poniedziałek, 9 kwietnia 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 8 kwietnia 2012



Wielkanoc! Jak wspaniale! Po pierwsze - swoim starym nieśmiertelnym zwyczajem życzę wszystkim kolorowego dyngusa, mokrego mazurka, wesołego jajka i smacznego kurczaczka :D

Jak wiadomo święta te różnią się skrajnie wręcz od przyrównywanych z nimi często Świętami Bożego Narodzenia - uroczyste śniadanie a uroczysta kolacja, wiosna a jesień, śmierć a narodziny, prezenty a brak prezentów... Oraz oczywiście śnieg i brak śniegu - w Wigilię go nie było, a teraz jest!
Rano przywitał mnie dokładnie taki widok:



Zupełnie, jakby pogoda chciała powiedzieć Proszę, to dla ciebie, porób sobie parę fajnych zdjęć :p Oczywiście, ja wiem, wiem, że to tylko znowu tamtym Niemcom się posypało, ale i tak fajnie. Gdyż jest okazja.

I nie tylko pogoda pamiętała - dziękuję ci Myth za wpis poświęcony w całości tylko dla mnie

Ba! Niespodziewanie pamiętali także znajomi z Polskiej Bazy Fanfiction, Orcrest i RedHatMeg! Orcrest złożył życzenia (i szczęścia, i pomyślności, i w Internecie), a Meg zmontowała dla mnie własnoręczny pozytomator (bo przecie demotywator to to nie był :D )

No i oczywiście dodał coś od siebie także Super Informatyk:
Pozostań zawsze taka bomb(owa|astyczna), poznawaj niesamowitych ludzi (no dobra, z tymi ludźmi to niepotrzebne ograniczenie) i ratuj świat co najmniej dwa razy w miesiącu!


Ten to zawsze wycuduje XD Dzięki! Dzięki Wam wszystkim, że zawsze ktoś sobie o mnie przypomina
Zastanawiam się tylko, jeśli chodzi o pomysły Super Informatyka, czy czasem w niektórych mniej urodzajnych miesiącach nie będzie mi on planował pomagać z powodowaniem okazji do ratowania wyżej wymienionego świata...

Już wyjaśniam - tak, ósmy dzień czwartego miesiąca każdego roku, to dzień moich urodzin :] Nie ma chyba lepszej daty dla wielbicielki ósmego Doctora oraz jego szalikowego poprzednika 8.4. do tego '88. Czyli mam dzisiaj dokładnie 24 lata, co też jest niczego sobie liczbą, bo dwukrotnością ulubionej przeze mnie dwunastki.
Ósemki, a do tego kwiecień, że jeszcze od czasu do czasu trafi się Wielkanoc!

A właśnie - wszyscy piszą, co mieli w świąconkach oraz w jakich okolicznościach stawały się one święconkami, więc i ja napiszę. A więc, dawno dawno temu...

Zaczęło się od piątkowego wieczoru, kiedy trzeba było skomponować koszyk (zdobny w paprotkę, bo mama nie miała bukszpanu - jakim sposobem pamiętam tę nazwę?) i wtedy mama nagle uświadomiła sobie, że w zasadzie jedyne czym dysponuje to kiełbasa, szynka i nabyty jeszcze tego dnia keks. Nie powiem, koszyk nie był wielki, jednak przynajmniej jajka musiały w nim być. Niedobór ciast powodowany był tym, że pierwszy raz większość z nich miała być robiona ręcznie, a nie kupnie, na co nie do końca zdążyliśmy się jeszcze przestawić. Był jednak na szczęście keks. To tam jeszcze..?
Kiedy już ukroiło się te parę plasterków, kawałek szynki, keksa, parę kromek oraz trzy kieliszki z chrzanem, solą i masłem (każde w innym ma się rozumieć), okazało się, że wcale nie jest tak źle z nadmiarem miejsca. Akurat na dwa jajka. Dotychczas były to jajka zawsze malowane, mniej lub bardziej wyszukanie w zależoności od moich chęci. Jednak, zważywszy, że niestety były to zawsze moje chęci, to tym razem pozostawiłam je w ich kolorach naturalnych, tj. białym i brzoskwiniowym. Ładnie wyglądały i chyba i tak nikt się nie skapnął.
Osobą, która transportowała koszyk do ochrzczenia, byłam oczywiście ja - to jedyny typ mszy, który lubię, bo w zasadzie się tylko wchodzi i już wychodzi. W dodatku przy takiej pogodzie, która z każdą kolejną chwilą stawała się mniej śnieżna, a bardziej mokra, nawet nie było różnicy, czy jest się na zewnątrz czy wewnątrz, bo przecież i tak i tak oblewali wodą. Może to taki przyspieszony śmingus-dyndus?
Ksiądz nie powiedział. Przeprosił tylko zabawnie, że pomimo iż widzi, że wszyscy w kapturach i z parasolami, to on jeszcze bardziej nas musi ochlapać.
W sumie, gdyby zrobić, że w ten jeden konkretny dzień zamiast zwykłej wody, z nieba leciałaby święconka, to pewnie byłby to niezły zysk.


Na koniec cytat z Bruce Wszechmogący:

Chcesz zobaczyć cud? To bądź cudem.




1 komentarz:

  1. Pomagać z powodowaniem okazji...Cytrynowy Bohater już był, ostatecznie mogę zostać SuperKiwi. Ale obawiam się, że też trzebaby ratować świat przede mną...W sumie wtedy ja zająłbym się ratowaniem świata przed samym sobą, a AstroGirl przed Zuoczyńcami, więc conajmniej 2 okazje by były. Ewentualnie mogę sprowadzać pracowników Lorda Errora - wczoraj groził mi herr Heinrich Bugenstein, że jeżeli nie zostawię krzyżówki,a potem nie przeczytam jego imienia bez pomyłki o 3 w nocy, to jeszcze tu wróci.

    OdpowiedzUsuń