Szczecin, park i pociągi.
Dzień Wielkiej Misji ! Wstałem minutę przed zadzwonieniem wszystkich dwóch budzików. Musiałem się szybko ogarnąć więc wskoczyłem do pralki, ustawiłem na szybkie pranie z podwójnym wirowaniem i płukaniem, dodałem też opcję woskowanie karoserii. Po 20 minutach byłem idealnie wyprany, wypucowany i miałem nawoskowany kostium żeby robił większe wrażenie. Gdy dotarłem na miejsce wyjazdu okazało się że pomyliłem rakietę którą miałem lecieć z pociągiem (ale to nie moja wina że pociąg przyjechał za wcześnie i miał graffiti z napisem "rakieta", a rakieta którą miałem lecieć się spóźniła i przyleciała w momencie jak odjeżdżałem pociągiem). Najbardziej się zdziwiłem i zmieszałem gdy zamiast seksownej Hostessy z rakiety przyszedł łysawy konduktor i powiedział że pomyliłem środki komunikacji. Na szczęście wymienił mi bilet.
Po drodze spotkałem 48 krów !!! tak ! pierwszy raz w życiu widziałem prawdziwe krowy (ale i tak to niezłe kłamstwo bo jadły trawę 500m ode mnie - więc w sumie nie przyjrzałem się za bardzo), tzn najpierw 38 a 100 km dalej było jeszcze 10. Widziałem też 150 km lasów, łąk, rzek i pól. Widziałem też zardzewiały wagon pełen zardzewiałych ludzi czekających na powrót do domu. Widziałem też genetycznie zmodyfikowane kaktusy udające choinki. Trochę Odry i różyczki.
Na miejscu czekał na mnie Super Informatyk Artoo_o_or, rozpoczęliśmy poszukiwania reszty ekipy. Przy okazji Artoo_o_or zostawił na dworcu skaner schowany w reklamówce z szalikiem, i wrócił po niego gdy ja wymieniałem w kasie bilet. Powróciliśmy do poszukiwań reszty ekipy i okazało się że Laura i C-Lin-A są w samochodzie Strażniczki Szczecińskiego Texasu. Podchodzimy do auta wraz z Artoo_o_orem, Strażniczka Szczecińskiego Texasu kazała mi wsiąść do samochodu, przesłuchała mnie, spisała dane osobowe (ciekawe czy tak robią z każdym i za każdym razem). I po całym przesłuchaniu zostałem wypuszczony z zakamuflowanego radiowozu Strażników Szczecińskiego Texasu. I już mogłem się przywitać z Laurą i C-Lin-A'ą. Z resztą oddziału spotykaliśmy się pod KFC w Galaxy.
Gdy dotarła reszta obmyśliliśmy plan, poudawaliśmy pociąg i pojechaliśmy szukać domniemany sprzęt do zatrzymania Ziemi. Po drodze musieliśmy się rozdzielić z powodu zagrożenia bombowego w jednej z katolickich szkół. Więc tylko ja, Astrogirl C-Lin-A i Artoo_o_or pojechaliśmy do Parku Kasprowicza, sprawdziliśmy czy lodziarze nie są antarktydzkimi terrorystami (w końcu kto inny by chciał zatrzymać Ziemię - oni po prostu chcą lato cały czas). Potem czekaliśmy na pozostałą część zespołu. Gdy znów zebrali się wszyscy C-Lin-A została oddelegowana do rozładowania korku na intergalaktycznej autostradzie. A my zagubiliśmy się trochę w przestrzeni, na szczęście potwornie zdziwiony i wystraszony sprzedawca z pseudoŻabki powiedział kiedy jesteśmy. Potem oddział znów się podzielił i wraz z Astrogirl i Artoo_o_orem wróciliśmy pilnować parku. Dopiero po jakimś czasie okazało się że cała maszyna jest ukryta w minigalerii handlowej nieopodal. Artoo_o_or wykrył że tablica rozdzielcza sterująca znajduje się w pobliskiej ubikacji. Dezaktywował ją i zauważył że są dwa przekaźniki. Szybko pobiegliśmy tam z Astrogirl i je wyłączyliśmy. Ziemia znów ruszyła, świat znów uratowany.
Już miałem wracać na pociąg powrotny ale Astrogirl zaproponowała żebym pojechał następnym i obejrzał zachodzące słońce (tzn obracającą się Ziemię). Więc zostałem, siedzimy i gapimy się w słońce i nagle przybiega reszta oddziału (oprócz C-Lin-A'y bo ona ciągle odkorkowywała zakorkowany korek). Posiedzieliśmy, odprowadziliśmy Astrogirl na Astrobus do jej domu (prawie zakuwaliśmy ją na śmierć [albo na trwałe uszkodzenie zdrowia]). Potem poszliśmy coś zjeść, bo byłem głodny, a potem odprowadzili mnie na peron. Wsiadłem do pociągu i wróciłem do domu.
Piosenka dnia :
Dobranoc :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz