piątek, 24 sierpnia 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 24 sierpnia 2012



Sprawa się skomplikowała.

W tej chwili Cat Womem leży sobie nie za bardzo przytomna pod kawałkiem głazu w kształcie gumowej kaczuszki (tudzież gumowej kaczuszki w kształcie głazu). Ja natomiast siedzę obok wciśnięta w niedużą szparkę, która jakimś cudem ocalała z tego, co się tutaj niedawno działo, i korzytam z przypadku, że półtora z dwojga moich rąk było w stanie przecisnąć się do klawiatury stojącego metr dalej serwera, który jeszcze nie dawno próbował zniszczyć Wszechświat...
Ale za to ma Internet, taki normalny i duży, więc go jednak lubię.
Idzie ciężko, bo jest i ciemno i ciasno i mniejsza połowa klawiatury jest zasypana piachem od lewej strony począwszy aż do litery F, ale radzimy sobie.
Hmm... No więc jak by to wyjaśnić...
Zaczęło się mniej więcej tak, że (kiedy znalazłyśmy się już bliżej niż dalej, jako że pozostawiłyśmy za sobą i żabę i pana Czesia (nie mylić z panem Ryszardem) improwizującego przy organach, a nawet prastarodawne hieroglify przedstawiające kulty czci wobec kostki bulionowej) podejrzenia Cat Womem wzbudził głaz wyglądający jak gumowa kaczuszka, więc postanowiła podważyć ją łomem. Jedna część ściany zawaliła się blokując nam drogę powrotną, a druga odsłoniła jakąś starą nawiedzoną serwerownię. Odbijający się w tamtą stronę głaz w kształcie gumowej kaczuszki odbił się i robiąc parę artystycznych a znamiennych wygięć na przegubie główno dowodzącego komputera spowodował (tak sądzę), że ów komputer zaczął odliczać wstecz od liczby 351 powtarzając co jakiś czas bez przekonania ile to i czego zostało do całkowitej destrukcji Wszechświata. Co jakiś czas wspominał co prawda o latających sosach ogrodzeniowych i błędach dzielenia przez ogórek, ale nie to było ważne - trzeba było działać! Ruszyłam się więc, rozpędziłam więc i...
No. I oto jestem. Cat Womem nadal się nie ruszała, a szkoda, bo gdyby nie ona, miałabym lepszy dostęp do myszki. Następnym razem jej nie zabiorę.
Tak sobie więc siedziałam i próbowałam wymyślić coś ciekawego na wpis.
Hmm...

Oglądaliście ostatnio Flinstonów? Pomijając fakt, że cały obraz będący wizją ludzi żyjących we "współczesnych kamieniołomach" jest cokolwiek intrygujący, warto zwrócić uwagę także na wątki poboczne. Przykładowo na samym końcu, tuż przed napisami pojawia się sentencja: Podczas kręcenia filmu nie ucierpiał żaden dinozaur.
O ile jest to informacja dobroduszna i pełna szacunku, o tyle ja się pytam: to z czego w takim razie były tamte żaberka, które pojawiają się w jednej z ostatnich scen, kiedy państwo Flinstonowie wyjeżdżają z kina (po seansie na temat ich samych?)? Bo chyba nie z kurczęcia, skoro ich wysokość wynosiła nie mniej niż półtora metra i przewróciła samochód państwa. Wśród moich niesuperbohaterskich rodziców przewinęło się kilka teorii takich jak skrzydełka syntetyczne, a także ta, że naprawdę nie były one skrzydełkami, a gramofonem, największe uznanie zdobyła sobie jednak ta, wedle której dinozaur został zamrożony na czas filmu, a jego żeberka tymczasowo wyjęte i jedynie zaprezentowane celem włożenia ich z powrotem.

Jakiś dzwięk się rozszedł. Rozejrzałam się. Aaaa, to tylko Cat Womem zaczęła chrapać. No cóż, myślałam, że przynieśli pizzę.

Inna rzecz... Inną rzeczą, która ostatnimi czasy przyciąga moją uwagę jest niezwykle głęboka reklama sprayowej ochrony przed potem. Za każdym razem, gdy mam z nią styczność, jestem zachwycona, gdyż sama nigdy nie uwierzyłabym, że Ziemianie mają w sobie tyle dojrzałości, żeby reklamować taką ochronę. Moje wątpliwości wzbudza jedynie dyskryminacja mniejszości takich jak podróżnicy w czasie - wszak jeśli ktoś chce odwiedzić przeszłość, to potrzebuje ochrony nie przed potem, a przed przedtem. Słyszał ktoś o ochronie przez przedtem? Po zastanowieniu jednak doszłam do uspokajającego wniosku, że przecież wydarzenia można określić mianem przedtem tylko w przypadku, kiedy należą do przeszłośći, a kiedy odwiedzamy przeszłość, to one automatycznie przestają nią być. Wręcz przeciwnie - jeśli lądujemy w danej teraźniejszości, to cała przeszłość, która może nam zagrozić automatycznie staje się naszą przyszłością i trzeba zaliczyć ją do potem.
Innymi słowy: przedtem nie jest groźne, można chronić wyłącznie przed potem :)

A pozostając w temacie podróży w czasie, astrofizyki i skracaniem długości, względem których poruszamy się ze znaczną prędkością - kto oglądał wczoraj Teleexpress?


stąd

I patrzcie, patrzcie na to, jakie ładne! Prawda?
Awww, zrobię sobie K9.
Jak tylko stąd wyjdę i będę miała pod ręką jakąś kolorową drukarkę. Ewentualnie jakąkolwiek drukarkę. Ewentualnie ołówek.


Ha, znalazłam!



Całkiem nie mogłam sobie przypomnieć tytułu tej piosenki, którą kiedyś pokazywał mi Super Informatyk. Na szczęście Google zareagowało, kiedy zaczęłam dopytywać o teledisc z two girls, które były crazy. Na szczęście, bo jak bym musiała bardziej się rozwodzić w języku language, to bym pewnie prędzej czy później trafiła na literę Q, której nie byłam w stanie dosięgnąć nawet przy skręceniu głowy o 195 stopni (nie, nie Celsjusza), więc się cieszę.
Dobrze, że z W jakoś poszło...

4 komentarze:

  1. Ochrona przez przedtem... Powaliło mnie na kolana... Leżałam i śmiałam się ze śmiechu...

    Ciekawa jestem czy Doctor ma spray do ochrony przed przedtem... :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Doctor już dawno powyłączał wszelakie zabezpieczenia z TARDIS, z poduszkami powietrznymi włącznie ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja oglądałam dzisiaj Flinstonów ;D Ale nic nie pisało o dinozaurze. Chyba zaczynam ślepnąć. :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, powinno być widoczne. Chyba że to jakaś wersja pocięta. I ja oglądałam ten film, w którym Fred dostał awans, bo Barney podmienił testy, które pisali.

      Usuń