wtorek, 15 maja 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 14 maja 2012



Dzisiejszy wpis będzie prawie o niczym, ale ciiii..!

Dotychczas "urokiem" tego, że coś zaczynało w moich pisaninach przekraczać dwadzieścia stron, było to, że akcja zaczynała się błyskawicznie wykrzaczać i zawieszać. Niekiedy na trochę, ale, ponieważ nie byłam wtedy ani dobrą pisarką (ani programistką XD) często wystarczyło to do wyimplikowania dużego rozczarowania i zamknięcia aplikacji na dobre. Z Tym dziwnym uczuciem zdarzyło mi się natomiast wyjątkowo tak, że dzięki zawziętości i cierpliwości komentujących (nie wiem, jak to inaczej nazwać) opowiadanie ciągle żyje pomimo iż już z osiem razy powinno się załamać. Co nie znaczy, że uniknęło mi się napisania niektórych rzeczy niepoprawnie lub... że tak powiem, nieoptymalnie, że mi się to jeszcze nie odwdzięcza, ale odwdzięczy się później.

Co prawda jest z tym trochę tak, jak u pewnego kolegi, który nie miał zamiaru sprawdzać, czy wszystkie cyferki, które umieścił w swojej prezentacji są na swoich miejscach, bo niektóre z nich miały zjawiskowo po kilkanaście pięter i uznał, że jeżeli komuś uda się coś z tym zauważyć, to on ucieknie z krzykiem. Nie mam wątpliwości, że i moje opowiadanie ma coś wspólnego z transformacją cosinusową i nie wyobrażam sobie, żeby ktoś wyłapał w nim coś, czego nie wskażę palcem, niemniej... ja wyłapuję.

Najwięcej atrakcji mam oczywiście z tym, żeby mi to działało zarówno na tle starych serii, jak i nowych, do tego najlepiej jeszcze z Doctor Who TV Movie, niektórymi interpretacjami Wojny Czasu i jeszcze paroma innymi rzeczami Co się nawet zaskakująco nieźle udaje, bo mam na to parę myków. Najlepszy to chyba na to, dlaczego pewnego pięknego dnia Doctorowi strzeliło, że jest półczłowiekiem, a potem nagle mu przeszło. Ba, to było nawet łatwe i nawet, niekiedy bardzo mi pasujące. Ale to jest, częściowo przez moje roztargnienie, jeszcze w poczekalni. Ważniejsze są inne rzeczy.

Jak by tu powiedzieć bez spoilerów...


stąd
Przykład spoileru.

No cóż, mamy w DW postacie, które znikają i pojawiają się, przy czym zwłaszcza podczas przejścia stare serie -> nowe serie. Kiedy wymyślimy sobie już jakąś tam wizję tej postaci i dotyczących jej wydarzeń, a potem nagle ta postać własnoręcznie mówi co innego, to wtedy nie jest fajnie.

Ale to dopiero przede mną. Potencjalny bug jest tuż tuż, ale jednak ciągle przed. Hmm...


stąd
Przykład bardzo nieodpowiedzialnego spoileru.

Tak czy siak w ostatnim odcinku mam już pomyłkę w wersji dokonanej. Coś, co do czego zdawało mi się, że mamy brak informacji, a co do czego tak naprawdę coś jednak można wywnioskować. Ale tylko wywnioskować i tylko przez czepialskich, bo to jest jednak jedna z tych rzeczy, której scenarzyści sami chyba za dobrze nie ogarnęli, a przynamniej nie traktują należycie poważnie Więc... jakoś się to obejdzie.

Najbardziej jednak podoba mi się niedopatrzenie, w którym potknęłam się o własną sznurówkę (czy jak to mawiała moja siostra: o własny język). Olśniło mnie dopiero teraz, choć nie jest to wyczyn z ostatniego odcinka - ot, rzecz przyda mi się już niedługo i lepiej było przypomnieć sobie zawczasu, jak wygląda. A do tego przypominania sobie trzeba było zestawić parę odległych od siebie faktów. I bęc. Tak więc, mogę spokojnie ogłosić wszem i wobec, że jeśli ktoś będzie w stanie przeczytać to wszystko od początku i być przy tym w miarę uważnym, to wtedy wyłapie średniej wielkości "literówkę" logiczną, która zauważalnie rozjeżdża mi sens niektórych opowiadaniowych dywagacji o czasie i przestrzeni. Cóż, w takim razie trzeba będzie to załatwić jeszcze nowszymi i dokładniejszymi dywagacjami na ten temat.

Będzie dobrze. Chyba że się ludzie rozkręcą i znajdą jeszcze więcej pomyłek niż przewidziałam.


Żeby ciasto wyrosło należy:
a) splunąć przez lewe ramię
b) dodać proszku do pieczenia
c) wcisnąć Ctrl, Alt i Delete


W końcówce tradycyjnie (no, prawie tradycyjnie, tak częściowo) coś do popatrzenia i do posłuchania. Poniżej morwa oraz zamyślona nad monotonią egzystencji Kocia Rózia:



O autorach tego utwory dowiedziałam się przypadkiem i od razu, z powodu paru faktów, melodii i osiągnięć koncepcyjnych, nabrałam należytego respektu. Zresztą - czy to wypada tak późno dowiadywać się, kim są Pink Floyd i że ich osiągnięcia nie kończą się na Another brick in the wall? Jestem zachwycona. Zespół który śpiewał o czasie i potrafił naprawdę z nim wygrać utrzymując się na pierwszym miejscu listy najlepszych albumów 741 tygodni ().



(Właśnie tę wyklejankę zdjęciową do ich piosenki lubię najbardziej i cieszę się, że ją znalazłam.)

A jeszcze a propos tego Another brick in the wall... Nie lubię tej piosenki, bo jest w poruszanym temacie prostacko bezpośrednia. W kategorii wytykania czystej głupoty dzisiejszej edukacji i ludzkiej rzeczywistości w ogóle wolę tę :)



2 komentarze:

  1. Pomijając rodzinne zachwyty nad morwą, Kocia Rózia rządzi! I tak oto wszyscy dowiedzieliśmy się jak wygląda zło wszechświata - spojler! ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rodzinne? To ile Was tam jest? XD
      Kocia Rózia mruczy z wdzięczności i dziękuje :]

      Usuń