innymi ten - dumny, okrągły i, pomimo że nie wyszedł okazale na zdjęciu, zdecydowanie dążący do jak najszybszego wydostania się na powierzchnię:


Obok - prowadzący z nim właściwie łeb w łeb (skorupka w skorupkę..?) orzech. Co prawda nie rozbity tak ładnie i nie tak skupiony (tamte były trzy, to i łatwiej się skupić), ale jeśli się przyjrzeć to już teraz można zobaczyć maleńki ciemnopomarańczowy fragment jego łupinki, która nieuchronnie wychyla się na zewnątrz:


Proszę państwa! On jest o krok od wygranej! Po piętach jednak wciąż depcze im niepozorny zawodnik z elegancko rozpukloną powłoką. Świadomy słabszej pozycji już teraz zwraca się pęknięciem ku ziemi, gotowy wypaść w każdej chwili i zaskoczyć rywali!


Teraz widzimy piątego orzecha - niestety, jego nierówne rozpuknięcie, najwyraźniej efekt słabej kondycji, może znacząco utrudnić mu zwycięstwo, zwłaszcza że jego bardziej doświadczeni rywale objęli wyraźne prowadzenie i znacząco otworzyli się już na świat. Nie poddaje się on jednak, z każdą chwilą nie zwalnia i rozkłada się coraz bardziej w kolejnych dniach..!

Widownia szaleje. Zostańcie państwo z nami.

Ekhm.

Poruszany i mój zachwyt wysoce powodujący temat języka Władców Czasu kwitnie na forum Doctora Who, nawet pojawiła się gra na podstawie tegoż. Trochę gorzej, że nie kwitną związane z tym umiejętności większości użytkowników. Jak to powiedziałam koledze, superbohaterowi Leonowi (i autorowi gry, mówiąc nawiasem) - obstawiam, że 70% czytających zagląda tam, stwierdza O! Jakie ładne!, po czym ucieka w chaotycznej panice niezrozumienia, 20% zdołało ogarnąć czytanie i/lub pisanie choć częściowo na zamieszczonych przeze mnie lekcjach, a pozostałe 10%... właśnie dyskutuje o tym przez telefon :q No doprawdy. Jeśli ktoś jeszcze nie łapie, to mówić, w którym momencie się wykrzacza, bo ja superbohaterką pomysłową być mogę, ale szklanej kuli nie posiadam (no, najwyżej ten nieszczęsny kalkulator wróżodziałający), a tak całkiem na ślepo, metodą Monte Carlo, to tak mało sensownie jakby.
W każdym razie na chwilę obecną ja zbieram się, żeby nagrać proces tworzenia wyrazu na Paincie, a Leoś, żeby porobić animacje, a poza tym skupić się jeszcze w jednym samouczku na samogłoskach.

Drugą rzeczą pilnie rozchwytywaną teraz na każdym forum mającym cokolwiek wspólnego z podróżnikiem z niebieskiej budki telefonicznej (nie tylko na naszym), a gorąco zapowiadaną przez szaleństwo ze Złym Wilkiem są oczywiście nowe odcinki serii siódmej - jak na teraz trzy, ale to nie jest nawet półmetek! (A właściwie ćwierćmetek, jeśli weźmiemy pod uwagę całą serię, a nie jej jesienną połówkę.) Trzy odcinki, a ja już nie wiem, co mam powiedzieć. Owszem, Moff obiecywał różne rzeczy parę miesięcy temu, że powrót stylu starych serii, że szybkie wywalenie państwa "Stawowskich" (przepraszam, po obejrzeniu A good man goes to war nie mogłam się powstrzymać), że w ogóle powrót tego (zwłaszcza normalnych Daleków), że dodanie tamtego... Ja nie takie rzeczy już słyszałam w ramach kiełbasy przedwyborczej, ale teraz wydaje się, że w jakiś sposób produkcja dotrzymała słowa, bo oto wczoraj był trzeci odcinek, a tu legalna większość tryska zachwytem! No kiedy tak było? W tak eleganckim stężeniu, tydzień za tygodniem? No aż mi trochę przykro (tak tylko troszeczkę), że sama nie mam do nich dostępu stosownego do dumnego miana cywilizacji noszonego przez nasz barbarzyński kraj i nie mogę dołączyć do dociekliwej wymiany zdań pod owymi odcinkami.
Ale... Kiedy kolejny raz coś przewinęło się w temacie Asylum of the Daleks stwierdziłam, że przecież te cztery, pięć dni to nie aż taka wieczność i można się pobawić w ten cyrk z niewyłączaniem komputera na noc jeszcze raz. Oswin! Jak to możliwe, że błyskotliwa dowcipna rozgadana dziewczyna nie zrobiła podobnej klapy jak Jenny z The Doctor's daughter? To niessamowite po prostu, że wszyscy niezależnie od wieku, płci i poglądów politycznych jak jeden mąż legli na jej widok - to się po prostu nie zdarza. Pomimo że podejścia do samego odcinku bywały różne (choć przeważały pozytywy) i wielu z równowagi wyprowadziło nadchodzące wielkimi krokami wibbly-wobbly mające unormalnić fakt, że owa Oswin i przyszła towarzyszka Doctora mają buzię tej samej aktorki*, to jednak właśnie ten odcinek poszedł na pierwszy torrentowy ogień - właśnie z powodu tej tajemniczej Oswin.
Pozostaje jeszcze ta (naiwna?) nadzieja, że te trzy odcinki to nie jest jedynie cisza (ehe) przed burzą, podczas której nagle zostanie odkryte tajne znaczenie i łączność między wszystkim co Moff wymyślił tak elementarna i zawiła, że nie ogarnąłby jej nie tylko żaden holistyczny detektyw, ale też nawet twórcy Mody na sukces...

Iść skanować czy nie iść skanować pomyślałam sobie około siedemnastej trafiając wzrokiem przypadkowo na zeszyt, w którym bazgroliłam wytrwale podczas zajęć w Koszalinie. Skanowanie to u mnie sprawa nie prosta, bo tata, który nie jest superbohaterem, przywłaszczył sobie drukarko-kopiarko-skanerkę jako swoją i umieścił ją w swoim "biurze" po przeciwległym niż mieszkalny końcu warsztatu (u mnie miejsce już było tylko pod łóżkiem obok odkurzacza, co nie prezentowało się zachwycająco). Żeby więc podjąć się skanowania, trzeba było ubrać buty, wziąć klucz**, a do tego jeszcze, zależnie od pory dnia czy roku, kurtkę i/lub latarkę.
No więc moooogło mi się nie chcieć. Ale chciało mi się - i przez godzinę nie wyszłam z warsztatu, bo z okazji nowej płyty, Elysium (o której wspominałam już tutaj), prawie do osiemnastej Trójka puszczała same piosenki Pet Shop Boysów na przemian z komentarzami do nich. BOŻE! Najpierw robili takie napięcie (Płyta ma taki i taki styl, ale zanim ją pokażemy... i puszczali starsze rzeczy - na początek Rent. Rent! Jeeeeejciu, przecież jak ja słyszę Rent i to jeszcze tak od początku, z całym zapowiedzeniem tego, to nie wiem, w którym kierunku mam zemdleć! Komentator się potem tak ciepło z niej nabijał:
Kto by pomyślał, żeby zrobić piosenkę o wynajmie mieszkania, i to jeszcze w refrenie. W tych szalonych latach osiemdziesiątych, czasach tekstów o miłości. I to chwyciło - kto by pomyślał...

A potem było Being boring. Skrzywiłam się, bo uważam tę piosenkę za absolutnie pasującą do tytułu i nie za bardzo lubię (w przeciwieństwie do dziennikarza Trójki odpowiadającego za dobór repertuaru muzycznego XD). Ta, nie za bardzo lubię - po pięciu sekundach wydzierałam się już razem z ukochanym wokalistą
Na kolejnych dwóch piosenkach pozostało mi już tylko słuchać, ponieważ były to właśnie nowiutkie Leaving i Requiem in Denim and Leopardskin (odpowiednio pierwsza i ostatnia z płyty). Ale już nie długo...

A no właśnie - pan redaktor nawet oferował tę właśnie płytę słuchaczowi, który w miarę szybko wyśle się na podany przez niego e-mail. Gdybym jeszcze była w stanie myśleć i/lub on chociaż raz by go powtórzył. Ej, nie uważacie, że wymawianie średniodługiego adresu mailowego czy też dziewięciocyfrowego numeru telefonu przy nieskończony powtarzaniu powolnie literowanego numerka pokroju 7272 jest trochę nie fajne? Udało się Wam kiedyś coś takiego zapamiętać? Nie mogliby go powtarzać choć dwa razy w ciągu dnia albo przynajmniej umieszczać w Internecie na stronie domowej (Facebooku) radia? :/ Jak zapamiętałam z niedawnego testu IQ, w którym brałam udział, jestem w stanie odtworzyć z pamięci najwyżej siedem liczb i to też nie zawsze przecież!
A może wy mi znajdziecie ten adres albo numer do Trójki? Już nawet pal licho z tą płytą - oni powiedzieli, że będzie u nich wywiad z Neilem i nie powiedzieli, kiedy!!!

No i teraz nie wiem, którą z tych czterech mam Wam tu dać... Mam ciągnąć losy? :p Niiiiiieeee, nadało mi się Leaving :)



____________________
*a ja się właśnie na to cieszę! Nawet jak będzie nieco podobnie do akcji z River, o! A jak się jeszcze sprawdzą w jakiś sposób wizje, że Doctor zaciągnie ją na pokład w postaci Daleka...
**Przypadek klucza stanowił do niedawna (bo teraz już nie, przestali zamykać) jak żywy dowód istnienia i działania praw Murphiego w życiu codziennym - brałam go ze sobą właściwie nie po to, żeby nim otwierać, ale po to, żeby było otwarte. W sytuacjach, kiedy wierzyłam, że może jednak się uda, zamknięte było zawsze i musiałam się wracać. Najlepsze było jak próbowałam z daleka wypatrzyć co z tymi drzwiami. Ehh... Łatwiej by było zrobić graf.

2 komentarze:

  1. Oswin jest świetna :D
    Ale ja nie ogarniam pisma TL bo ja nawet nie wiem, gdzie jest lewa, a gdzie prawa strona!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A po co ci prawa i lewa strona? Zaczynasz u dołu i idziesz do góry w takim samym kierunku, w jakim się zawsze czyta (w moim przypadku: w stronę okna ;>)

      Usuń