wtorek, 13 marca 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 13 marca 2012



No. Wygląda na to, że tworzenie prezentacji na Pyrkon ma nawet jakieś tempo. Przede wszystkim dobrze zrobiłam, że podzieliłam to sobie na część komputerową i niekomputerową - dużo lepiej wymyśla mi się tekst, kiedy nie świeci na mnie ten ekran (tak, może to być główna przyczyna mizerii na tym blogu, choć nie wiem, jakie usprawiedliwiania ma Myth). Tak więc część papierowa jest częściowo, ale za to od razu z wizją wykonania (animacja tekstu, obrazki...) gratis. Więc, jeśli dobrze pójdzie, może nawet jutro zabiorę się za część komputerową. Nie no, co ja gadam. Pewnie jutro dodziubię do końca pisanie, ale przyjmując po mojemu, że jutro skończy się około 3:00 nad ranem i znowu nie będę pamiętać, jak się nazywam. Co jednakże w przypadku superbohaterów bywa przydatne :p

Z rzeczy bardziej wymiernych - wczoraj, jak niektórzy zauważyli, był teatr. I to, w przeciwieństwie do wielu ostatnich wybryków, nawet udany. Co prawda w stylu molierowsko-fredrowskim, a zwłaszcza podobnie do Moralności pani Dulskiej (yyy... sprawdziłam - tego nie napisał ani Molier, ani Fredro, ale jakoś tak...), czyli trochę pójście na łatwiznę, bo takie rzeczy, żeby śmiać się z cudzej hipokryzji i dwulicowości były oryginalne najpóźniej pięćdziesiąt lat temu, ale jednak... Tak moim zdaniem powinien wyglądać teatr - wszystko przejaskrawione, żeby można było się pouśmiechać, jakie to pustaki potrafią być z innych ludzi, a do tego wystylizowane na jakieś okolice środka XX wieku, żeby można było sobie popodziwiać tę zwyczają elegancję i te ah i oh wielkich domów ze służbą.
Bo tych dzisiejszych "teatrów nowoczesnych", że ludzie w byle jakich ciuchach latają (oni sobie mogą uważać, że w codziennych :/ ) i wrzeszczą z perorowaniem na przemian zamiast normalnie z komediowym wystylizowaniem mówić pięknie, to ja nie pojmuję. Że naturalność, że szczerość "do bólu, że "prawdziwe życie". Nie pojmuję i nie cierpię. Dobrze, że jak na razie Teatr Telewizji tego unika i mam nadzieję, że dłużej niż "na razie".

Czyli było zabawnie i krzywy uśmieszek ani mnie, ani mojemu tacie, który nie jest superbohaterem, z twarzy nie schodził. Jeśli jeszcze komuś mało zamocnych komedii to na Jedynce było Szklanką po łapkach :] Co prawda też jedynie na uśmiech, bo wiadomo, setki razy film powtarzany, a nowych dzieł z udziałem Leslie Nielsena i jego zazowskiej brygady już nie będzie, ale jednak rodzice wciąż i wciąż nie mogą się powstrzymać. I ja też nie :p
Jeszcze mało? No to Tabaluga znowu był

Nie mówiąc nic nikomu od czasów ocieplenia się klimatu nad moim podwórkiem prowadzę obserwacje jeziora. Nie ma co, obiekt zachowuje się dziwnie:




Szkoda, że nie ma tego kluczowego zdjęcia z lutego na marzec. Ale i tak nie ma wątpliwości. Rzecz jasna, problem jest z kamieniami - z każdym dniem zaczynają coraz bardziej wystawać.
Trzeba będzie przyjrzeć się bliżej tej sprawie.


Leciało akurat w radiu, więc pomyślałam, że wrzucę sobie pierwszą piosenkę, jaka mi się w życiu podobała :p
(Nie mylić z pierwszą polską, czyli z ladypunkowym Zawsze tam gdzie ty, o którym wynurzałam się tutaj.)



Przy okazji, wyszukując sobie piosenkę, wypatrzyłam po prawej stronie zakładkę z ogłoszeniami parafialnymi, że Wrzuta tworzy nową siebie i jeśli ktoś ma sugestie, uwagi albo inne problemy, to może się wypowiedzieć.
No to szykuje się dłuższy referat...

2 komentarze:

  1. Nie ma to jak filmy z Leslim [Dobra, nie umiem odmieniać imion]. Nie wiem czemu, ale to jezioro mi na sprawkę Daleków wygląda. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łoooo! Dalekowie byli na moim bajorku! A ja nic nie widziałam :(

      Usuń