Super Informatyk walczy z MineCraftem, Kitina lata po Scaro z własnoręcznie podkręconym sonic screwdriverem, Myth ratuje Amelię za pomocą statku, który czeka na niego pod Giewontem, a ja tylko ciągle ten Dukaj i Dukaj, i straszę ludzi definicjami monady (bo jednak to była monada, a nie mod, niemniej mi się skojarzyło), że taki myślowy twór telepaty i tak dalej.
Poza tym z ciekawszych rzeczy, które robiłam przez ostatnie parę dni, mogę wyliczyć przeglądanie ofert pracy, opracowanie nowej metody pisania a la Gallifrey oraz ukrojenie się w palec. Oczywiście wszystkie te czynności okazały się jednako korzystne i przydatne w dorosłym życiu.
O tym trzecim chyba nie ma co opowiadać - efekt był spowodowany szatańskim urządzeniem do krojenia warzyw nabytego w międzyczasie przez niesuperbohaterskiego chłopaka mojej równie niesuperbohaterskiej siostry.
O tym drugim bym chętnie opowiedziała, ale patrząc, jak niewiele osób załapało, jak działa stosunkowo prosty przecież Circular, nawet nie marzę, że w moim przypadku coś gadzą choćby dwa posty wyjaśnienia, bo jest ciut trudniejszy.
To pierwsze natomiast byłoby w sumie nawet w porządku, gdybym przy co drugiej liście wymagań nie wpadała w depresję.
stąd
Depresja.
Jednym z tych, przy których nie zapadłam, a przynajmniej nie od razu był wyjątkowo kwiecisty tekst o tym, że kandydat powinien widzieć w grach swój sens życia, myśleć zerojedynkowo i mówić w składni. Nie zacytuję jednak dokładnie, ani nie pochwalę się, jaka to firma dała takiego czadu, bo strona już mi utonęła w zalewie innych takich w historii przeglądania, a kiedy próbowałam ją znaleźć przez wyszukiwarkę i frazę sens życia gry myślisz w składni zerojedynkowo, wyskoczyło mi (choć nie na samej górze) to:
Autor po napisaniu książki powinien się zastrzelić
Więc pomyślałam, że już lepiej dam Google'owi spokój. Od siebie dorzucę tylko, że pewnie oznacza to, że autor bloga zapewne powinien się zastrzelać... zastrzeliwać... powinien fundować sobie kulkę z każdym nowym wpisem, tak samo jak prawdziwy programista powienien wieszać się razem ze swoim programem.
Dobra, już nic nie mówię. Wracamy do akcji poszukiwawczych i bałaganu, na którym ostatnio skończyłam...
Niewiarygodny rumor nadal panował nadal. Z wrażenia nawet nie zauważyłam, jak przestałam świecić i musiałam złapać Albina za rękę po omacku. A musiałam złapać, bo jak rychle doznałam pewności, wcale nie wydawało mi się, że ściany się przemieszczają. W dodatku robiły to coraz bliżej nas, więc wolałam, żeby nie wyszło tak, że za chwilę obudzimy się po dwóch zupełnie samodzielnych stronach tej samej ściany. Co z tego, że mogłabym ją rozwalić, jeśli się pogubimy?
Jeszcze głośniej, odgłos wielkiego spychacza przemieszczającego osiem ton palonych cegieł, nutka skrzypienia bazowanego na jeżdżeniu paznokciem po talerzu i dalej spychacz...
Przypomniały mi się wtedy te nieszczęsne kartony, a drogą skojarzeń i ten niemniej nieszczęsny Dirk Gently, którego miałam ratować...
- Trzymaj się! - Krzyknełam więc na wszelki wypadek do tego gościa, co jeszcze chwilowo ze mną był. Nie odpowiedział, więc chyba nie było mnie słychać.
Co prawda, w głupiej kreskówce mogłoby być tak, że kiedy wszystko się uspokoi, ja zorientuję się, że wcale nie trzymam ów kolegi, a na przykład panią Gessler (prawdziwą bądź nie), ale - udawajmy chociaż, że jesteśmy poważni.
Wreszcie, po trwających wieczność piętnastu sekundach ( ) wszystko się nareszcie uciszyło.
- Hmm - mruknął Albin. - Ma pani jakiś pomysł, jak stąd wyleźć?
- To pan jest hobbystycznym grotołazem, nie ja - burknęłam odruchowo, jakby mi czymś zawinił. W końcu kto tu był superbohaterem?
- A mogłaby pani... mogłaby się... chociaż ponownie włączyć? - Palnął nieśmiało.
Zanim jednak zdążyłam jakoś zareagować na to, o co poprosił, usłyszałam z jego strony Auuu! i poraził nas błysk jasności. Wiem, przeważnie olśniewające błyski jasności nie zaczynają się od zdegustowanego odgłosu zaskoczenia, ale to był błysk innego typu.
stąd
Olśniewająca światłość.
Jak już po następnych paru sekundach mogłam się zorientować, musiało być tak, że blask spowodowały otwierające się drzwi, które popchnęły Czarneckiego w plecy powodując automatycznie również jego Auuu!. Kto natomiast spowodował otwieranie się drzwi?
- Superbohaterka? - Usłyszałam. - Cześć, Astro! Co robisz w mojej szafie.
- Cześć, Zbigniew - odpowiedziałam, jako że Zbigniew, ten szalony naukowiec był to w rzeczy samej i w rzeczy samej w swoim szalony białym fartuchu. - Jeśli chodzi o szafę... To długa historia. Ale lepiej w twojej szafie niż... aż się boję myśleć, gdzie...
- No tak, wyglądasz na dość steraną... - Zmierzył mnie wzrokiem dokładniej. - Zaraz zawołam Cześka, żeby... O... - Wtedy dopiero zauważył, że oprócz mnie w szafie był jeszcze ktoś wciśnięty za średnio rozchylonymi drzwiami. - Ty też? Pan... - I zmrużył oczy, co było wyraźnie widać w jasności z jego pomieszczeń, jakby próbował sobie coś przypomnieć.
- Czarnecki - wtrącił się więc mój kolega. - Albin Czarnecki.
- Tak? - zdziwił się nawiedzony naukowiec. - A zresztą mam sklerozę...
- Znacie się? - Dopytałam wypychając się na zewnątrz, ponieważ wyglądało na to, że już nic w tym temacie nie powiedzą.
- Tak, łaził tutaj całkiem niedawno. Tyle że wtedy - obskoczył nas zdumionym nieprzytomnym wzrokiem - nie zawędrował do mojej szafy. O, Czesiek! Zrób nam, proszę, kawy!
- Właściwie to dwie kawy i herbatę, najlepiej owocową.
- Jedną herbatę, owocową! - Powtórzył po mnie w bliżej nieokreślonym kierunku. Chyba coś usłyszał, bo odpowiedział. - Nie, nie z tamtych chipsów o smaku pieczonych arbuzów! Normalne woreczki herbaciane weź!
- Nie chcę cię straszyć, Zbigniew - postanowiłam przejść do rzeczy i to jeszcze przed herbatą, żeby się nie ochlapał. - Ale tutaj wszędzie dookoła lata Gessler.
- Wiem - spojrzał na mnie z dziką powagą. - Wiem, ale zabarykadowałem się i mam nadzieję, że tu nie wlezie.
- Nagle załapałam, czemu wpadłeś w taką panikę słysząc o niej wtedy - westchnęłam. Dopiero poczułam się naprawdę sterana i pomyślałam, że przyda mi się herbata.
Akurat Czesiek ją niósł, więc wolałam poświęcić się radości z tego, że już jest, niż interesowaniem się tym, z czego jest.
- A teraz ta upiorzyca sprawiła, że ściany się przesuwają - odezwał się Albin. - Tak mi się zdaje. I tak trafiliśmy tutaj, do ciebie. Co nie znaczy, że mnie to nie dziwi.
- Mnie dziwi - wzruszył ramionami Zbigniew.
- Wiecie, myślę, że większość moich czytelników, może za wyjątkiem Mytha, będzie zadziwionych tym, że ściany w starych podmiejskich labiryntach nadają się do takich machinacji - powiedziałam z kolei ja. - Ale w takim...
- Nie, nie - przerwał szalony licencjat. - Mnie dziwi tylko to, że wylądowaliście w mojej szafie. To że Gessler będzie robiła coraz dziwniejsze rzeczy nie specjalnie mnie zaskakuje.
- Coraz dziwniejsze? - zagadnęłam bez sensu. - Większość czarnych charakterów robi coraz paskudniejsze albo coraz straszniejsze rzeczy.
- Znaczy: wiesz, to będzie wprost proporcjonalne - wyjaśnił i zauważył, że Albin jest już kawałek dalej przy jednym z jego przykrytych na biało obiektów eksperymentalnych. - Oooo, fajnie, że się interesujecie. To jest mój najnowszy wynalazek, który być może zbliży nas do rozwiązania zagadki i ostatecznego zwycięstwa nad panią Gessler. - Poczekał aż podejdziemy i odkrył. - Oto... coś, co smakuje jak idealnie upieczony kurczak i ma doskonale apetycznie ubarwioną skórkę!
- Ale to jest bakłażan - zasugerował Albin niezbyt śmiało.
stąd
Kurczakobakłażan Zbigniewa.
- Taaaaak. - Załamał ręce Zbigniew. - Wiecie, jak ciężko jest spowodować, żeby kurczak smakował jak kurczak? Kurce, gdyby wystarczyłoby udowodnić to matematycznie albo rozrysować w grafach, już dawno mielibyśmy z głowy tę czarownicę. A tak, metodami narkoleptycznymi? Kiedy właściciel tej restauracji poprosił mnie o przysługę, nawet nie sądziłem, że spędzę nad tym ponad miesiąc. Widzicie, co się dzieje z Cześkiem? - Wskazał nam pana, który dopiero co przybiegł z tacą. - On już całkiem stracił smak!
Spojrzeliśmy i rzeczywiście, zdecydowanie nie chodziło tu o smak w znaczeniu gust - Czesiek właśnie zajadał się ołówkami.
- O kurce... - Złapałam się za głowę.
- No! - Pokiwał tylko naukowiec. - I to nie są jakieś tam B10 czy coś! Twarde H8 albo i 10! Twierdzi, że to krakersy.
Czarnecki tylko stał z wybałuszonymi oczami. Tak się przynajmniej domyślałam oceniając załamania światła w jego genialnie grubych szkłach.
- Nie lubię ołówków - wydusił tylko.
- No ale... - spróbowałam jakoś wybrnąć z nieporęcznej sytuacji. - Co zamierzasz dalej zrobić z tym bakł... znaczy: z tym kur... Znaczy...
- Nie wiem - westchnął Zbigniew nie próbując mnie nawet prostować. - Prawdopodobnie spróbuję jakoś zaszczepić geny bakłażana w kurczaku, a może i odwrotnie, jeśli będzie opłacalniej...
Rozejrzał się jakby zasmucony po swoim nierozsądnie białym labolatorium i przebiegł wzrokiem po suficie, jakby gdzieś tam, daleko rozlegał się właśnie wrzask kulinarnego demona...
Kolega superbohater Marek przeprowadza od pewnego czasu regularny research cyberprzestrzeni pod kątem mojego nicku. Efekty dostrzegłam, kiedy zaczął zagadywać po rumuńsku i sugerować, że mógłby do mnie zadzwonić, a kiedy spytałam, czy nie znalazł też czasem "mojego bloga", odpowiedział:
Widziałem tylko bloga 'superbohaterów', zawładnął moją duszą :)
Nie no, piękne to było
No i mamy jesień. Wczoraj, przypadkowo akurat wczoraj stwierdziłam, że jest już za zimno na ubiór tradycyjny i musiałam wytargać z szafy mój długi brązowobeżowy płaszcz. Połaziłam trochę za orzachami (właśnie, muszę zamieścić jeszcze jakieś zdjęcia, prawda?) i odkryłam, że w kieszeni zostały mi jakieś kasztany z tamtego roku, z którymi szybko coś miałam zrobić. Wy też tak czasem macie, że wam się tak nagle, z powodu jakiegoś drobiazgu cały rok zawija, sprawiając, że paru miesięcy jakby nie było?
Kiedyś zastanawiałam się, jaki tak naprawdę świat jest, jaka pora roku panuje w nim, tak rzec, domyślnie. Teraz już nie mam wątpliwości - właśnie jesień, jesień z zamiennym deszczem i śniegiem aż do późnego marca.
Aż się przypomina Mimozami jesień się zaczyna..., ale ponieważ Niemen już był...
Ja kocham jesień! Nie mogę się doczekać, kiedy będzie chłodniej, ponieważ będę mogła chodzić w moim szaliku bez zdumionych spojrzeń dookoła! ;D
OdpowiedzUsuńA tak swoją drogą - dziwne, że w tej szafie nie było Narnii!
Nie, najważniejsze sprawy chwilowo czekają, więc nie walczę z Minecraftem, tak się porobiło.
OdpowiedzUsuńOłówki H8? Przecież H9 są najsmaczniejsze! I smakują jak kaczka smakująca jak grafit. Zbieram podpisy pod petycją o napisanie o konkurencji dla Circular. Na razie jest podpis mój, Basha, Pythona i Kate.
I fajnie, że oszczędziłaś mi wysiłku wpisania kilku słów tej pioseni w Google i znalezienia jej :)
Spokojnie, opis Plantel Gallifreyan będzie. Ale raczej nie zaraz (choć postaram się, żeby też nie aż tak późno, jak ja potrafię) i raczej nie po polsku ;>
UsuńŁo pacz, a myślałam, że ta piosenka to będzie kolejna z limitowanej serii "No nie, co to ma być."
Znaczy - Gallifrey na plantach? To muszą być duże planty. Aha, czyli po chińsku? Czang czong czeng wang, fajnie :)
Usuń