niedziela, 22 kwietnia 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 22 kwietnia 2012



Jakaś bitwa i terroryści u Mytha, jakieś nie dzwonienie budzików u Super Informatyka (przecież wiadomo, że dwa rozpędzone Clocky zderzyły się czołowo), jacyś zardzewiali ludzie, jakiś Zły Ktoś, napęd nieprawdopodobieństwa, kaktusy udające choinki... I rzekomo ja tam byłam? Nie żeby ten, ale ja nic nie pamiętam! Najwyżej WC, ale w nieco innym kontekście...

I do tego oni plączą się w zeznaniach - nawet liczba o się nie zgadza!
Nie, nie, nie. Było zupełnie inaczej. Ale to jest długa historia, więc opowiem w dopiero w najbliższym czasie.

No że tak powiem... Znowu nic ciekawego się u mnie nie zdarzyło. Już myślałam, że nie będzie całkiem o czym pisać, kiedy się dowiedziałam, że zdarzyło się u mojego taty, który, choć nie jest superbohaterem, ma warsztat, i czasami przylatują do niego dość dziwne osobistości...


stąd

W zasadzie nie jest to znowu widok taki znowu powalający (zachody słońca bywają dużo lepsze) i gdybym pisała o każdym UFO, które ląduje w naszym zbożu (odmiana pospolita UFO) lub podwórku (trudniejsza do uprawy odmiana egzotyczna), to by się nudno tutaj zrobiło. Ci jednak panowie, którzy nawiasem wyglądali tak:


stąd

czyli całkiem sympatycznie, nie licząc skojarzeń z Krzysztofem Ibiszem. Tak więc ci panowie mieli uszkodzony swój statek i jego system nie tylko w takim stopniu, że nie mogli wrócić do domu i zaparzyć herbaty, ale też, że kompletnie wysiadł im translator. No, nie kompletnie, niestety. Widzieliście, kiedy kosmitów, który w kółko gadają o kiełbasie, lajkonikach i jakiejś Małgośce, i to jeszcze z takim przejęciem? Trzeba było więc poświęcić dodatkowe kwadranse na doprowadzenie do stanu używalności tę, być może mniej praktyczną część statku, bo sąsiedzi się skarżyli i kogut bał się piać. A zresztą może i dobrze, bo jak pies zaczął szczekać, to tłumacz zrobił z tym coś takiego, że myślałam, że włączyło się radio rydzykowne.
Dlaczego w takim razie sąsiedzi gadali do rzeczy? Nie wiem. Właśnie to przerażało mnie najbardziej - ich słowa musiał przełożyć najgorzej.
Na szczęście, o ile rano przylecieli (czy raczej spadli), na południe wszystko już było gotowe. Pies nadal szczekał, sąsiedzi nadal gadali o innych sąsiadach, a nie o czymś, co możnaby nazwać konstruktywnym marudzeniem. Tyle że sami właściciele tłumacza gadali teraz o sorbetach pomidorowych i czeskiej giełdzie. Ani ja, ani tata nie mieliśmy pewności, jak na to zareagować, więc przyjęliśmy, że widocznie lubią pomidory, a tata przeszedł od razu do właściwej roboty, żeby jak najszybciej umożliwić klientom rozmawianie o pomitorach w miejscu bardziej ustronnym.
Na szczęście tu już poszło z górki - kolumna dysperysyjno-intergalaktyczno-ramieniowo-szafirowo-całkowniczy była jedna z pierwszych rzeczy, którą sprawdziliśmy (podłączjąc ją w ramach sprawdzenia do lodówki), a jej wymiana należała do typowych operacji, na które podróżnik komita musi być gotowy. Zieloni goście stosunkowo szybko więc wrócili do siebie, wspominając na odchodne coś o batutach.

Z cyklu Głupich Pytań:

Ryby oddychają:
a) wodą
b) tlenem
c) wodorem




1 komentarz:

  1. Liczba 'o' mogła się pomylić, bo te 2, które ucierpiały od Wskaźnika Zła były z nami, ale nie brały jeszcze udziału w akcji. Możliwe też, że Wielki Zły Ktoś zmodyfikował nam wtedy pamięć.
    Co do zderzenia dwóch rozpędzonych Clocky'ch...całkiem prawdopodobne. Wtedy kłóciły się, kto wzywa policję, kto był na podporzadkowanej, kto wymusił... Nie licząc małego drobiazgu, że w moim pokoju jest tylko jeden. Chyba, że też miał napęd nieprawdopodobieństwa, dzięki któremu...dobrze, już dobrze, idę spać

    OdpowiedzUsuń