sobota, 8 grudnia 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 8 grudnia 2012



Nie było mnie. Długo mnie nie było z powodu pozytywnego, choć bardzo męczącego i chwilowo do tłumaczenia wystarczająco niejasnego.
Zajmijmy się lepiej tym, co się z każdą godziną i minutą staje bardziej jasne i przekonujące, a mianowicie wynik rozpoczętej niegdysiejszo ankiety na temat tego, na ile i jak bardzo słusznie pan John Cleese był w jednym z bondowskich odcinków twarzą słynnego Q. Czy naprawdę przypomina Q? A może to James Bond przypomina liczbę 7 (na przykład w Cassino Royale, jak go mocno poobijali)?
Tak więc, Szanowni Państwo, rozwiązanie tajemnicy Q jest takie, że większość ankietowanych... żąda, żeby nie mówić do nich zboku! Tak, moi Drodzy, też tego nie rozumiem, cokolwiek ma ten piernik (tzw. Cleese) do wiatraka. Nie da się ukryć, że na początku przez sporą część miesiąca, prowadziła całkiem inna odpowiedź i wszystko wskazywało na to, że za niepodobieństwo (a jednak!) wymienianego tu komika do wymienianej tu litery obarczone zostaną wady nie pierwszego, a drugiego, tj. z Johnem jest wszystko w porządku, to Q ma ze sobą problem. Ta koncepcja jednak przegrywa jednym głosem z treścią upraszającą o elegantsze zwracanie się (sześć do siedmiu). Co właściwie i tak nie jest złym wynikiem w porównaniu z zupełnie niedocenionymi hipotezami o podobieństwie Johna z bo... znaczy... z profilu, czy też innych powiązaniach znakowych pozostałych bohaterów cyklu Jamesa Bonda.



Choć też warto zwrócić uwagę, że sporo osób jest w zupełności zadowolonych z obecnego stanem rzeczy - dwie sztuki uważają, że Q tego rodzaju zaspakaja ich potrzeby, a cztery, czyli aż 18% jest całkowicie kontent. Jeśli jednak ktoś jeszcze jest niekontent i chce wpłynąć na wynik głosowania, a przy tym nie przeszkadza mu, że ktoś nazywa go zbokiem, to ma jeszcze na to kilkadziesiąt minut.
W końcu, jak powiedziała to dzisiaj nasza prowadząca ze szkoleń na temat pozycjonowania stron, najważniejszy jest kontent:
<meta content='IE=EmulateIE7' http-equiv='X-UA-Compatible'/>
<meta content='width=1100' name='viewport'/>
<meta content='text/html; charset=UTF-8' http-equiv='Content-Type'/>
...

Ja osobiście nie miałam nic przeciwko, kiedy prowadziła wersja utrzymująca, że przyczyna tkwi w tym, że to Q nie jest podobne do Johna - dawało to niezwykły przekrój na temat nastrojów społeczeństwa polskiego XXI wieku. Wszak świat zmienia się i idzie do przodu, dlaczego więc w erze gigabajtowej digitalizacji satysfakcjonować nas ma tradycyjny minimalistyczny alfabet łaciński? Czyż nie dałoby się zmodernizować twarzy alfabetu, by bardziej odpowiadała potrzebom dzisiejszego odbiorcy? Czy nie możnaby poświęcić kilku liter czci większym mężom stanu, na przykład Newtonowi, Cezarowi i Królikowi Bugsowi? Czy wykrzyknik nie mógłby być oddawany wizerunkiem wiecznie wrzeszczącego polityka*? Czy wreszcie takie Q faktycznie nie mogłoby przypominać Cleesa?
Wierzę, że tak, że ministrowie wciąż dumnie i odważnie reformujący polską edukację, media i inne dziedzictwa narodowe zrozumieją mój apel i wyjdą przyszłości na oścież.
Skoro tak, to ja rezerwuję A dla Douglasa Adamsa No i oczywiście D dla Doctora :D I C dla Carla Sagana. I...
Ale dobra - najpierw trzeba to zrobić. Bo jak na razie to owszem, niby możemy sobie zafundować nietypowe czcionki, ale ja znalazłam tam tylko takie z motylkami i kotkami. Znajdzie mi ktoś czcionki z Johnem Cleesem? Charlie Chaplin ewentualnie też może być.

Ale nie, nie to jest teraz najważniejsze. Znaczy: dość ważne, no bo cóż może być bardziej ważne niż nowe fonty dla naszego świata? No na przykład nawiedzona kopia słynnej znawczyni restauracji dążąca do władzy nad światem.
(Od pół roku zmagam się z wyzwaniem wysłownienia tej treści w sposób, który nie brzmiałby tak idiotycznie jak wychodzi to w warunkach standardowych, ale na razie jest 3:1 dla sił ciemności. Inni superbohaterowie jakoś mogą mieć normalnych antagonistów... )

Na czym skończyliśmy..? Aha - Tesco, ziemniaczki, wreszcie szpiegostwo i wielka tajemnica sufitowa Mańka...

Coś... coś naprawdę... nie umiem tego opisać, więc serio: muszę wam to pokazać... huczały mi w głowie jego ostatnie słowa, kiedy w grupie całej towarzyszącej mi trójki wpatrywałam się ultrabadawczo w sufit. I oczywiście nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez parę minut faktycznie nie umiałam dobrać słów, sprawiając, że ja i moi koledzy czyniliśmy konsekwentny korek na drodze innym zakupoprzechodniom**.
- To jest... Naprawdę... Faktycznie, to jest... nie wiem, jak to powiedzieć... - gapiłam się jak głupia. - Jakim sposobem te kartofle się tam przykleiły?
- Stawiam, że dostały się tam wtedy, kiedy Zbigniew się na nie rzucił - odpowiedział Jędruś.
- To była próbna konsumpcja! - obruszył się natychmiast nasz szalony licencjat. - W celu oszacowania zawartości ziemniaka w ziemniaku i dobrania właściwości...
- Tak, tak, a ziemniak siedzi i przykleja się do sufitu! - przerwałam mu. Mój wzrok odkleił się od niego, jednak ziemniaczki nadal tam wisiały.


stąd
Świstak swego czasu robił podobnie.

- Jeśli ma ochotę... - rozłożył ręce Zbigniew.
- Jak ziemniak może..! - Maniek popukał się w głowę, że ziemniak zdecydowanie nie może.
- Nie odmawiaj ziemniakom własnej osobowości! - naskoczył na niego Jędruś, który w tej chwili gotów byłby z pewnością zawalczyć o ich prawa do głosowania.


stąd
Ziemniak marzy, żeby być gliną.

Kątek oka wypatrzyłam, że jeden ze znajomych nam już ochroniarzy tescowych zaczyna mieć na nas baczenie.
- Uspokójcie się natychmiast - warknęłam do nich wszystkich. - Zachowywalibyście się czasem przy ludziach jak superbohaterowie!
- Ale ja nie... - zaczęli chórkiem.
- No to mówię, żebyście się zachowywali, a nie nimi byli! - i dla animuszu. - Jędruś, gdzie twój miotacz kapust pekińskich?
- Oddałem do pasto... - zaczął, ale nagle umilkł. Słusznie: ktoś nagle się za nami pojawił. Ktoś taki, że od razu musiałam zmierzyć go w tę i z powrotem wzrokiem (nieznajomego, nie cyklopa).
Niessamowita moda. Jeśli ktoś chce stać się niezauważalnym tajnym agentem, odziewa się w długi do ziemi czarny płaszcz, ciemne okulary na pół twarzy i zaciąga kapelusz (zgadnijcie jakiego koloru?) za nos.
Może zapomniał czapki niewidki..?
- Agent 666 Heniek - jak przystało na tajnego agenta facet wyjawił pełnię swoich personaliów natychmiast po poznaniu.
- AstroGirl, superbohaterka... - wyjąkałam wyciągając dłoń na powitanie, ale widocznie ta należąca do niego zaplątała się w płaszczu (załóżmy).
- Posiadam dla was instrukcje - zaczął.
- Super, ale... - uśmiechnęłam się, ale coś od razu nie dało mi spokoju. - Jak można posiadać instrukcje? To głupio brzmi. W polszczyźnie raczej...
- Chodźcie za mną - przerwał udając kamienną minę niewzruszoną cudami filologii polskiej.
No to - chodźliśmy. Nasz przewodzący, znaczy: Heniek rozejrzał się elegancko i lekko pochylony poprowadził naszą czwórkę pośród niezważających na nic zakupozdobywaczy***.
A tam był... Nie! Tam był teleport! Taki..! Tego! Prawdziwy, kolorowy! Pozłacany taki! Nigdy nie właziłam do teleportu! A teraz wlezę! I powstrzymam koniec świata!


Tak, znowu przerwa
O czym jeszcze... A, zapomniałabym:
[8. Doktor] Dark Eyes
Pewnie nie ma wśród czytelników nikogo niezorientowanego, więc: co o tym myślicie? Przyznam się, że widziałam kiedyś zdjęcie McGanna w czymś, co podpisano tam nowym image'em, ale nie spodziewałam się, że sprawy naprawdę pójdą w tym kierunku. Nawet nie obchodzi mnie, jakie mają być te odcinki (szczerze: nie czytałam jeszcze artykułu! Typowe dla mnie!) - wystarczy mi, że Paul wreszcie doczekał się tego, na co czekał... <liczenie in progress> szesnaście lat (!). Nooo i że zgodnie z jego życzeniem (z Wikipedii) obyło się bez perułki.
A co to naprawdę będzie? A kto to wie... Do kanonu pewnie już i tak się nie wciśnie, choć czasowo niby tyle miejsca.


I na zakończenie - żart-cytat z reklamy Almette:
- Tato, a co to są konserwanty?
- Nie wiem, kochanie.
- A zagęstniki?
- Nie wiem.
...
Z offu: Nie musisz wiedzieć. Starczy, że my wiemy :)


A teraz zatańczymy. Z okazji czegoś pozytywnego, choć bardzo męczącego i chwilowo do tłumaczenia wystarczająco niejasnego:



____________________
*Znaczy: rozumiem, że kandydatów byłby aż nadmiar - to tylko barwny przykład.
**Co co ciekawe przeszkadzało im o wiele bardziej niż widok wielkiego zielonego cyklopa wgapionego razem ze mną w sufit. Widocznie była akurat jakaś promocja.
***To musiała być baaaaardzo duża promocja. 150% obniżki jak w mordę strzelił.

3 komentarze:

  1. ja się pochwalić że to ja oddałem decydujący głos na "nie mów do mnie zboczku" i to dzięki mnie świat jest mniej z boczku, dlatego roszczę sobie prawa do "M"(bo przecież każdy wie że to skrót od "Mój Boże! To znowu ten idiota!"- jak wiemy najbardziej należy się on mnie).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tyy, ja byłam za tym, że to Q nie przypomina pana Cleese'a! :D
      Uwierz, bardzo tęskniliśmy! Postaraj się teraz dawać znaki życia częściej. :)

      Usuń
    2. Ależ Mythu, świat stał się mniej "z boczku", ale przez to mniej pro stała się odpowiedź, mogąca zdopingować naszych kochanych ministrów do reformizacji przestarzałego alfabetu :> Tak więc - niestety, jak wielkim i dobijającym idiotą byś nie był i jak wiele światów byś nie zdemolował próbując je uratować, z twojego własnego "M" może nic nie wyjść :>

      Postaram się, Sektencjo, choć jeszcze nie wiem, z jakim skutkiem ;p

      Usuń