piątek, 10 stycznia 2014

Myth, Dziennik Superbohatera, Piątek 9.01.2014r

Po sporym mordobiciu trafiłem do domu Pani Aldony i Pana Waleńroda, otrzymałem z ich strony leczenie, wparcie duchowe oraz całe mnóstwo cytatów które odnoszą się do życia. A na odchodne otrzymałem przedziwny worek, dosyć ciężki, myślałem że to ziemniaki.

Gdy wraz z Luną wróciliśmy do Tajnej Siedziby kompletnie zapomniałem o worku.

Gdy spędzałem czas siedząc i gapiąc się w ekran monitora, zakamarkiem oka zauważyłem że worek się poruszył, zaciekawiony skupiłem na nim całą swoją uwagę. Worek znów się poruszył

- Luna! Przynieś patelnie bo w worku od Waleńroda jest szczur!- Z zaciekawieniem zbliżyłem się do worka, poczułem silną pokusę otwarcia worka... Nie mogłem się jej oprzeć, pociągnąłem za złoty sznurek, wiązanie puściło i ścianki worka rozchyliły się. Pierwsze co zauważyłem to niezwykle jasne światło, jakbym patrzył w słońce, gdy moje oczy przyzwyczaiły się do blasku, to ujrzałem zawartość...

- O KURWA! To ludzkie ciało! Kompletnie gładkie, łyse, zwykłe ludzkie ciało! W worku! A gdzie szczur?!- Nagle poczułem jak w moje ciało wbija się miliard nieistniejących igieł. Zacząłem się świecić i wszystkie otworki które zrobiły niewidzialne igły zaczęły sączyć światło do ciała leżącego w worku. Dostrzegłem że ciało z worka zaczyna się zmieniać, na głowie wyrastają włosy, uwydatniają się kości policzkowe, piersi, miednica się poszerza... 
-Myth-san! Co się dzieje?!-krzyknęła przerażona Luna trzymając w ręku patelnię. 
Po chwili, albo po godzinie, albo może po całym milenium... Moje świetliste rany przestały krwawić i opadłem z wycieńczenia na ziemię. Miałem jednak siłę jeszcze patrzeć na owe ciało z worka. Ciało wstało i ukazało pełnie swojego oblicza. Nadal biło od niego, a raczej niej, taki czysty blask. 



Kobieta stała nade mną w całej swej nagiej okazałości, patrzyła na mnie tymi swoimi pięknymi złotymi oczyma i się uśmiechała. Przez ten uśmiech w pierwszym momencie nie zauważyłem złotych skrzydeł wyrastających z jej pleców. Sposób w jaki mrużyła oczy wprowadzał mnie w stan osłupienia, czułem się jak zamrożona foka. Zbliżyła się, dokładnie przyjrzałem się jej piersią, dotknęła ręką mojego czoła i nagle zaszumiało mi w głowie oraz obraz przed oczyma zaczął falować, po kilku sekundach przestał i byłem pełen energii. 

Gdy doszedłem do siebie zobaczyłem rozpaloną do czerwoności Lunę czającą się by zaatakować anielicę. Anielica kucała przy mnie i przyglądała mi się. W ostatniej chwili zrobiła uskok i dostałem w twarz z patelni.

Gdy już wszyscy się uspokoili, a błękit mego siniaka na czole osłabł, podjęliśmy konwersację. 

Pominę fragment o rozmowie i fragment o tym że anielica koniecznie chciała chodzić w pończochach. 

Po jakiejś godzinie rozmowy dowiedziałem się że owa anielica ma na imię Alicja i jest moim aniołem stróżem. Dowiedziałem się że została ściągnięta na ten świat przez potężne zaklęcie będące w worku, ale w worku było też ciało. Ciało było wytworzone sztucznie, specjalnie dla anioła który miał się pojawić, ponieważ anioł jakotako sam nie potrafi wytworzyć sobie fizycznego ciała, dlatego potrzebuje takiego "neutrala" w którego wchodzi dusza anioła i nadaje mu ostateczną formę. Przyznam że to sprytne.
- Ale tak właściwie to po co tu jesteś?-zapytałem Alicji
- A skąd ja mam wiedzieć? Nie chciałam być materialna.- odpowiedziała.- To Ty mnie jakoś przywołałeś, miałeś nawet specjalnego neutrala do umieszczenia mojego ciała w nim, więc to nie mógł być wypadek.
- Ale ja ten worek dostałem! A poza tym skoro jesteś moim aniołem stróżem to nie powinnaś jakoś za mną latać i wiedzieć to wszystko?
- Pffff! Jeszcze miałabym za Tobą latać... Jesteś śmiesznym małym człowieczkiem, jedyne co Cię różni od większości to Twoje supermoce i to że masz w sobie anihilium. Prawdę mówiąc nie lubię Cię, nie podoba mi się Twój styl życia i ja nie chciałam być Twoim aniołem stróżem.
- Ahaaa, no miło wiedzieć i w sumie dzięki za szczerość. Prawdę mówiąc myślałem że moim aniołem stróżem jest ktoś pokroju Achillesa albo Berserka... - dodałem lekko zawiedziony. 
- Alicja-san, powiedz czym jest anihilium?- zapytała Luna
- Echhh, dlaczego wy nic nie wiecie... Anihilium to taka specjalna zdolność, nie wiem jak wy to nazywacie, Boże błogosławieństwo? Miecz archanioła?
- Tak, wiemy czym jest miecz archanioła i wiem że go mam.-odpowiedziałem z dumą.
- No masz, nie wiem jakie masz znajomości tam na górze ale to jeden z lepszych "mieczy".
- Więc wiesz co to za moc?- zapytałem
- Oczywiście, Anihilium sprawia że stajesz się nieśmiertelny i Twoje rany goją się w trakcie tego jak są Ci zadawane. Ale musisz jeszcze wiedzieć że...
- Luna, słyszałaś!? -przerwałem Alicji- Jestem nieśmiertelny i moje rany się goją, jestem jak wolverine tylko że lepszy! Szybko weź szpadę ze ściany i mnie dziabnij.
- Co? Myth-san, ja nie mogę, bo przecież Ty jesteś moim... Przyjacielem.
- Oj no, słyszałaś że nic mi się nie stanie, dziabnij.- No i dziabnęła, prosto w udo, niestety wbrew temu co powiedziała Alicja, rana się nie zagoiła.
- AŁAAAAAAA! Nie goi się? Nie goi się! Dlaczego się nie goi?!- rana w udzie strasznie bolała, Luna aż odskoczyła i zakryła sobie twarz łapkami, by nie widzieć krwi tryskającej z mego uda.- Niech mi ktoś poda chusteczkę! Albo dzwońce po karetkę! Albo nie bo jak im powiem że jestem superbohaterem który myślał że jest nieśmiertelny i dziabnął się szablą, to mogą pomyśleć że coś jest ze mną nie tak.
- Nie dałeś mi wytłumaczyć- Alicja położyła rękę na moim udzie, z jej ręki błysnęło światło i małe okruszki światła zaczęły latać we wszystkie strony jak pszczoły wokół ulu. Wyjęła szablę i rana się zagoiła w oka mgnieniu.- miałam Ci powiedzieć że goją się tylko rany śmiertelne... Nie zginiesz ale możesz cierpieć, będziesz cierpiał ale masz mnie, będę przy Tobie przez jakiś czas, możesz na mnie liczyć. Wyleczę Cię zawsze.- Znów się uśmiechnęła i jakby ten jej wcześniejszy zły humor przeminął niczym odległy w czasie kwiecień. Pomimo tego że wszystko było okej, to czułem jednak w sercu taki pustostan.


Wiiiiiiiiiiiuuuuuuuuu!
Wiiiiiiiiiiiuuuuuuuuu!  
Wiiiiiiiiiiiuuuuuuuuu! 
Alarm! Wykryto zagrożenie!-Oznajmił komputer, jeden z trawników w centrum zamienił się w wielkiego trawiastego potwora i je wiertła w pobliskim sklepie z narzędziami. 

Gdy rozbrzmiał alarm akurat piłem herbatę i się zachłysnąłem. Dostałem czkawki.
- Alic... Czk...Ja, czy mog... Czk...Łabyś wyleczyć moją... Czk... Czkawkę?
- Nie, nie mogę.-odparła.
- Ale... Czk... Dlaczego?
- No bo jak czegoś ode mnie chcesz, to czuję presję i tym bardziej tego nie mogę zrobić.
- Czk...Aha, no to nie... Czk...Ważne.- Czkając nałożyłem na siebie pancerz i wraz z moimi dwoma towarzyszkami ruszyłem walczyć z potworem. 

Co będzie dalej? Czy znów zrobię sobie krzywdę? Czy może tym razem kogoś uratuje? 
Wszystko to w kolejnym wpisie!

Piosenka dnia:

Dobranoc:)

5 komentarzy:

  1. Jej, jestem rozradowana przybyciem Alicji i jednocześnie zastanawia mnie, ile dobrego przyniesie jej towarzystwo naszym bohaterom :)
    Tylko ... zachowanie Luny jest takie nie lunowe! Luna najpierw by niepozornie pomacała, przytuliła a dopiero później wycelowała patelnią, tylko że nie w nią a w ciebie abyś nie pożerał jej wzrokiem :P Tak dla twojego bezpieczeństwa!
    Ten fragment był świetny podobnie jak to z anihilium i czkawką ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pewnie to zrobiła, tylko że bez przytulenia :)

      Usuń
  2. Jestem pewna, że jeszcze zrobisz sobie krzywdę.

    OdpowiedzUsuń