- No tak, ona tu już
leży czwarty dzień, dziura w brzuchu zagojona, ale dalej śpi. Ja
nie wiem, może jaszczurki mają jakieś inne metody regeneracji.- To
na pewno był głos Mytha... - No dobra idziemy, niech śpi -
powiedział jeszcze i usłyszałam, jak dwie osoby wychodzą i
zamykają drzwi.
Cisza, ciemno, a ja w
łóżku w Tajnej Bazie jakiegoś samozwańczego superbohatera.
Wstałam, otrząsnęłam się i postanowiłam stamtąd uciec. Sama
nie widziałam dlaczego, ale wydawało mi się to najlepszą z
możliwych opcji. Przeszłam przez całe pomieszczenie, szukając
wyjścia, otwierając po kolei wszystkie drzwi. Za pierwszymi była
sterta niebieskich cosiów, które gwizdały cichutko jakąś
spokojną melodyjkę, za drugimi drzwiami mieszkało stado chomików,
ze 129! Po jakiejś godzinie udało mi się je zagonić z powrotem,
więc ostrożnie otworzyłam następne drzwi. Wolność! Wyszłam na
zewnątrz budynku i postanowiłam dojść gdziekolwiek, najlepiej na
dworzec. Udało mi się złapać tramwaj i (na gapę o zgrozo!)
dotarłam na dworzec PKP.
Niestety nie miałam przy sobie ani grosza. Wyczaiłam stojącego na uboczu, bogato wyglądającego biznesmena.
Niestety nie miałam przy sobie ani grosza. Wyczaiłam stojącego na uboczu, bogato wyglądającego biznesmena.
- Panie, ja biedna, ani grosza przy sobie nie mam... Kupiłby mi pan bilet.
- W sumie mogę Cię
wspomóc, ale pod jednym warunkiem. Kupię Ci bilet, ale ja
zadecyduje o celu Twojej podróży
No cóż, niewiele mogłam
zrobić, nie miałam kasy.
-No dobra, zgadzam się,
w końcu co mi tam!
Facet poszedł do kasy i
zaraz wrócił z biletem.
- Proszę, wyjeżdżasz
za 2 minuty z peronu trzeciego! Miłej Podróży.
Nie patrząc nawet na
bilet, pobiegłam na wskazany pociąg. Wreszcie usadowiłam się na
miejscu, w megafonach usłyszałam jeszcze tylko " Pociąg
pospieszny do Krakowa, przez Gdańsk, Białystok, Szczecin,
Głuchołazy, Katowice i Częstochowę wyjeżdża z peronu trzeciego
przy torze drugim", i ruszyliśmy. Przemierzaliśmy całą
Polskę wzdłuż i wszerz, aż wreszcie po trzydziestu czterech
godzinach wjechaliśmy na dworzec Kraków Główny. Wysiadłam z
pociągu, po półgodzinnym spacerze po dworcu, Galerii Krakowskiej i
innych podziemiach udało mi się wydostać na plac przed dworcem.
Postanowiłam dojść do centrum. Kilka miesięcy wcześniej byłam
na konferencji na UJ w sprawie modyfikacji genetycznej ziemniaków,
więc muszę przyznać, całkiem nieźle znałam miasto. Pierwsze co
mnie uderzyło po wejściu na rynek to bezład, chaos tam panujący.
Puste budki po obwarzankach, porozrzucane kwiaty, porozbijane
maszkarony i tylko kilku osobników leżących na płytach
chodnikowych. Ogólnie rzec biorąc, bieda z nędzą. Podeszłam do
jednego z nich
- Co tu się stało, w
tym mieście dobrobytu i radości, dlaczego?
- Kierowniczko, panienka
lepiej stąd ucieka! Atak zmutowanych... Uciekajże, nadlatują!
I wtedy zrozumiałam, ze
wszystkich stron nadleciały olbrzymie gołębie! Zaczęły dźgać
mnie po rękach i twarzy. Tak jak mi doradzono, zaczęłam uciekać.
Niestety, wszystko było pozamykane, knajpy, restauracje, a nawet
muzea. Biegłam, biegłam, biegłam przez miasto, aż dobiegłam do
domu pewnej znajomej, którą poznałam podczas konferencji.
- Krychaaa! Otwórz mi!
Gołębie atakują!
Powoli otworzyły się
drzwi, zanim straciłam oczy, udało mi się wślizgnąć do środka.
- Rozalinda! Co ty tu
robisz? Nikt ci nie powiedział co się dzieje w naszym Królewskim
Stołecznym Mieście Krakowie? Ludzie z głodu umierają!
- Z głodu? Jak to
możliwe, przecież półki pełne jedzenia, nie rozumiem!
- Jedzenia, jakiego
jedzenia? Gołębie wszystkie obwarzanki ukradły! Czym my Krakusy,
się pożywimy? Nie masz dla nas nadziei, to armagedon! Jedynie ty
możesz nam pomóc moja najdroższa! Jedynie ty...
C.D.N.
C.D.N.
ZMUTOWANE GOŁĘBIE KRAKOWAA!!! One są przerażające, na cosplayu ledwo uszłam z życiem! ;)
OdpowiedzUsuń