Paczcie, paczcie, co się stało! Moja malutka morwa, o której opowiadałam już parę razy, już dojrzewa! Znaczy: jej owoce.
Jakość raczej byle jaka, a to z powodu tego, że najciekawsze skupiska znajdywały się pół metra nad moją głową, przez co nie mogła ona towarzyszyć wyciągniętej ręce z telefonem.
I tych owoców jest dużo. Nie jakieś dwie czy trzy sztuki - one są teraz dosłownie wszędzie. Pierwsze wystąpienia owoców zaobserwowałam, jeśli dobrze pamiętam, trzy lata temu. No i wtedy faktycznie - więcej niż cztery nie dało się doliczyć. Następnym razem było coś koło 8, ale dokładnie nie powiem, bo z każdym rokiem jest więcej nie tylko owoców, ale też liści. Następnego roku... był mróz w maju Poszły nie tylko owoce, ale i pąki i, mówić szczerze, sytuacja wyglądała nawet w szerszym spojrzeniu dość niewesoło dla mojego drzewka...
Ale teraz jest tyle owoców! Całe gałązki! Tylko... jak tu je zebrać, kiedy one spadają, gdzie chcą i, co gorsza, kiedy chcą?
Tumblr zaczął dość szybko dowodzić nie tylko swojej wszędobylskiej nie tylko rozrywkowości, ale też przydatności. Dość szybko to nie znaczy teraz (typowe dla mnie) - odkryłam tę informację już z tydzień temu, jednak ciągle nie wiedziałam, jak się z nią obchodzić i kiedy nią zająć. A nie jest ona najmilsza:
I co wy na to? Poza tym, że MÓWIŁAM, że serial jest paskudnie zrobiony, to no comment. Bo mi jednak... szkoda. Wszystko przez tego Stephena** Mangana. I, heh, ta muzyka, i patronat mojego kochanego Adamsa... Serial miał taki potencjał! Widocznie niedorozwój Angielskich twórców nie kończy się na Moffie.
Co nie przeszkodziło tym kilku odcinkom zebrać zaskakująco sporej rzeszki wielbicieli. I rzucić się im do książek. Też z powodu tych ludzi mi szkoda.
Can I please just have a car or some convenient mode of transportation so that I can drive myself to the worst mall parking lot and buy myself all of the Douglas Adams books I can find at the best book shop I’ve ever been to?
Hell I’ll take an inconvenient mode even. I’m wiling to walk to the metro station and go there.
Fuck this I need more Dirk Gently. It was stupid of me to start the series without reading the book but as soon as I found out the series existed I’d downloaded the episodes and I had no way of getting the books by then.
Now I find out, on the day I finish the series, that there won’t be any more episodes.
Fuck.
tutaj oryginalnie pisał
Do tych ludzi należy także Jeden z Jeden Z Najlepszych Administratorów :r Tak wyrozumiale podszedł do tej wyrozumiałości niegodnej kwestii czekania całego roku na kolejną trzyodcinkową "serię". A teraz muszę mu powiedzieć TO.
A wracając do Mangana - szukając danych na temat jego daty urodzenia (a nuż się trafi jakiś 8. kwietnia czy coś ) dowiedziałam się, że porzuciwszy postać Dirka Gently weźmie udział w... filmowej ekranizacji przygód Listonosza Pata. Jak awans to pełną gębą.
Hehe, ale on na liście podkładających głosy jest dopiero czwarty. A kto jest na samej górze? XD
A co do danych urodzinowych Stephena... Co prawda nie obchodzi ich tego samego dnia, co ja, związki holistyczne nie są aż tak zamocne, ale za to... akurat w drugi dzień zlotu fanów Doctora Who. Ba! Kończy wtedy równo czterdziestkę! Więc jednak jakby coś się dzieje Szkoda, że nie od razu czterdziestkę i dwójkę. Aaaaale luz - za dwa lata też będzie zlot
Dzisiaj znów dla towarzystwa zasiadłam z tatą przed telewizorem, tj. przed meczem. Z ogromnym i niewzruszonym zdziwieniem zauważyliśmy, że emitowane są dwa jednocześnie, po jednym przez Dwójkę i Jedynkę. LoL, myślimy - przecież teraz połowa ludzi korzystających z TV myśli tylko o tym, żeby obejrzeć WSZYSTKIE mecze. A teraz? Niewykonalne. Ba! jeśli ktoś nie lubi piłki, to także klapa, bo nie będzie go interesował ani jeden kanał, ani drugi*!
Ale to jeszcze nic! Pomyślmy, jakie to musi być niewygodne dla tych wszystkich piłkarząt, które jeszcze ze dwadzieścia lat temu z biedy narodu musiały odbywać wszystkie mecze na jednym stadionie nie musząc spędzać całych godzin w podróży pomiędzy jego kopiami. A dzisiaj - muszą Jednego dnia w Poznaniu na Jedynce, drugiego dnia w Warszawie na Dwójce, a inna drużyna odwrotnie.
Ale ale! Cóż za problem jechać sobie elegancko swoim prawie-że-prywatnym busikiem z własną łazienką i basenem na koszt wyborców, jeśli mecze dzieli od siebie cały dzień? Gorzej, gdyby się trafiło, że w jednym miejscu miałaby się odbywać walka Rosja-Czechy, a w drugim Rosja-Niemcy. Co wtedy? Zważywszy na niedoskonałą perfekcję polskiej organizacji wszystkiego jest to przecież prawdopodobne, czyż nie?
Tata proponuje (skoro oba mecze miałyby się odbywać w jednym czasie) wepchnąć ich wszystkich na jeden stadion. Wszystkie trzy drużyny wbijałyby sobie nawzajem gole. Pytanie tylko, ile rzucić im piłek? Ja mówię dwie, bo dwa mecze. Tata jednakże na to, że przecież nie ma czterech drużyn. No to, matematycznie rzecz biorąc, powiadam, że półtora! Tata na to przystaje. Najlepiej jedną napompowaną, a drugą spuszczoną. Lub też, jak ja podpowiedziałam, jedną footballową, a drugą golfową na przykład - bo mniejsza. I do tego kije im dać, jak rzecze tata. Albo, myślę, łopaty
A teraz - resztoświatowy odpowiednik dla "Koko koko". Powiem Wam, że dopóki nie zobaczyłam teledysku, nawet nie przyszło mi do głowy, że jest to OFICJALNA piosenka na Euro.
____________________
*w sumie zdarza się taka sytuacja w telewizji ogólnodostępnej na okrągło, zwłaszcza w sobotni wieczór, kiedy Mam Talent, Jak oni śpiewają, Jak oni tańczą i inne bitwy włażą sobie nawzejem na głowy. Z takiego układu nikt nie może być zadowolony, a jednak ciągle to robią!
**Przyjrzałam się i - nie Steven, a Stephen właśnie. Muszę przestać go tak nazywać. I cieszyć się, że jednak nie nazywa się identycznie jak mr. Moff.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz