piątek, 27 lipca 2012

Death Bride, Cyrograf Zemsty 27 VII 2012

- Zjadłabym zupy z grzybów mocy - stwierdziłam cicho, z uśmiechem.  


Myth kiwnął głową w odpowiedzi. Był zamyślony, wyraźnie nie miał ochoty na rozmowę. Poirytowana jego postawą usiadłam i zgłębiłam się we wspomnienia, wracając do wydarzeń, które odbyły się nocą. 


Uciekałam utykając i tracąc siły. Nie umiałam skupić się na pozostaniu niewidoczną, więc po kilku minutach agresor zauważył mnie na opustoszałej ulicy. Rzucił się na mnie z rykiem, cudem zrobiłam unik, przetaczając się na lewo. Obrócił się, złapał mnie za nogę i rzucił przed siebie. Wpadłam na jeden z nielicznych, nocnych autobusów, wybijając szybę w oknie. Uderzyłam o jeden z foteli.


- Amelia?! Co ty tu robisz?! - spytał bez namysłu chłopak siedzący obok. Kręciło mi się w głowie, jednak szybko skojarzyłam ten czarno - czerwony hełm...


- Myth? - zdziwiłam się.


- No, Myth! - krzyknął. - Gdzie mój samochód?! - Chłopak wyglądał na wściekłego.


- Nie ma... - odpowiedziałam szczerze. - Zniszczony... - dodałam, zmieszana. Zrobiło mi się niewymownie głupio.


- Jak zniszczony?! - wrzasnął. Autobus świecił pustkami, nieopodal siedziała całująca się para, która chyba zapomniała o bożym świecie. Dwa miejsca dalej przysypiała staruszka. Nikt nas nie dostrzegał, nikt nie zauważył mnie wpadającej przez okno, wrzeszczącego chłopaka w hełmie. Dziwny jest ten świat. - Coś ty mu zrobiła..?! - jęknął Myth. Skojarzyłam, że nadal mówi o samochodzie.


Już chciałam coś powiedzieć, jakoś się wytłumaczyć. Myth jednak mnie ubiegł.


- Czemu krwawisz? - spytał chłopak, nagle zdezorientowany. - Ach, wpadłaś przez okno... - dodał po sekundzie.


- Moja noga... - odpowiedziałam na pytanie... Chciałam powiedzieć coś bardziej elokwentnego, jednak ból odbierał mi zmysły. Krwawiłam na całym ciele, wiele odłamków szkła wbiło mi się w skórę, noga bolała jak diabli.


- Co noga? O nie! Twoja noga! - Słyszałam już tylko bełkot, szumiało mi w głowie.


- On mnie zabije... - szepnęłam, przerażona i odpłynęłam...


Wybudziłam się, gdy poczułam ciepło i drganie powietrza. Budynki wokół stały w ogniu, gruz zasypał ulicę. Nastąpiła szybka decyzja - zniknę, znajdę Mytha, uciekniemy.


Gdy próbowałam się rozmyć, przeszedł przeze mnie prąd. Poczułam jak fala przebiega przez moje ciało, atakuje mną nagły dreszcz. Zakołysałam się.


Rozejrzałam się, przerażona, nie widziałam jednak niemalże czegokolwiek - wszystko przesłaniała mi ogromna kula światła, brzęcząca i podrygująca... Trzymał ją w rękach agresor... Nagle wyprężył się, jakby chciał nią we mnie rzucić... Nie myślałam wiele, zadziałałam spontanicznie.


Moja ręka sama uniosła się do góry, sztylet, który zaciskałam kurczowo w pięści, sam wbił się w pierś atakującego. Jego ogromne cielsko padło na ziemię, krew rozlała się po opustoszałej ulicy.


Dotarło do mnie, co właśnie się stało. Na czworakach podpełzłam do do leżącego nieopodal Mytha, stuknęłam kilka razy w jego hełm. Słońce leniwie wznosiło się, niebo szarzało, ulica nabierała barw...


Chłopak usiadł i zlustrował mnie spojrzeniem. Trzymałam się za złamaną nogę, pragnąc by ból ustąpił... Myth westchnął głęboko, wstał, bez choćby najmniejszego słowa wziął na ręce i zaniósł ku wrakowi swojego samochodu. Wygrzebał z niego apteczkę, opatrzył mi rany i usztywnił złamaną kość... Wbijałam w niego wzrok, on jednak unikał mojego spojrzenia...


Wziął mnie pod rękę i powoli, spokojnie szedł ze mną do swojego domu. Kazał mi usiąść, zaparzył mojej ulubionej, malinowej herbaty, zadzwonił gdzieś, prosząc o kurację leczniczą dla złamanych kości... Siedzieliśmy i czekaliśmy, popijając trunek. Cisza doprowadzała mnie do szaleństwa.


Zagadnęłam. Przypomniały mi się nasze przygody u mistrza Tofika, szepnęłam więc słówko o zupie, która dawała niezwykłą moc. Chłopak jednak zwyczajnie mnie zbył...


- Dlaczego to zrobiłaś? - spytał, wyraźnie wkurzony. 


- Ale co... - odparłam, choć doskonale wiedziałam, co ma na myśli...


- Ukradłaś mi wóz! - krzyknął. - Ukradłaś! Zabrałaś bez mojej zgody! - Tracił nad sobą panowanie. - Poraziłaś mnie paralizatorem i uciekłaś! Jak mogłaś?


Struchlałam. Zająknęłam się, nie wiedziałam co powiedzieć... 


Chwila. Jaki paralizator?


- Nie poraziłam cię - szepnęłam.


- Daj spokój, zrobiłaś to, żeby móc uciec - warknął. - Gdybyś mnie nie poraziła, dorwałbym cię zanim wyjechałabyś z garażu!


- Nie poraziłam cię - powtórzyłam, tym razem głośniej i dobitniej. Odwrócił się i zmarszczył brwi.


- Cóż, ktoś mnie poraził - odparł sarkastycznym tonem.


Przez okno wleciał pakunek. Myth bez słowa podniósł go i zerwał cienki, lśniąco czerwony papier w białe prążki. Kazał mi się położyć i zaczął majstrować z moją nogą, czytając instrukcję. Czyż oddanie ciapowatemu chłopakowi psującego wszystko na swojej drodze złamanej nogi nie jest aktem bezgranicznego zaufania?


Cóż, chyba, według Mtyha, nie.


- Poczekaj... - rzucił i przyjrzał się instrukcji, mrucząc coś pod nosem. - Dwa dni masz to nosić - stwierdził. - Albo nie, czekaj. Trzy dni, chyba że w dwa się już zrośnie... - przekrzywił usta, niezdecydowany. - Wiesz co, noś trzy - stwierdził zimno.


- Myth... - zaczęłam, lecz urwałam, niepewna. Spuściłam wzrok.


- No, co? - spytał, odrzucając kartę w bok.


- Przepraszam. - Starałam się, żeby zabrzmiało to możliwie jak najszczerzej. - Przepraszam. Przepraszam za to, że się narzucam. Że tracisz na mnie czas, że... Że nie traktowałam cię należycie, że nie traktowałam cię jak... Jak... - zająknęłam się. Miałam gula w gardle, unikałam jego wzroku.


- Jak..? - spytał, już delikatniej.


- Jak przyjaciela - szepnęłam.


Myth otworzył usta, chcąc odpowiedzieć. Nie zdążył jednak. Budynek się zatrząsł.Wraz z Mythem wybiegłam na ulicę przyjrzeć się temu, co się stało.Wszyscy mieszkańcy sąsiedniego bloku leżeli w gruzie. Wybuchła panika, niektórzy zginęli... W delikatnym świetle przedpołudniowego słońca, wśród pyłu unoszącego się w powietrzu, pojawił się biały ptak, zataczający kręgi nad gruzami.


Jednak tak szybko, jak się pojawił, znikł. 

6 komentarzy:

  1. Ale co jak co, gdyby nie Myth i jego niebywała i niesamowita akcja ratunkowa to obleśny Klobster zabił by biedną Amelię :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow... Niezłe. Fajne pomysły tu macie. Musze jeszcze częściej zaglądać...

    OdpowiedzUsuń
  3. Widać, że Kruczyca się nie poddaje. Tylko co wy jej takiego zrobiliście?
    O, ten wpis bardzo mi się podoba ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nanaaa lubi te komentarze. Bardzo je lubi :3

    OdpowiedzUsuń