wtorek, 8 kwietnia 2014

Artoooooor, Dziennik Superbohatera 8.04.2014, wpis specjalny ściśle (t|f)ajny

Szedłem sobie jak zwykle nieszyfrowanym kanałem - rano zawsze zapominam o SSL. A właściwie to kiedyś zaszyfrowałem się kluczem publicznym i zapomniałem klucza prywatnego! Wiecie, jak to jest przyjść do pracy w postaci wielkiego sejfu? Nie? To dobrze. Nigdy nie szyfrujcie się przed poranną kawą.

Ale to nieważne. Szedłem sobie tym, no...jak Ziemianie nazywają ten nieszyfrowany kanał? Aaaaa, chodnik, tak! Zauważyłem stojącego przy drodze malarza. Zamierzałem rzucić mu drobniaka, niech sobie chłopina dorobi. Swoją drogą - co on robił przy Wałach Chrobrego o tej porze? Poza tym zdziwiło mnie, że...nie miał płótna. Zamiast tego malował po przechodniach i zmieniał im dane. Podszedłem bliżej... jednemu przechodniowi domalował wąsy, drugiemu zmienił neseser na klatkę z kotem, trzeciego - o zgrozo - przemalował na drzewko cytrynowe! Oczywiście każdy tak spieszył się do pracy/szkoły/na drugą planetę, że nawet nie zauważył. Zresztą wszyscy mieli słuchawki na uszach, a większość pisała sms-y, więc dlaczego mieliby zwrócić uwagę na cokolwiek poza niskim stanem naładowania akumulatora?

Ponieważ właśnie wyczerpała mi się bateria w odtwarzaczu, musiałem zainterweniować. Tak! Czym prędzej pobiegłem do kiosku po baterie (Bzduracela) i wróciłem do dziwnego malarza. Tym razem namalował na chodniku skórkę od banana. Dlaczego musiałem pójść <auć> tamtędy? Tego było już za wiele - chwyciłem Debugger Gun i krzyknąłem:
- Rzuć pędzel, jesteś otoczony!
- Quoi? - zapytał zdziwiony - ja tylką maluję les peintures!
I szybko przemalował mi Debugger Gun na banana.
- I que mi zrrąbisz tym la banane? HAHAHAHAHA! - to ostatnie brzmi zadziwiająco podobnie we wszystkich językach Wszechświata (chociaż jest pewna specjalistka od literatury pozaziemskiej, która może mnie skorygować).

Ech, znowu on? To się robi nudne, powiedzcie Artoooooorowi, żeby nie włączał już tego gościa do wpisów.
- Jestem L...
- ...taaak, wiem, poza tym zamierzasz opanować świat, ale przedtem dostaniesz ode mnie...- powiedzmy, że powiedziałem "bęcki"
- ...nie, jestem l'Exception i mam la palette "root"!

Faktycznie, miał na palecie cały unixowy system plików. Zanurzył pędzel w /dev/random i zamachnął się w moim kierunku. W ostatniej chwili odskoczyłem przed plamą, która zamieniła się w granat (a raczej "grrąnat"), który wybuchając wyrzucał czterech urzędników i dwóch ministrów. Otoczyli mnie, ale ja wykonałem szybki unik podatkowy, a oni zaplątali się w przepisy i sami się unieszkodliwili.
- Ale to ja pierwszy złążę Astrąni un anniversaire na życzenia...znaczy zaurodzinuję życzenia na złożenie...znaczy...
- Ha, myślisz, że zapomniałem, a tak naprawdę to część mojego planu! - żeby się nie dowiedział, że naprawdę zapomniałem, bo mój plan weźmie w łeb.

L'Exception zanurzył pędzel w /media i namalował płytę CD z tytanu, którą we mnie rzucił. Wykonałem na sobie szybki
mv Artooooor /zapadłaDziura/Szczecin/Gocław,
ale pomyliłem liczbę 'o' i płyta mnie trafiła. W dodatku l'Exception wykonał git commit -m "Hahaha"! Na szczęście miałem przy sobie klienta git, więc mogłem wykonać jeszcze szybszy git revert i uratować jedno z moich 65535 wcieleń.
- Merde! - powiedział. I nie powiem, co namalował.
W czasie, kiedy to malował, wyrwałem mu paletę i teraz to on został pozbawiony broni! Zacząłem uciekać w kierunku dworca.
- revenir...wracaj...come back...ufff!
- Pocałuj mnie w Champs Elysées!

W tym czasie z palety - konkretnie z /mnt - farba poleciała na chodnik i stworzyła punkt montowania innego systemu plików - /dev/jeszczeBardziejZapadłaDziura/Goleniów.
- Widzimy się w Workbench, w którym nic mi nie zrąbisz! HAHAHA! - i l'Exception dał nura do Goleniowa, a potem do Amigi w moim pokoju. Rzuciłem się za nim w pogoń, skasowałem bilet jednorazowy na zamontowany system plików (do nabycia w każdym kiosku Bezruchu) i pognałem do swojego domu. Zastałem oczywiście uruchomioną Amigę. Podłączyłem się do portu szeregowego i wlazłem do pamięci. Od razu usłyszałem "Un refrain courait dans la rue" Edith Piaf. Ale nie miałem nawet czasu posłuchać do końca, bo ratowanie świata (znowu...) ma wyższy priorytet.

L'Exception siedział sobie na ikonie dyskietki "Deluxe Paint IV". Po domalowaniu wąsów ikonie RAMDisku uderzył 2 razy głową w tę, na której wcześniej siedział i otworzył okno z zawartością dyskietki. Ledwo przed nim uskoczyłem! Nie udało mi się natomiast uciec przed ekranem Deluxe Paint IV, który się otworzył i spadł mi na stopę. Auć.
Na szczęście byłem bardzo blisko przybornika z narzędziami. Użyłem spraya i jak mu przyłożyłem 5 pixelami w oczy...tak l'Exception dosięgnął magicznego przycisku
UN
DO

i moje plany opanowania jego planów opanowania świata spełzły na niczym. Teraz on uderzył głową w przycisk rysujący kółko i próbował mnie zamalować. Na szczęście sam uderzyłem w ten przycisk jeszcze raz i zamiast wypełnionego koła narysował okrąg wokół mnie. Gorzej, że przez to byłem otoczony. L'Exception wybrał czarny kolor i zabrał się do rysowania. Jego błąd, a mój fart, że najpierw zamalował na czarno kilka pixeli z okręgu, z którego dzięki temu zwiałem w ostatniej chwili. Teraz zajrzałem do palety, którą mu zabrałem. Większość z tych farb nie mogła działać w Workbenchu, nawet '/' mogłem mu najwyżej rzucić pod nogi. Ale kilka miejsc było pustych. Zabrałem rysowanie koła i prostokąta na paletę i zacząłem ciskać nimi w przeciwnika, ale ten był zbyt szybki. W odpowiedzi skubaniec postawił zieloną odręczną linię mniej więcej w połowie ekranu i uciekł na dół. Sięgnąłem po kubek z farbą, a on otoczył się niebieską linią. Wypełniłem obszar dookoła niego i tym samym zamknąłem go na obszarze kilkudziesięciu pixeli. Ha! Teraz mogę życzeniować składanie...tfu! składać życzenia.

Zabrałem się za narzędzie Text i napisałem... ale obok mnie przeleciał jakiś kursor z anteną. L'Exception ma zdalnie sterowany kursor! Skubany wykonał szybkie UNDO i namalował 1 pixel, co uniemożliwiło mi cofnięcie tego UNDO. Skończyło się na tym, że walczyliśmy na życzenia, po czym l'Exception poślizgnął się na jakimś oknie i upadł na głowę. Po chwili stwierdził, że jego powołaniem od zawsze była hodowla pingwinów, wyleciał portem szeregowym i przeprowadził się na Antarktydę. Zostawił mi paletę (made in China) i ten dziwny obraz. Poprosiłem system operacyjny, żeby zrobił mi zdjęcie komórką (ten z kwadratową głową to ja) i wróciłem do Szczecina. Odszukałem jeszcze drzewko cytrynowe (jedyne w Szczecinie, więc nie było trudno, poza tym widzieliście kiedyś drzewo z słuchawkami?) i przemalowałem z powrotem na człowieka (który nadal nic nie zauważył), a gościowi z byłym neseserem poleciłem, żeby wypuścił kota.

Wszystkiego najlepszego, Astroni!

Zdjęcie z Workbencha:

Piosenka na wczoraj:

5 komentarzy:

  1. Awww, życzenia... :3 Urzekł mnie twój la banane, a grrąnat zhiszpanizowanego Lorda Errora mnie rozwalił (no tak, z wrażenia nie miałam czasu na unik podatkowy i zrobiłam zwykły). I jaka fajna paleta! Rootowa! He! Tylko zastanawiam się teraz, co z tym Artooooorem, co trafił do Gocławia...
    Dziękuję za życzenia! I za wasz wspólny rysunek! To 1 i 1/3 słońca jest takie urocze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On mówił po francusku, sacre bleu! (I nawet zaraz dowiem się, co znaczy "sacre bleu"). Przy tym mv dostałem "Superchero not found", więc nie musisz się nim przejmować <pocieszacz> Mój la banane...jeszcze Unia uznała, że jest niezgodny z normą BZDU-00-R4, ponieważ promień jego krzywizny powstał w wyniku wyjątkowo nieekologicznego procesu (znaczy - właściciel plantacji nie miał kasy na kupno zaświadczenia, że jest ekologiczna).

      Usuń
    2. I co, co znaczy? :3 "Superchero not found", "La banane zgodne z Unie not found"... Co to się dzieje ostatnio?

      Usuń
    3. Hmmmm, mniej więcej "o wielkie nieba", sacre bleu i l'oscypek! Remaining part of the answer not found. Please ask administrator of the administrator of NaN.

      Usuń