wtorek, 21 sierpnia 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 21 sierpnia 2012



Przy okazji ostatniego wpisu Detektyw Sektencja wysunęła oryginalne przypuszczenie - czy pan właścicielorestauracyjnokucharz może być szukanym przeze mnie Dirkiem Gently we własnej osobie? Szkoda, że żeby skonsultować się z nią przy pomocy wpisu musiałam opuścić ową restaurację, bo bym się wzięła tego pana zapytała. Tak to jest z książkami, że człowiek je czyta i niekiedy zna na pamięć, a nie jest w stanie ogarnąć, jak jego idol wygląda. Czy Dirk w ogóle wie, że go szukam? To jest trafne pytanie, zdaje mi się. Pożytku z niego nie ma, ale jest trafne. A czy Dirk mógł pałętać się po restauracji, skoro obsługująca ją kelnerka stwierdziła, że już wyszedł? Czy można podejrzewać o bycie nim kogoś tylko dlatego, że miał okulary wypasione szerokościowo prawie niczym Stępień* z 13 posterunku, hobbystyczne podejście do piwnic i sympatię do pizzy?
Sama lubię pizzę.
Jedno wam powiem: nie było wściekle ciemnoczerwonego kapelusza. I krawata, który wespół z koszulą przeprowadzałby desant oczopląśny na ludzkie gałki oczne. Powiem więcej: była muszka. Muszka <fail>
Nie no, ale ja chcę ten jego kapelusz zobaczyć, no! Dirk swoją drogą, ale kapelusz musi być! -.-

W najnowszej komentarzowej wymianie zdań pojawia się jeszcze sugestia ze strony naszej Detektyw, jakoby dobrym posunięciem byłoby zabranie niezidentyfikowanego obiektu dirkopodobnego ze sobą. A co tam, jak szaleć, to szaleć - następnym razem tak zrobię, choćby padło na manekina wystawowego. Tudzież jakiegoś pana od ulotek. Choć z tym pierwszym pewnie mogłoby być trudniej, bo by się bronił.
Aszszsz, znowu gadam od rzeczy.

Od wczoraj zajmowałam się tym, co planowałam, tj. najpierw zlokalizowałam wszystkie restauracje, które nawiedza... w których bywała pani Gessler, a następnie poprzelatywałam ich piwnice w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, czy są one odłączne czy też nie. To drugie zadanie było nieco trudniejsze - trzeba przyznać, że właściciele restauracji krzywo patrzyli i niechętnie godzili się na to, żeby jakaś różowa superbohaterka (i to jeszcze bez szyldu!) latała po ich podziemnych włościach w poszukiwaniu niewiadomo czego (znaczy: ja naprawdę umiejętnie udawałam, że wiem, czego/kogo chcę szukać, więc nie wiem, o co im chodziło, widać mówili o sobie). Dodam: latała z prędkością odpowiednio superbohaterską, a przy tym bez rejestracji. Co nie znaczy że zadanie poprzedzające było dużo prostsze - wejdź, zapytaj o panią Gessler, wysłuchaj zdziwienia, popraw się na machające szponami mroczne plotące bzdury straszydło sygnujące się jej nazwiskiem, wysłuchaj już w pełni sformatowanej odpowiedzi, wyjdź, czynność powtórz (w innej restauracji ma się rozumieć). I tak około trzydzieści osiem jadłodajni, tak więc wczorajszy dzień przebiegł nadzwyczaj rozrywkowo i nieprzewidywalnie (O, to ktoś się zadławił, że pani superbohaterka będzie ratować?, Nie, psze pana, ja tu przyszłam manekina odnieść z powrotem.).

Koniec końców jakoś wszystko się udało i namierzyłam budowlę, w której zdaje się, piwnica nie ma kompleksu korytarzowego z dostępem do własnej żaby i innych udogodnień. Tak więc pojawia się tajemnica, którą trzeba zbadać. Tym razem jednakże nie zabiorę się do tego w dzień (żaden tamtejszy pracownik nie będzie mi przeszkadzał) i nie sama - udało mi się namówić do pomocy starą znajomą Cat Womem. Znaczy: nie Cat Woman, że tamta co kica po dachach w lateksowym ciuchu w kształcie kota, ale Cat Womem. Chodzi o to, że ona tym łomem wyciągała koty z pralek, sejfów i innych pasjonujących miejsc, do których zwykną wpychać się koty tuż przed wciśnięciem przycisku Start/Play/Record/Konwertuj na pudla... no, rozumiecie. Bronią Cat Womem jest więc nadzwyczaj wszechstronny i wszędobylski ket-łom, który nie służy jedynie do włomowywania się do kotów, a jak mniemałam, także do tajnych przejść z jednego korytarza piwnicowego, do jego, bardziej tajnego, ciągu dalszego...
Życzcie mi szczęścia.

Nadało mi się dzisiaj z dawno już oglądanego confidentiala z The Next Doctor:



Nie żeby coś, ale szukając tej piosenki odkryłam zupełnie bez rozglądania się, że ten właśnie zespół, Coldplay, posiada piosenkę pod tytułem... 42. No dajcie spokój...
A czekajcie, całą playlistę ich podrzucę. Który numer na liście ma ta piosenka? Na ósmym czy oślepłam?
Heh, coincidences.
Na szczęście orginalny układ na płycie jest już zupełnie inny. Pewnie jestem przewrażliwiona.

____________________
*Dobra - nie niczym Stępień, ale niczym okulary Stępnia. Już kiedyś mówiłam, w polonistyce też powinny być nawiasy. Or something.

3 komentarze:

  1. Och, nic nie zdarza się przypadkiem. Cały zespół na pewno chowa w szafie wszystko czego się boi i chodzi w czerwonych fezach i pasiastych szalach. :)
    Czas okaże, czy to na pewno był Dirk ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam zamiaru zaglądać do ich szafy O.o

      Usuń
    2. I masz rację! :O Nie wiadomo, czego się boją.

      Usuń