Dzisiaj miałam ciekawą sytuację - do zrobienia w zasadzie same pisarskokomentatorskie rzeczy i wszystkie na wczoraj. Po pierwsze tradycyjnie To dziwne uczucie, którego oczywiście wciąż nie dopisałam, ponadto komentarz do najnowszej części opowiadania Vampirci (a nawet dwóch ostatnich jak teraz widzę!), poprawki do opowiadania Oliviera Piotrowskiego, odpisać Capitano Senseschi, Niessamowitemu Profesorowi oraz Nieposkromionej, w tym najlepiej jeszcze coś napisać dla tych dwóch pierwszych... Do czego jeszcze około południa doszła mi pisanka Kitiny do pokomentowania :) Ile z tego zrobiłam? Hmm... W zasadzie tylko faworki...
Ale jak już zrobiłam, to zrobiłam! Takie wyszły super brązowe i naburmuszone. Mam nadzieję, że Wy też mieliście dużo takich fajnych rzeczy, bo inaczej w tej chwili narobię Wam apetytu:
(A to ostatnie to tak się artystycznie zamierzyłam, że aż się bałam, że nagle ktoś wejdzie do kuchni )
Wybranym przepisem była, zgodnie z założeniami, aproksymacja trzech wczoraj poznanych, czyli:
- 2 szklanki mąki
- 5 żółtek
- 5 czubatych łyżeczek śmietany 18%
- ze trzy łyżki octu
- i olej do smażenia oczywiście
Aż obiadu nie jedliśmy tak wszystkim spasowało! Ze cztery talerze tego wyszły, przez co po połowie godziny w każdym większym pokoju były chrusty.
A, i jeszcze jedna śmieszna sprawa, zanim przeszliśmy do faworków...
Wczoraj cieszyłam się, że znalazłam kolejną gazecianą reklamę Media Markt (Nie) Dla Idiotów (które wyklejam sobie na ścianach, w końcu każdy superbohater musi mieć jakieś hobby), a dzisiaj mama wraca z zakupów (pączków oczywiście ;) ) i mówi z radochą Masz tu Desmonda:
Bo w serwisie simplusowym akurat była to jej dali oczywiście. Ojej, Desmond XD W ten sposób mam kolejny wizerunek do kolekcji - oprócz innego papierowego z serwisu z takim wyraźniejszym zdjęciem, bez okularów + jednego ze wcieleniem od którego się wszystko zaczeło, w okresie występowanie którego nie odwiedzałam naprawiaczy, ale na szczęście udało mi się je dzisiaj znaleźć tak o, w Internecie:
Tak, tak, fajnie by było wydorośleć, ale co zrobić, jak mi głupawka sama wychodzi
Ale przynajmniej teraz każdy będzie wiedział, jak wygląda jego twarz. Oraz, że to niezupełnie o twarz chodzi.
Jak już jesteśmy przy Simplusie - to właśnie dziś skończyła się nam umowa modemowa. Hip hip hurey, w końcu i bez tego owe urządzenie leży od paru tygodni odłogiem (jakby ktoś przegapił tu mam wpis). Siostra, która nie jest superbohaterką mogłaby wreszcie przestać patrzeć z błyszczącymi oczami na mój, jedyny w domu działający, komputer. Ostatnio w którymś fochu palnęła, że wcale go nie potrzebuje. No to luz, ja się nie będę narzucać - po prostu poczekam aż poprosi. Co prawda moja siostra prosząc przypominałaby chyba błagającego niszczycielskiego Daleka z odcinka Wielki Wybuch (z serialu Doctor Who ma się rozumieć ), jednakże Facebook sam na siebie nie wejdzie i coś musiała wymyślić.
Skończyło się na tym, że teraz zastanawiam się, co napisać z jej profilu do znajomych, żeby było śmiesznie, ale nie chciała mnie zabić (jak to Dalek). A tyle jej mówiłam, żeby się wylogowywała... Może jakieś propozycje notatki, wydarzenia albo czegoś takiego?
A wracając do modemu okazało się, że... możemy się nim bawić jeszcze do 8 kwietnia - i co wy na to? Albo lepiej: co tamten "Dalek" na to...
W związku z entuzjastycznym przyjęciem kurczaczków przez wązkie grono czytelników, postanowiłam niniejszym (jakoś tak się dodaje to słowo, choć nie wiem po co) zapoczątkować zdjęciową Kronikę Kurczęcą.
Tak więc dzisiaj II część kroniki: W trybie suspend.
A do posłuchania - jedna z nielicznych piosenek, która jak się niedawno dowiedziałam, podoba się jednocześnie mnie i Super Informatykowi. Jemu zapewne tak o, a u mnie - w trochę bardziej skomplikowany sposób. Była to mianowicie w ogóle pierwsza polska piosenka, jaką uznałam za ładną. Cóż, w latach 90-tych nie było za dużo piosenek, które kilkulatka mogłaby uznać za ładne: wrzeszczany Konik na biegunach, ponure Śpij kochanie, śpij, jęczące Nobody... A tu nagle takie marzycielskie Poskładam wszyskie szepty, w jeden ciepły krzyk i nie wiadomo, co się dzieje. To było tak wdzięcznie sensowne :) Nagle się dowiedziałam, że muzyka to może być coś ładnego, a nie tylko takie wrzaski.
P.S. Hehe, Super Informatyk kłócił się ze mną, że 200 czy 300 lat to za mało, żeby zapomnieć takiego kogoś jak Carl Sagan (czym nawiązuje tu do tego wpisu). No ale chyba jak podróżnik w czasie tak planuje, to chyba wie, co robi. Przecież jak się zastanowić, to my nawet nie wiemy, czy tamtej późniejszej wizyty nie miał za sobą wcześniej...
oj kurczaczki słodziutkie :) co do faworków miałam to samo w domu tylko bracia zazwyczaj przepadają bardziej za pączkami także faworki zostały mi jeszcze na dzisiaj :)
OdpowiedzUsuńFaworki, faworki, faworki... Też teraz jem :) To tak mr Desmond wygląda! A to ci masz hobby. Fajne ;) Kurczaczki śliczne :) Lady Pank - kocham cię kobieto! Ja nie jestem obeznana w muzyce, więc znam tę piosenkę ze słuchu i zawsze bardzo mi się podobała. No, i dzięki tobie wiem, czyja ona jest. (Tak, wiem, że ten zespół jest znany).
OdpowiedzUsuńA. ;)
Ci powiem, że też nie wiedziałam, że to ten zespół i nawet za nim specjalnie nie szaleję - zawsze mi się myliło z innym zespołem (nie powiem, z jakim, bo też będzie ci się myliło XD ) i teraz specjalnie sprawdziłam. I teraz już będę wiedzieć - Internet wie wszystko :]
UsuńA co do Desmonda... On nie wymaga komentarza... XD
jeśli masz jakieś ciekawe przepisy jeszcze to może byś przesłała proooszę :)
OdpowiedzUsuńPrzepisów własnych nie mam jakoś specjalnie za dużo, no, chyba że... Kiedyś dam na kruche i na biszkopt, które umie moja mama :] Na sernik jeszcze nie umiem, ale może też od niej wyciągnę i wreszcie zapamiętam. I na tę sałatkę ogórkowo-cebulową ze słoika...
UsuńA faworki były akurat z Internetu, więc jeśli chcesz, to ci pomogę tam szukać ;)
P.S. Nie wspominając oczywiście przepisów na kremy z 12 stycznia ;>