piątek, 27 lipca 2012

Skeshwacom: Kroniki Komputerowych Światów Eksperymentalnych - 27.07.12


Cisza.
Tak… Udało mi się. Wypłoszyłam starego matoła z mojej głowy.
To było takie milutkie uczucie… Mieć swoje myśli tylko dla siebie… Mogłabym w tej ciszy siedzieć już zawsze.
Jednak…  Było też wkurzające to, że powinnam już dawno dostać rozkazy od profesorka.  Nie mogę rozpocząć zadania bez wyraźnego rozkazu. Musiałam więc czekać. Czekać pośród tej beznadziejnej pomarańczowości… Ale przynajmniej z ciszą. Samotnie. Czyli to co lubię.
***
Po paru godzinach patrzenia w dół na wielka pomarańczową plamę można się było przystosować do pomarańczowego…   W końcu zaczęłam rozróżniać nawet czerwienie i żółcie w tej wielkiej nieruchomej kupie..  Ale nadal, uważam że pomarańczowy powinien być wykasowany z listy kolorów.
Veru… Lady BOOM, jesteś tam? – to profesorek postanowił w końcu się odezwać.
Nareszcie! Czekam od paru godzin! – wrzasnęłam w mojej głowie
Na co? – zapytał bojaźliwie profesorek. Boi się mnie- i dobrze.
Na instrukcje, idioto!
Jakie?
Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Dają mi pracę, misję a nie znają najprostszych procedur.
Bez rozkazu nie zacznę zadania. Musisz mi rozkazać debilu. Powiedzieć co mam robić!
Ehmmm…. Może… O wiem! Rób to co ci kazaliśmy na początku. – w końcu po baaaaaaaardzo długich przemyśleniach powiedział wystraszony głos.
No nareszcie! Mogę robić swoją robotę! Bez odbioru.
TAK! Nareszcie! Dobra idziemy.
Wstałam z mojego nagrzanego miejsca i poprawiłam plecak który już mi się wgniótł w kręgosłup… Kto postanowił by do plecaka spakować ponad 4 kg…
UDAŁO SIĘ?
Co? – Co to ma „kurczaczki pieczone” być!?
Co ten głos robi w mojej głowie? Tylko stary Gandalf ma dostęp do Telepatyfonów.
Tak… Słyszysz mnie. Ale mogę myśleć trochę ciszej…. Dobra, tak jest dobrze… To jest dziwne… Myśli mają głośność.  Ważne że, mnie słyszysz. Więc teraz mi mów kim jesteś!
Tu mnie nieźle rozbawiła. Jaką ona ma nade mną władzę? Może się tylko wydzierać w moich myśłach..
Nie będę się słuchać jakieś rozwydrzonej niuni w mojej głowie! – odwarknęłam
To może zamkniesz oczy?
Co jej odbiło?
Po co niby mam zamknąć oczy?
No dobra. To  ja je zamknę.
Co? – zdziwiłam się.
I zamknęłam oczy.

TAK! Znowu u siebie…
I okazało się że jestem bardziej zdolna niż przypuszczałam. Skupiłam całą siłę woli by przeniknąć do mojego ciała… I się poruszyłam! Będąc nią! A może sobą?
Nie wiedziałam kim ona jest. Ale zaraz się dowiem. Musze tylko wymyślić plan… Jednej rzeczy byłam pewna.  Jestem silna. Bardzo silna. I potrafię się maskować. Nie zauważyła, a może nie zauważyłaM że profesor to nie był profesor. To ja pogadałam z nią o jej misji.  Dumbla blokowałam od paru godzin – i się nie dostał. To moja zagadka. I ja ją rozwiążę.
Teraz przydało by się wymyślić jak wyciągnąć z Lady informacje..  Informacje ze mnie… Hmmm…
Dobra wracamy do niej.  Otworzyłam oczy/

Głowa bolała mnie potwornie.  Ałć… Ale mam misję. Muszę to znieść.
To w ogóle nie jest wkurzające gdy nagle ktoś odbiera ci świadomość jakby cię walnął kijem do krykieta. – chwilkę czekałam na odpowiedź. Zaraz potem wpadłam na pewien pomysł - Może informacja za informację ?-
Dobra – zgodziła się po chwili namysłu – Co chcesz wiedzieć?
Kim jesteś.
Mówiłam ci. Sobą. – mogłaby skończyć z tymi durnymi zagadkami…
Moja kolej. – pomyślała wesoło – Jaka jest twoja misja?
To jest ściśle tajne. – rzekłam ważnym tonem – Nie mogę ci powiedzieć.
A jak ci powiem kim jestem, tak normalnie? – zagadnęła.
Ehh… No w sumie… Mogłabym się zgodzić…
No dobra… To kim jesteś?
Jestem Veruca Maledicta. Jestem Pierwszą Kompatybilną z systemem Skeshwacom. A to jest jeden z Komputerowych Światów Eksperymentalnych.
Wow… Aha… - Wow. Aha… Teraz to jest to co chciałam usłyszeć. Cała się cieszyłam. Wiem kim ona jest, ha  ha ha! Ale chwilę…
No to jaka jest twoja misja? – zapytała mnie. Nagle wpadła mi do głowy przerażająca myśl. Według moich akt, jestem jedną z tych niespotykanych szybkomyślących kobiet. Zrozumiałam jedną rzecz.
Czekaj, skoro to jest komputerowy świat eksperymentalny… To… czy ja istnieję? – gdy tylko o tym pomyślałam całe moje zachowanie się zmieniło. Oklapłam. Nie miało sensu być już sztywną i waleczną.
Ja… - Veruca wyraźnie się zmieszała – Nie wiem… Ja…
Chyba próbowała mnie pocieszyć. Nie udało jej się. Z resztą… po co. I tak nie istnieje, więc moje uczucia też.
Czyli kiedy otwieram zamykam oczy… To tylko ty istniejesz. Mnie już nie ma.
Ja… Tak. Tak właśnie jest. Skąd tak nagle to wiesz? – zapytała.
Nie miałam chęci wyjaśniać jej całego toku myślenia, albo nawet i całego mojego życia. Pomyślałam więc tylko.
Tak jakoś… Ale… Wygląda na to że nie żyję. Więc teraz mogę spokojnie wypełnić moją misję. Bez pchania się w szczegóły jak przetrwać i w ogóle…
Wstałam. Popatrzyłam jeszcze raz na pomarańczową plamę. Teraz wydawała się dziwnie przyjazna. Ładna. Czemu wcześniej nie zauważałam że pomarańczowy to taki śliczny kolor?
Nie wiem czy widzisz to co ja… Widzisz?
Widzę tylko obrazy o których myślisz.
No to… - pomyślałam o miejscu w którym siedziałam – Właśnie stoję na Wezuwiuszu.
Co?!
Myślałam dalej. Teraz o pomarańczowej, niegdyś tak przeze mnie znienawidzonej plamie – To jest lawa. A dalej… - teraz pokazałam jej widok na miasto u stóp wulkanu – są Pompeje. Mamy 79 r. n. e.
Co ty tu robisz?! – prawie wrzasnęła w mojej głowie. Chyba się tego nie spodziewała.
Wybuch Wezuwiusza został dziwnie powstrzymany przez osobę podającą się za Tkacza. I jest już tydzień po tragedii która miała się odbyć. A nie widzisz – tu znowu pokazałam jej widok w dół wulkanu – płomieni, popiołu i pyłu. Instytut Tianre-diisp odkrył to w XXXXIII wieku. Za pomocą jednej z wielu czasomachin wysłali mnie bym to naprawiła. W tym plecaku – tu pomyślałam o moim plecaku – mam 4 kilogramy najdoskonalszego do tego zadania ładunku wybuchowego – LONTE. Lava Only Needed To Explode.  Miałam to wrzucić do Wezuwiusza a potem wymyślić sposób na ucieczkę. Niestety… czasomachina popsuła się gdy tu wylądowałam. Nie mam jak wrócić. Myślałam że zacznę tu żyć, ale w tym wypadku…
Założyłam plecak na plecy.
Ale jakie to ma za znaczenie. Przecież ja nie istnieję. – pomyślałam.
Co ty robisz? – zapytała. Jakby jeszcze się nie domyślała. Przecież też musi być z tych Inteligentnych Kobiet. Inaczej by jej nie wysłali na ten Skeszwakom czy jak temu tam…
Podeszłam do krawędzi wulkanu i popatrzyłam w dół. Jak mogłam nie lubić pomarańczowego? Teraz wyglądał tak kusząco…
Nie… Bathildo.. Nie rób tego – teraz dopiero zrozumiała. Ale ja już decyzję podjęłam.
Tak to miało wyglądać.  – pomyślałam i przesłałam jej jeden obraz. Obraz pożegnalny. A zaraz po tym skoczyłam w dół, cały czas myśląc o jednym obrazie w mojej głowie – Tak to miało wyglądać.
Zamknęłam oczy.

Nie, nie… Nie, nie, nie, nie. Ona nie mogła tego zrobić.
VERUCO!!  - uderzył na mnie głos Sayera. To że blokowałam go od paru godzin wzmocniło jego myśl - Jesteś tam, Veruco?
Czemu ona to zrobiła? Dlaczego skoczyła?
Jestem. – pomyślałam.
Dlaczego? Dlaczego… Ona skoczyła. Ona nie była prawdziwa.. Ona nie istniała.
Jak mogła nie istnieć skoro była taka silna? Tak silna by upchnąć jeden obraz w moją głowę. Tak go zakodować, że mimo iż zamknęłam oczy nadal go widziałam.
Veruco. Ty cierpisz. Twoje odczyty… Wyciągamy cię z tamtąd. – ledwo co usłyszałam głos profesora.
Poczułam ciepło padającego na mnie światła. Myślałam że światło przegoni obraz, ale ono tylko je wzmocniło.
Wracałam do mojego świata widząc tylko jedno

 – szczęśliwe rzeczy, które już nigdy się nie wydarzą..

3 komentarze:

  1. Nie no ... ja już nie komentuje niczyich wpisów ... zazdroszczę wam wszystkim:). Lava Only Needed To Explode <- mom please :< wymienie kontener złota i diamentów za taki sprzęt....

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, ale... To już nie spotkamy lady Boom? O, a ja ją polubiłam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ŁoŁ... Trochę dziwne, że się tak łatwo poddała, czyż nie? ;) Ale faktycznie, to robi wrażenie. Ta dyskusja, wzajemne niedowierzania. Jak jedna przez drugą przeskakiwałyście. A teraz zostałaś sama, Veruco :< Na jak długo?

    OdpowiedzUsuń